Sobota 1. tygodnia Adwentu
Długo nie można było go przekonać, by kupił komputer. Pióro w dłoni i pusta kartka. To mnie najbardziej inspiruje – mawiał. Aż przyszedł dzień kiedy padła jego poczciwa Olimpia, czyli maszyna do pisania.
Zakupu dokonał w pamiętnym dniu. Zobacz – mówił do Sebastiana, wskazując na pikujący w wieżowiec samolot – jakie science fiction wymyślili Amerykanie. Ale to jest żywy obraz – wtrącił się sprzedawca. Zbledli. W drodze powrotnej nie mieli siły rozmawiać o nowym sprzęcie.
Początkowo służył za Olimpię. Był maszyną do pisania. Aż pewnego dnia animatorzy zagadnęli na spotkaniu: Może ojciec zajrzy do Internetu. Tam jest wiele ciekawych treści, można ze sobą pogadać nie wychodząc z domu…
Niezbyt spodobała mu się ta propozycja. Próbował coś tłumaczyć o osobowości wirtualnej, kreowaniu drugiego ja, czyhających zasadzkach.
Słuchali nie dowierzając argumentom. Widząc w nich raczej lęk przed nowym niż racjonalne uzasadnienie. Po chwili ciszy ktoś zauważył: Ojcze, ale tam są młodzi, tam jest Kościół! Owszem, ktoś będzie z ojca szydził, inny będzie agresywny albo obojętny. Ale będą tacy, którzy chcą rozmawiać. Bo albo nie mają odwagi przyjść, albo nie mają takiej możliwości jak my.
Spróbował. Było dokładnie tak, jak mówili animatorzy. Obojętność, agresja, szyderstwa i… potrzeba rozmowy z osobą duchowną. W szerszym gronie i prywatnie.
Już miał się wylogować, gdy wyskoczyło kolejne zaproszenie do prywatnej rozmowy. Znów klasyka, jak wtedy, gdy szedł z Aśką wzdłuż potoku. Tylko więcej apatii, zniechęcenia do życia, na koniec wyznanie o myślach samobójczych. Bo rodzice zagonieni od rana do wieczora zarabiają na tak zwane godziwe życie, w domu żadnych obowiązków, od samotności zgłupieć można.
Ostatnich dwóch myśli przyczepił się jak przysłowiowy rzep psiego ogona.
- Rozmawiając z tobą patrzę za okno. Z drugiej strony jeziora widzę zapalone w domu światło. To Wiktor. Wrócił przed osiemnastą ze szkoły, zrobił wieczorny oprzęd, teraz odrabia lekcje. Wstanie przed piątą, by znów zająć się gospodarstwem, później dwa kilometry pieszo do autobusu. I tak każdego dnia. Zawsze jest uśmiechnięty i chętny do pomocy. Nigdy nie słyszałem, by narzekał na życie. Zimą pojedzie z dzieciakami jako wychowawca.
- Rozumiem… To ja chyba mam za dużo czasu na myślenie o sobie. Poza nauką żadnych obowiązków. Ta kasa moich rodziców idzie na pielęgnowanie egoisty.
- Zrób coś ze sobą, zaangażuj się a życie nabierze kolorów!
Odezwał się po dwóch tygodniach. – Ojcze, w mojej klatce jest dziecko niepełnosprawne na wózku inwalidzkim. Często w domu zostaje samo. Umówiłem się z sąsiadką, że co drugi dzień będę przychodził. Czytam książki, puszczam filmy, rozmawiamy… Życie jest cudowne!
Adwent: Jeden cię zignoruje, inny będzie agresywny. Ale jest ktoś, kto cię potrzebuje. Widzisz?
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |