Nasz ludzki świat, taki jaki znamy, okazał się mniej trwały niż sądziliśmy...
Miniony Wielki Post był taki sam, jak wszystkie poprzednie. Tak samo bowiem był czasem przygotowania do przeżycia świąt paschalnych, wezwaniem do zmiany życia, czasem pokuty i odkrywania Bożego miłosierdzia. Cierpienie, które nas dotknęło w tym czasie, różnorakie ograniczenia, lęk – nie są przecież tu, na ziemi, czymś nadzwyczajnym. „Dziwne” w tym jest może tylko to, że to wszystko spotkało właśnie nas – a nie tak jak dotychczas: naszych sąsiadów, ziomków czy ludzi gdzieś na krańcach świata.
Zresztą to na taki, podległy cierpieniu i śmierci świat przyszedł Jezus, taki właśnie świat zbawił.
I w tym jest nadzieja.
Nasz ludzki świat, taki jaki znamy, okazał się mniej trwały niż sądziliśmy. Powiedzmy to ciężko chorym, samotnym, skrzywdzonym przez grzech, tym, którzy dotąd doświadczali głodu, ognia i wojny: to myśmy się mylili, nie umieliśmy współcierpieć, zamykaliśmy oczy, nie dość dobra zrobiliśmy. Powiedzmy to głośno i wyraźnie: nic nie możemy poradzić, nie damy rady pomóc.
My nie.
Całe to cierpienie jest jednym wielkim pytaniem, wołaniem o miłość, o możliwość zaradzenia złu. W tych dniach przekonaliśmy się naocznie o tym, że „Wszystkie odpowiedzi, które nie sięgają aż do Boga, są za krótkie” – co powtarza za Benedyktem XVI ks. Jerzy Szymik. Dotarło do nas kolejny raz to, co głoszono nam z tylu ambon: jeśli wieść o Bogu, który pokonał śmierć, jest prawdziwa, wszystko się zmienia.
I w tym jest nadzieja.
Jakże inaczej brzmią dziś w naszych uszach słowa modlitwy:
„Dni człowieka są jak trawa;
kwitnie jak kwiat na polu.
ledwie muśnie go wiatr, a już go nie ma,
i miejsce, gdzie był, już go nie poznaje” (Ps 103).
Jakże mocno brzmią słowa Psalmu 22, którym na krzyżu modlił się Jezus:
„Zaufał Panu, niech go Pan wyzwoli,
niech go ocali, jeśli go miłuje […]
Ty zaś, Panie, nie stój z daleka,
pomocy moja, śpiesz mi na ratunek”.
Czy Ty, Boże, kochasz mnie na tyle, by śmierć, która wyciąga po mnie ręce, ostatecznie przegrała? Czy kochasz mnie miłością dość mocną, by ocalić od zagłady ludzi, których ja pokochałam?… Pytania o miłość, które stawiamy samemu Bogu – w ostatnich dniach może głośniej niż zwykle – w tę wielkanocną niedzielę znajdują odpowiedź.
I w tym jest nadzieja.
Wielkanoc to nie są święta puchatych zajączków ani uroczystego pokazywania sobie nawzajem na Skype smakowitych szynek. To w ogóle nie są święta sytych. To są święta tych, którzy przeraźliwie tęsknią. Oczekują. Tych, którzy chcą żyć.
I ta nadzieja się spełnia: bo On zmartwychwstał.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |