Garść uwag do czytań na XII niedzielę zwykłą roku A z cyklu „Biblijne konteksty”.
Niech będzie przeklęty dzień, w którym się urodziłem!
Dzień, w którym porodziła mnie matka moja,
niech nie będzie błogosławiony!
Niech będzie przeklęty człowiek,
który powiadomił ojca mojego:
«Urodził ci się syn, chłopiec!»
sprawiając mu wielką radość.
Niech będzie ów człowiek podobny do miast,
które Pan zniszczył bez miłosierdzia!
Niech słyszy krzyk z rana,
a wrzawę wojenną w południe!
Nie zabił mnie bowiem w łonie matki:
wtedy moja matka stałaby się moim grobem,
a łono jej wiecznie brzemiennym.
Po co wyszedłem z łona matki?
Czy żeby oglądać nędzę i utrapienie
i dokonać dni moich wśród hańby?
Czy to fragmenty różnych skarg Jeremiasza? Tak sugerują niektórzy bibliści. Zdaje się na to wskazywać fakt, że po wysławianiu Boga za wybawienie prorok znów wpada w smutek i zaczyna przeklinać dzień swoich narodzin. Być może. Całkiem jednak możliwe, że to wyraz jakiegoś głębszego smutku. Takiego, który mimo chwil, w których wydaje się przychodzić pokrzepienie, ciągle, jak natrętna mucha, wraca....
Bo sytuacja Jeremiasza faktycznie nie była wesoła. Wrogowie, oszczerstwa, donosy i fałszywi albo co najmniej nie do końca lojalni przyjaciele. Tak przynajmniej skarży się prorok. Wielu oczekujących jego upadku i czyhający na możliwość zemszczenia się na nim za nie wiadomo jakie winy. Z tekstu zdaje się wynikać, że są wśród nich nawet podający się za jego przyjaciół! Skąd ta niechęć i złość? Chyba tylko za to, że wiernie przekazuje, co Bóg każe mu mówić. Psychologicznie sytuacja trudna do uniesienia. Prorok wie, że jedynym Jego sojusznikiem jest Wszechmocny. Ale On jest daleko i ma swoje wielkie plany, a wrogowie, ze swoimi całkiem przyziemnymi planami, są nieznośnie blisko....
Cóż powiedzieć.... Nawet wśród z pozoru wyznających tę samą wiara można być nieznośnie samotnym w swojej wierności Bogu. Bo wielu pozornie wierzących w Boga tak naprawdę wierzy w wygodny dla własnych celów system dogmatów i wartości. Sytuacja trudna. Tacy ludzie mogą przedstawiać siebie jako głęboko wierzących, przeciwstawiających się odszczepieńcom i zdrajcom. Z rzekomą, ale naprawdę szczerą troską o czystość wiary i nieskazitelność nadziei. Jak wtedy wierzyć, że ma się Boga po swojej stronie?
Albo może być i inaczej: w swoich oczach owi wierzący wrogowie bywają pragmatycznymi realistami, takimi „wierzący, ale”, dla których człowiek starający się być w każdej sprawie wierny Bogu jest w najlepszym wypadku dziwakiem. Też sytuacja nie do pozazdroszczenia. Z kim nie miałby do czynienia człowiek naprawdę słuchający Boga, jest wśród takich ludzi bardzo samotny.
Trzeba jednak zawsze najpierw słuchać Boga. Nawet gdy wymaga to przeciwstawienia się współbraciom. To trudne. Bo trzeba balansować między nadzieją na Boże wsparcie a zwątpieniem, wynikającym z dręczącego pytania: czy może być tak, że wszyscy wokół się mylą, nawet ci wierzący, a ja jeden mam rację? Wierność temu, co mówi Bóg jest jedynym obiektywnym kryterium sensownej odpowiedzi...
Pozostaje wszystkie te cierpienia przyjąć. „Dla Ciebie bowiem znoszę urąganie, hańba twarz mi okrywa. Dla braci moich stałem się obcym i cudzoziemcem dla synów mej matki” – woła psalmista w następującym po czytaniu psalmie responsoryjnym . „Bo gorliwość o dom Twój mnie pożera i spadły na mnie obelgi złorzeczących Tobie. Lecz ja, o Panie, modlę się do Ciebie w czas łaski, o Boże”. Nadzieja tylko w Bożej sprawiedliwości.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |