Wysłuchał?
– Nie od razu. Wtedy zaczęła się fala wydarzeń, o których wspomniałem przed tygodniem. Nie uważam jednak, by wywołała je bezpośrednio moja modlitwa. Kim jestem, by dyktować Panu Bogu, co ma robić? Spotkałem wówczas swego Ananiasza. To był jakiś włoski ksiądz. Po moim wybryku poszedłem do niego zniszczony grzechem, a on powiedział mi Dobrą Nowinę, że Bóg kocha grzesznika. Czekałem na to, by zadał mi ciężką pokutę, ale on powiedział: ciężką pokutę „odrobił” już za ciebie Jezus.
Pan Bóg potrzebuje drugiego człowieka, by nam przyniósł prawdę. Pamiętam, jak przyszedł do mnie kiedyś mężczyzna. Młody, piękny, postawny. Denerwowało mnie tylko, że miał z tyłu taką kitkę (śmiech). Podszedł do mnie i wypalił: Słuchaj ksiądz, przytul mnie. Byłem zszokowany, ale powiedziałem: Dobra, to chodź „na misia”. Bóg cię kocha – wyparowałem. Tak – odpowiedział. – Wierzę ci, bo kiedyś powiedziałeś mi prawdę, ale ja potrzebuję tego przytulenia.
Może u Pawła było podobnie? Ananiasz położył na niego ręce. Niemal przytulił go.
– Też tak myślę. Mamy zwyczaj, że maluchy, które jeszcze nie chodzą do Komunii, podchodzą do ołtarza. Kapłan nakłada na nie ręce, robi krzyżyk na czole. Wracają do ławki, a tam mama, czy tata mają powtórzyć ten krzyżyk i koniecznie je ukochać! To ma być gest miłości. Dziecko idąc z błogosławieństwem od księdza, musi doświadczyć przytulenia. Błogosławieństwo jest przytuleniem. Nasz formalizm zabił znak pokoju. Zrobił z niego gest: „Pocałuj mnie gdzieś”.
Ile wody w Wiśle musiało upłynąć, by Ojciec – stary góral – odkrył sens przytulenia?
– Sporo. Byłem wychowany w kulcie Janosika. Najważniejszy był honor. „Nie zaczynaj z nikim, ale jeśli ktoś cię zaczepi, to musisz udokumentować jego klęskę”. Nie na darmo miałem w szkole przezwisko „czterdziesty zbójnik”. Ten ideał zbójowania to był bandytyzm, z którego zrobiono legendę. To były moje priorytety. Ojciec mówił: „Nie daj się!”, a mama dodawała: „Nie rób wstydu”. Więc nie dawałem się, wstydu też nie przynosiłem. Starsze kobity we wsi myślały, że jestem pobożnym chłopakiem. Co naprawdę robiłem, Pan Bóg jedyny wie… A wracając do tego przytulenia: jeden ksiądz na rekolekcjach powiedział mi: „Stanisław, ja cię proszę, nie mów moim parafianom w kółko o tym, że Bóg ich kocha, bo ja sobie z nimi już nie poradzę! Nakrzycz na nich trochę”. Ale ja wiem, że gdy człowiek ma zapłakać, to tylko w sytuacji Piotra, który czuł, że Jezus wiedział o tym, że zostanie zdradzony, ale nie przestał go kochać. Gdy ktoś przychodzi z jakąś tragedią, nie boję się go przytulić. Na co dzień gramy twardzieli, nakładamy maski. Udajemy, że nie mamy problemów. Mamy problemy. Jesteśmy żebrakami miłości.
«« |
« |
1
|
2
|
3
|
4
|
» | »»