Tyś mnie, Boże, rozczarował (1 Krl 19,9a.11-13; Ps 85; Rz9,1-5; Ps 130,5; Mt 14,22-33)
Stawiam Bogu wysokie wymagania. Wiem dokładnie, jaki powinien być. Wiem dokładnie, jaką powinien mieć wizję świata. Wiem dokładnie, jak Bóg powinien postąpić w każdej sytuacji. Potrafię dokładnie wskazać, kogo powinien ukarać, a kogo nagrodzić. Mam jasny plan dalszych losów świata. Nie tylko na najbliższe godziny. Także na najbliższe stulecia. Bo swoją dotychczasową działalnością Bóg mnie trochę rozczarował. Bez trudu ułożę listę spraw, które powinien rozwiązać inaczej.
Jak każdy człowiek wyobrażam sobie Boga. Kształtuję sobie Jego obraz. Na jedne cechy kładę większy nacisk, a na inne mniejszy. Dostosowuję ten obraz do moich aktualnych potrzeb. Raz widzę więc Boga jako surowego sędziego, który nikomu nie przepuści. Innym razem dostrzegam w Nim raczej pobłażliwą dla wnuków babcię, która na wszystko przymyka oczy, chociaż i tak niewiele widzi.
Tak często ulegam pokusie wiary w Boga podobnego do mnie. Boga na moją miarę. Boga na mój obraz i podobieństwo.
Bóg jest inny. Zupełnie inny, niż sobie wyobrażam. Zupełnie inny, niż chcę. Bóg nie dopasowuje się do moich zachcianek. Nie ma takiego obowiązku.
Modlitwa dniaWszechmogący, wieczny Boże, ośmielamy się Ciebie nazywać Ojcem, umocnij w naszych sercach ducha przybranych dzieci, abyśmy mogli osiągnąć obiecane dziedzictwo. Przez naszego Pana Jezusa Chrystusa, Twojego Syna, który z Tobą żyje i króluje w jedności Ducha Świętego, Bóg, przez wszystkie wieki wieków.
Jak wręczyć Bogu łapówkę? (Pwt 10,12-22; Ps 147B; 2 Tes 2,14; Mt 17,22-27)
Pilnie potrzebuję pewnego zaświadczenia z urzędu. Kolejka. Rety, jaka długa. W końcu staję przed obliczem urzędnika. Patrzy na mnie jakoś tak dziwnie. Mówię w czym problem. Pilnie. Natychmiast. Nie mogę czekać. Od tego bardzo dużo zależy. Urzędnik poprawia stos papierów. „Dwa tygodnie zgodnie z ustawą” - odpowiada z kamienną twarzą. Ja wtedy nieodzowne: „A nie dałoby się jakoś przyspieszyć?...” Dałoby się. Jak się da, to się zrobi.
Szpital. Lekarz ma zmęczenie w oczach. A bliska mi osoba bardzo cierpi. Lekarz rozkłada ręce. Limity. Brak pieniędzy. Brak możliwości. „Wszyscy wiemy, jaka jest sytuacja w służbie zdrowia” - odwołuje się do polityki. „A może jednak dałoby się jakoś. Mam pewne możliwości... Gdyby pan potrzebował...”. Dałoby się. Jak się da, to się da.
Mojego Boga też próbuję przekupić. Chcę Mu dać łapówkę. Mówię Mu „Nie zrobię tego grzechu, który tak lubię popełniać, ale wysłuchaj mojej prośby”. „Dam dużą ofiarę na dzwony w naszej parafii, ale spraw...”.
„Wasz Pan Bóg jest Bogiem nad bogami i Panem nad panami, Bogiem wielkim, potężnym i straszliwym, który nie ma względu na osoby i nie przyjmuje podarków” - czytam w Księdze Powtórzonego Prawa.
No tak, wszystko mi się pomyliło. Z Bogiem można się targować, ale nie można Go przekupić.
Ze sługi wódz narodu (1 Krl 19,9a.11-13; Ps 85; Rz9,1-5; Ps 130,5; Mt 14,22-33, rozważanie do czytań z wtorku 19 tygodnia zw.: Pwt 31,1-8; Pwt 32; Mt 11,29ab; Mt 18,1-5.10.12-14)
Chciałoby się być kimś ważnym. Nawet nie muszę się szczególnie wysilać, żeby snuć myśli o wielkich dokonaniach, które mogłyby się stać moim dziełem. Ludzka wdzięczność, popularność, losy świata (no, może nie całego, ale jakiejś jego części) w moich rękach. To chyba żadna sztuka. Sądząc po tych wszystkich „wielkich” tego świata, którzy nieustannie pojawiają się na ekranie telewizora...
Wciąż jednak tkwię w szarości i zwykłości. Codziennie powtórka z poprzedniego dnia. Te same czynności, te same zdarzenia, te same słowa. Żadnej w tym wielkości. Żadnej wzniosłości. Nie ma u drzwi tłumu dziennikarzy. Nikt nie chce o mnie czytać w gazetach. Obok żyją tysiące takich samych ludzi jak ja. I pewnie mają takie same myśli i marzenia jak ja.
Jozue był sługą Mojżesza. Dzisiaj być może nazywałoby go asystentem. Ale istota funkcji się nie zmieniła. Nie był nikim ważnym. Jednak pewnego dnia okazało się, że zostanie wodzem Narodu Wybranego. To jemu przypadł zaszczyt wprowadzenia Izraelitów do Ziemi Obiecanej.
Nie lękaj się i nie drzyj!
Komitet obrony starego Mojżesza (2 Kor 9,6-10; Ps 112; J 72,26; J 12,24-26, rozważanie do czytań ze środy 19 tygodnia zw.: Pwt 34,1-12; Ps 66; 2 Kor 5,19; Mt 18,15-20)
Jak tak można? Człowiek całe życie poświęca jednej sprawie. Walczy. Pokonuje trudności. Przezwycięża zniechęcenie własne, a przede wszystkim zniechęcenie innych. Robi cuda. Wtłacza opornym do głowy twarde reguły ustanowione przez Boga. Pół wieku niemal spędza na pustyni. Gada z samym Bogiem. I co? Nie osiąga celu swoich wysiłków. Ogląda go tylko z daleka. Śmietankę zbierze kto inny.
Buntuję się przeciwko Bożej sprawiedliwości. Staję okoniem wobec Bożej ekonomii zbawienia. Jest dla mnie jasne, że zawsze powinno być coś za coś. Nie mam wątpliwości, że mnie (innym oczywiście też) pewne rzeczy się od Boga po prostu należą. Każde dobro powinno być szczodrze nagrodzone. Każde zło... No cóż, chcę, żeby było wybaczone. W końcu jestem tylko człowiekiem. Należy mi się Boża wyrozumiałość.
Bibliści snują domysły, dlaczego Mojżesz nie wprowadził osobiście Narodu Wybranego do Ziemi Obiecanej. Przeważa koncepcja kary. A mnie się wydaje - gdy spróbuję się zastanowić w oderwaniu od czysto ludzkiego myślenia handlowego - że Mojżesz niekoniecznie za karę oglądał Ziemię Obiecaną tylko z góry Nebo. Może po prostu wykonał swoją cząstkę pracy? Może właśnie nadszedł dla niego czas nagrody?
Chyba nie trzeba zakładać komitetu w jego obronie. Podobnie, jak w sprawie tylu innych pozornie skrzywdzonych przez Boga...
Zaświadczenie dla Jozuego (Joz 3,7-103.11.13-17; Ps 114;Ps 119,135; Mt 18,21-19,1)
Lubię, kiedy Pan Bóg myśli po mojemu, po ludzku. Kiedy bierze pod uwagę mój sposób postrzegania świata i dostosowuje się do niego. Wiem, że tego nie musi robić, więc tym bardziej to sobie cenię. Człowiek czuje się wtedy dowartościowany, że Bogu zależy, aby dobrze zrozumiał. Czuje się traktowany po partnersku. A to dzisiaj jest szczególnie trendy.
Gdy po śmierci Mojżesza Jozue stanął na czele Narodu Wybranego znalazł się w trudnej sytuacji. Wcześniej był takim „przynieś, wynieś, pozamiataj”, a Mojżesz twarzą w twarz z Bogiem gadał. W wielkie buty musiał więc wejść jego następca.
I co zrobił Pan Bóg?
Wydał Jozuemu zaświadczenie. Zapowiedział: „Dziś pocznę wywyższać cię w oczach całego Izraela, aby poznano, że jak byłem z Mojżeszem, tak będę i z tobą”. Jak to zrobił? Wykonał coś, co dla Izraelitów z pewnością było jednoznacznym znakiem. Chociaż w mniejszej skali, powtórzył na Jordanie to, co się zdarzyło gdy przechodzili przez Morze Czerwone. Znów Naród Wybrany przeszedł przez wodę suchą nogą.
Zadziwiające, że sam Bóg dba o takie szczegóły.
Czy Pan Bóg może się chwalić? (Joz 24,1-13; Ps 136; 1 Tes2,13; Mt 19,3-12)
Drażni mnie, gdy ktoś przypomina, jak wiele mu zawdzięczam, Mówię wtedy: „No, już się nic chwal”. Nie za bardzo lubię komuś coś zawdzięczać. Wolę zawdzięczać wszystko tylko sobie. Taka „Zosia samosia”. To mi daje poczucie własnej wartości. Jeśli komuś coś zawdzięczam, mam poczucie zależności od niego. A nie chcę od nikogo zależeć. Mówię sobie, że to ogranicza moją wolność.
Mam wrażenie, że podobnie jak ja myśli i odczuwa bardzo wielu ludzi w każdych czasach.
Dlaczego Bóg przez usta Jozuego postanowił przypomnieć Narodowi Wybranemu, jak wiele dla nich zrobił? Z pewnością niejeden Izraelita przyjął to przypominanie z niechęcią.
A jednak to przypominanie jest potrzebne. Przeszłość ma to do siebie, że jej treść jest kształtowana przez współczesnych. Każdy wybiera z niej to, co dla niego wygodne. Prawda jest interpretowana na wszelkie możliwe sposoby.
Dobrze, że Bóg przypomina, jak wiele mu zawdzięczam. I że od Niego zależę. Mimo wszystko.
My chcemy służyć Panu (Joz 24,14-29; Ps 16; Mt 11,25; Mt 19,13-15)
Ciekawy eksperyment. I podkreślenie, jak Bóg niezwykle szanuje ludzką wolność. „Rozstrzygnijcie dziś, komu służyć chcecie”. Bardzo proszę, możecie sobie być poganami - sugeruje Jozue. Tylko powiedzcie to wyraźnie. Bez udawania proszę. Nie można służyć prawdziwemu Bogu i jakimś wymyślonym bóstwom równocześnie. Trzeba się zdeklarować. Albo albo.
Każda deklaracja pociąga za sobą określone skutki. Każda decyzja niesie konkretne konsekwencje. Nie można być częściowo chrześcijaninem.
A to właśnie jest modne.
Sam traktuję religię jak towar na półce w hipermarkecie. Wybieram sobie tylko kilka elementów, a resztę odrzucam. Przyjmuję to, co mi wygodne. To, co za bardzo nie wpłynie na moje życie. I jeszcze wmawiam wszystkim, że to właśnie moja wersja chrześcijaństwa jest pełna i właściwa.
Przepraszam.