No, faktycznie kapryśni byli owi współcześni Jezusowi. Nie podobał im się Jan Chrzciciel, bo pościł. Nie podobał się im też Jezus, bo nie pościł. I wcale nie chodziło o zdrowy umiar. Jeden i drugi zarzut były tylko pretekstem, by ani Janowi ani Jezusowi nie uwierzyć.
No właśnie: preteksty dla niewiary. Dziś też ich pełno. Ten ksiądz smutas, ten za wesoły. Jakby do wiary w Chrystusa potrzeba było idealnych księży. I wiele innych, podobnych pretekstów. Mających przykryć powód prawdziwy: że bez Jezusa mi wygodniej….
Ale wygodniej jest tylko do czasu. Potem… Potem już tylko wstyd się przed sobą przyznać, że było się tak bezdennie małodusznym i nie dbało o swoje życie wieczne…
Szczęśliwi jesteśmy, bośmy Jezusowi uwierzyli.