Sześć homilii
ks. Tomasz Jaklewicz
Jezus wygłasza pochwałę ludzi prostych, przestrzega przed bałwochwalstwem rozumu. „Zakryłeś te rzeczy przed mądrymi i roztropnymi”. Mądrość i roztropność to ważne cnoty. Pan Jezus na pewno nie występuje przeciwko nim. Przestrzega jednak przed takim rodzajem wiedzy czy intelektu, który wbija w pychę i przez to zamyka oczy na wiarę. W czasach Jezusa „mądrymi i roztropnymi”, byli faryzeusze i uczeni w Piśmie. To z nimi Jezus nie potrafił się dogadać, nie potrafił ich przekonać. Oni wiedzieli swoje, dlatego nie chcieli przyjąć Jego. Tyle lat studiowania Tory, tyle wysiłku włożonego w poznanie Boga i Jego praw. Nie, nie możemy się mylić. Teologia to poważna wiedza. Jesteśmy profesjonalistami, nie możemy obniżać naszych standardów, musimy trzymać poziom. Jakie właściwie szkoły kończył ten Jezus? Czy ma jakiś tytuł?
Oczywiście, że wiedza, także wiedza teologiczna, jest czymś pozytywnym. Towarzyszy jej jednak zawsze niebezpieczeństwo nadmiernego zaufania w swoje możliwości. Pokusa zawdzięczania wszystkiego sobie samemu dotyka najmocniej tzw. ludzi sukcesu – błyskotliwych, inteligentnych, gotowych zawsze na ciętą ripostę wymierzoną w tych mniej elokwentnych. Jest taki rodzaj tzw. zdrowego rozsądku, który staje się czymś niezdrowym. To taka bezbożna roztropność, czyli umiejętność zimnej kalkulacji, wyrachowania czy nawet cynizmu, która podpowiada: „Po co nam właściwie Bóg, tylko przeszkadza, nie przejmujmy się Nim”. Ileż eleganckich, elokwentnych pań i panów z pierwszych stron gazet serwuje nam tę „mądrość”, z lekko ironicznym uśmieszkiem komentując wszelką wzmiankę o Bogu, o łasce, o niebie czy piekle.
Kim więc są ewangeliczni „prostaczkowie”, którzy potrafią przyjąć objawienie przyniesione światu przez Jezusa? Dosłownie tłumacząc, to „małe dzieci”, wręcz „niemowlęta”. Dzieci potrafią się dziwić. Dla nich wszystko jest czymś cudownym, tajemniczym i zaskakującym. Aby przyjąć prawdę o Bogu, konieczna jest umiejętność zadziwienia światem. Zadziwienia, że jest. To istnienie jest najbardziej podstawowym cudem i ono odsyła do Źródła. Dzieci też często płaczą. Nie wstydzą się potłuczonego kolana czy bolącego brzucha. Gdy dzieje się coś złego, drą się wniebogłosy. Nie mają oporów, by wołać starszych, silniejszych, mądrzejszych na ratunek. Aby widzieć Boga, potrzeba widzieć swoje ubóstwo i nie wstydzić się dłoni wyciągniętych w żebraczym geście w Jego stronę. Ewangeliczne „małe dzieci” to ludzie prostego serca, „ubodzy w duchu”, „utrudzeni i obciążeni”, „owce niemające pasterza”. To ludzie, którzy nie traktują Boga demokratycznie – jako równoprawnego partnera, z którym można pertraktować. Prostaczkowie czują, że trzeba raczej upaść przed Nim na kolana, bić się w piersi i wołać na pomoc. Naiwne to? Płytkie? Banalne? No właśnie…
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |