Komentarze biblijne i liturgiczne, propozycje śpiewów, homilie, Biblijne konteksty i inne.
więcej »Pięć homilii
ks. Tomasz Horak
Dobra nowina o życiu
Oświadczam więc wam, bracia, że głoszona przeze mnie Ewangelia nie jest wymysłem ludzkim. Nie otrzymałem jej bowiem ani nie nauczyłem się od jakiegoś człowieka, lecz objawił mi ją Jezus Chrystus – oświadcza apostoł. Wiemy nawet, jak to było. Paweł, wtedy znany jako Szaweł, uważając pogłoski o zmartwychwstaniu Jezusa za oszustwo, usiłował przemocą położyć kres działalności wyznawców Galilejczyka. Był jednym z najaktywniejszych prześladowców młodego Kościoła. Aż któregoś dnia, w drodze do Damaszku, stolicy Syrii, na jego drodze stanął Jezus. Spotkanie było niesamowite. Szaweł pojął, że to, co robił dotychczas z największym przekonaniem, było największą pomyłką. Przekonał się o tym sam. Nie pozostało mu nic innego, jak wrócić do ludzi, dowodzić, że Jezus żyje, i świadczyć o tym swoją postawą. Nie był to zatem ludzki wymysł, była to namacalna prawda. Resztę swego życia Paweł, bo takie imię niebawem przybrał, poświęcił rozgłaszaniu po całym ówczesnym świecie dobrej nowiny o zmartwychwstaniu, o życiu sięgającym dalej niż śmierć. Przeczucia i tęsknoty pokoleń okazały się prawdziwe.
Rąbka tej tajemnicy mogli dotąd doświadczyć niektórzy. Kronikarz czasów proroka Eliasza (dziewięć wieków przed Chrystusem) dziś znowu opowiedział o wskrzeszeniu syna pewnej kobiety w Sarepcie Sydońskiej. Zaś ewangelista przypomniał wskrzeszenie młodzieńca z Nain w Galilei. Tego dokonał Jezus, tamtego Eliasz. Oba wydarzenia były tylko daleką zapowiedzią życia, które w niepojęty sposób jest darem na zawsze. Taka jest tęsknota pokoleń, takie są najgłębsze oczekiwania ludzi od tysięcy lat, od zawsze. Dobra nowina o życiu.
Zła nowina o życiu
A nas na co dzień dosięga zła nowina o życiu. Dosięga nas brutalny realizm śmierci. I nieuchronna konieczność zakończenia biegu życia. Zawsze zbyt wcześnie. Bo nawet stary człowiek chciałby jeszcze dzień, miesiąc, jeszcze rok pożyć. Nie mówiąc już o śmierci przedwczesnej – tak ją nazywamy – ludzi młodych, nieraz dzieci nawet. I co by nie powiedzieć, lęk przed śmiercią nam towarzyszy. Czasem jest to przeraźliwy, paraliżujący strach – boi się umierający, boi się jego otoczenie. Okazuje się, że nieraz nie wystarcza wiara w życie sięgające poza grób. Powtarza ktoś: „Wierzę w życie wieczne”, a przecież lęku wyzbyć się nie jest w stanie. Za ratowanie życia gotowiśmy dać wszystkie nasze oszczędności i jeszcze się zadłużyć. Na rozwój technik medycznych społeczeństwa przeznaczają ogromne środki, a firmy produkujące bardzo nieraz drogi sprzęt pewne są swoich zysków. Presja złej nowiny o życiu okazuje się niezwykle silna.
Z drugiej strony wiara w życie wieczne przynosi ukojenie. Tak bardzo potrzebujemy świadków tej wiary. Dlatego ostatnie tygodnie i dni papieża Jana Pawła II stały się dla milionów ludzi wielką, pokój przynoszącą katechezą o życiu. „Odszedł do domu Ojca” – te słowa wzięte z ewangelii zostały przypomniane z całym spokojem, ale i całą siłą ludziom wierzącym, a dla wielu niewierzących stały się ziarnem ewangelizacji.
Gdy odwiedzamy cmentarze i zatrzymujemy się przy kolejnych grobach, pomnikach, krzyżach, czytamy imiona ludzi, których znaliśmy, świat zaczyna wydawać się nierzeczywisty. Rodzi się wątpliwość: Czy ich życie było prawdziwe? Czy to raczej prawda o śmierci jest ostateczną odpowiedzią na wszystkie pytania? Nie przynoszą uspokojenia pełne wiary i nadziei napisy na grobach. Tak było zawsze. I zawsze coś z tego w człowieku pozostaje. Także w chrześcijanach pamiętających słowa Jezusa: „W domu Ojca mego jest mieszkań wiele. Idę przygotować wam miejsce” (J 14,1n).
Znaki życia nowego
Wskrzeszenie dokonane przez proroka, podobnie przywrócenie do życia młodzieńca z Nain to znaki. Ważne i potrzebne znaki. Jeszcze mocniejszy w swej wymowie był znak wskrzeszenia Łazarza, którego Jezus wywołał z grobu (J 11). Znaki mówią wiele, znaki są konieczne, by przekazać jakąś prawdę, często tajemniczą prawdę. Znakami posługują się ludzie. Znakami posługuje się wobec ludzi Bóg. Taka jest potrzeba, wręcz konieczność w nawiązywaniu międzyosobowych relacji. Znak może być nośnikiem głębokich i wielorakich treści. Ale właśnie dlatego zawsze istnieje niebezpieczeństwo, że zostanie źle, opacznie, a co najmniej nie do końca odczytany. Patrząc na wskrzeszenia opowiedziane w Biblii, możemy je źle zrozumieć. Bo w głębi naszych serc drzemie tęsknota za zatrzymaniem życia takim, jakie ono jest. Nieśmiertelność? Tak, marzy się człowiekowi nieśmiertelność pośród znajomego mu świata. A dobrze wiemy, że to niemożliwe. Materialny świat jest zbyt ciasny, biologiczne życie zbyt kruche, by trwać bez końca. Nawet jeśli by miało być życiem tylko dla wybranych.
Co więc znaczą owe wydarzenia zwane wskrzeszeniami? Tylko tyle – i aż tyle – że ponad nieubłaganą koniecznością kresu biologicznego życia, jest Ktoś, dla kogo prawo śmierci nie jest prawem ostatecznym i najwyższym. Jest Ktoś, kto może obdarować czymś więcej, niż wynikałoby to z naszych doświadczeń. Próbujemy nazywać to wszystko naszym niedoskonałym językiem i mówimy o życiu wiecznym, mówimy o zmartwychwstaniu, mówimy o niebie i wieczności. Żadne z tych słów nie oddaje całej rzeczywistości. Dlaczego? Dlatego, że nie jesteśmy w stanie mówić o czymś, co jest zupełnie inne od naszych doświadczeń. Dlatego i Bóg przemawia do nas znakami, a my staramy się zrozumieć tyle, ile zrozumieć możemy.
Dlatego naszą odpowiedzią jest nie pewne siebie „wiem!”, ale pełne pokory i ufności „wierzę!” Dlatego zawsze pozostaje jakiś niedosyt. Pozostaje jakiś niepokój. Pozostaje niepewność. Ale pewności i pokoju zyskujemy tyle, że życie staje się możliwe, spokojne, pełne radości mimo wszystkich obaw. Świadectwa takiej wiary oczekują od nas niewierzący.
Homilia pochodzi ze strony Autora www.tohorak.opole.opoka.org.pl
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |