Pięć homilii
ks. Leszek Smoliński
W życiu często zdarza się nam spotykać ludzi strapionych, bezradnych, pozbawionych nadziei. Ci ludzie potrzebują pomocy. A często od nas oczekują, że się nimi zainteresujemy, okażemy im ciepło i życzliwość. Takie sytuacje stanowią także sprawdzian naszego chrześcijaństwa. Nasz Pan Jezus Chrystus utożsamia się z tymi, którzy potrzebują pomocy, pociechy, zrozumienia, czy liczą na cud przemiany.
Pewnie nikt nie jest w stanie pogodzić się ze stratą bliskiej osoby w ciągu kilku dni. Potrzebny jest czas i możliwość okazywania swojej rozpaczy, cierpienia, żalu. Wspominanie zmarłych, rozmawianie z nimi w myślach czy nawet głośno, a przede wszystkim płacz i dzielenie się swoimi uczuciami z innymi ludźmi - wszystko to pomaga pogodzić się ze stratą, nawet tak straszną jak strata dziecka. I znaleźć nowy sposób życia. W płaczu można wyrazić ból, dlatego trzeba mu zrobić miejsce i pozwolić sobie się wypłakać, nawet przez kilka godzin. Zwłaszcza że wraz z dzieckiem umierają związane z nim marzenia i plany na przyszłość.
Ewangelia mówi, że Jezus „użalił się” nad wdową, która opłakiwała śmierć jedynego syna, który dawał jej nadzieję na godne utrzymanie w przyszłości. To Jezus uczy nas, jak mamy wmieszać się w ludzkie krzyże i zmartwienia. To oznacza, że powinniśmy nie stać z boku, nie zamykać oczu na ludzkie łzy, dramaty. Serce człowieka miłosiernego jest bogate w umiejętność pociechy, współcierpienia. Trzeba mniej mówić, a więcej słuchać. Towarzyszenie innym w cierpieniu jest największym przejawem człowieczeństwa.
Śmierć syna pozostawia kobietę bezbronną i pogrążyła ją w rozpaczy. Wzruszony Jezus reaguje spontanicznie na zaistniała sytuację. Do kobiety mówi: „Nie płacz”. Następnie podchodzi do mar i wypowiadając słowo: Wstań!, przywrócił do życia młodzieńca z Nain. Niektórzy widząc cierpienie reagują zupełnie inaczej. Próbują odwrócić uwagę strapionej osoby od źródła utrapienia. Chcą, aby o nim zapomniała. Podsuwają rozrywki - jakby środki znieczulające i pozwalające zapomnieć. Bywa, że ofiarowują skutecznie działające lekarstwo. Ale ono nie zawsze skutkuje. Strapienie nie przemija, człowiek cierpi, jak cierpiał. Nieraz słowa pocieszenia brzmią nieautentycznie, nienaturalnie. Ranią, gdy przyjmujący je czuje, ze nie stoi za nimi ludzkie serce. Mamy pocieszać strapionych oraz godzić się na to, aby inni pocieszali nas w naszych strapieniach.
Chrześcijańskie pocieszenie nie opiera się ono na pięknie brzmiących słowach, ale na bliskości. Nie bójmy się zatem być razem ze strapionymi. Pozwólmy im wypowiedzieć swój lęk przed cierpieniem, gorycz, bunt. Trzeba nieraz, aby strapiony, przerażony niepewna sytuacja człowiek wykrzyczał to, co nosi w sobie. I wtedy przychodzi ulga, odrodzenie, pokonanie kolejnej przeszkody. Siła pociechy leży nie w słowach, ale w bliskości, wczuciu się w konkretnego człowieka. Pocieszać strapionych to znaczy dać odczuć, że ktoś nie jest mi obojętny. To juz bardzo dużo. Czasami wystarczy, aby odbudować nadzieje i umocnić wiarę w to, że życie – choć trudne i bolesne – ma głęboki sens.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |