Nie lękaj się z ufnością oczekiwać Boga. On jest dobry
„I obróciłem się, by patrzeć, co za głos do mnie mówił; a obróciwszy się ujrzałem siedem złotych świeczników i pośrodku świeczników kogoś podobnego do Syna Człowieczego, przyobleczonego w szatę do stóp i przepasanego na piersiach złotym pasem (...). Kiedy Go ujrzałem, do stóp Jego padłem jak martwy. A On położył na mnie prawą rękę, mówiąc: «Przestań się lękać! Jam jest Pierwszy i Ostatni, i Żyjący. Byłem umarły, a oto jestem żyjący na wieki wieków i mam klucze śmierci i Otchłani»” (Ap 1, 12-13. 17-18).
Adwent to czas, w którym przypominamy sobie, że nasz Pan i Zbawiciel przyjdzie kiedyś powtórnie, by sądzić żywych i umarłych. Ten dzień nieuchronnie nadejdzie. Nie pomoże odrzucanie od siebie tej myśli. Staniemy przed trybunałem Boga i zdamy sprawę z wszystkich naszych uczynków. A jednak każdy wierzący w Chrystusa może oczekiwać tego dnia ze spokojem i ufnością. Ten bowiem, który będzie nas sądził nie jest złośliwy i małoduszny; nie czeka na każde nasze potknięcie, by mieć za co skazać. On jest dobry. On jest miłością.
Jeśli wydaje nam się, że jest inaczej, to przede wszystkim dlatego, że przykładamy do Boga naszą ludzką miarę. Obarczamy Go naszymi ludzkimi słabościami. A przecież On Bogiem jest, nie człowiekiem, i nie przychodzi, żeby zatracać (parafraza Oz 11,9).
Mówimy, że Bóg jest sprawiedliwy. Pragniemy także sprawiedliwości w naszym codziennym życiu. Chcemy, by każdy otrzymał to, co mu się należy. Często jednak mylimy sprawiedliwość z zemstą. Dla sprawców zuchwałych przestępstw jesteśmy skłonni domagać się wysokich kar i bezwzględnego traktowania. Zapominamy o tym, że zbyt surowa kara rodzi poczucie krzywdy. I zamiast leczyć winnego z wad powoduje pragnienie odwetu. A przecież sensem kary jest skłonienie winnego do przemyśleń nad własnym postępowaniem i skierowanie go na drogę dobra.
Kierując się błędnym rozumieniem sprawiedliwości skłonni jesteśmy także Bogu przypisywać pragnienie zemsty. W spotykających nas na co dzień nieszczęściach dopatrujemy się Bożego odwetu za grzechy. A kiedy cierpienie wydaje nam się niezawinione, wówczas pytamy: „za jakie grzechy”. Zapominamy, że na spotykające nas tragedie Bóg patrzy z perspektywy wieczności. Żadne zło nie trwa bowiem wiecznie. W niebie wszystkie złe chwile zostaną nam wynagrodzone. A jeśli nawet jakieś nieszczęście wydaje nam się Bożą karą, to przecież Bogu chodzi tylko o to, by skłonić człowieka do poprawy życia. Nie chce bowiem naszego wiecznego zatracenia....
Mówimy też, że Bóg jest miłosierny. Mylimy jednak miłosierdzie z pobłażliwością. Z takiego spojrzenia rodzą się dwie błędne postawy. Pierwszą z nich jest odrzucenie miłosierdzia, gdyż skutkuje ono rozpanoszeniem się zła. Drugą jest przekonanie, że cokolwiek złego byśmy zrobili, Bóg nam i tak wybaczy. Stąd rodzi się zgoda na bylejakość i wyśmiewanie „nadgorliwców”. A przecież Bóg wie, że czym innym jest miłosierdzie, a czym innym pobłażliwość. Nie wahał się o swoim ukochanym ludzie mówić „plemię zbójeckie, dzieci wyrodne” (Iz 1,4). Ale jednocześnie wszystkich szczerze odwracających się od grzechu z radością przyjmuje z powrotem, traktując jak zaginioną owcę albo marnotrawnego syna (Łk 15).
„Przestań się lękać”. Ten, który jest Pierwszym i Ostatnim, i Żyjącym, ten który jest wszechmocnym Panem całego stworzenia, jest jednocześnie twoim Wybawcą i Odkupicielem. Nie chce Twojej śmierci. Chce, by wszyscy ludzie osiągnęli kiedyś wieczne szczęście. Zamieszka z nami, będziemy Jego ludem, a on będzie Bogiem z nami (Ap 21,3).