Sztuka upominania (Pwt 4,1-2.6-8;Ps 15; Jk 1,17-18.21b-22.27; Jk 1,18; Mk 7,1-8.14-15.21-23)
Cóż to za sztuka upomnieć kogoś? Przecież bez problemu potrafimy zauważyć i wskazać, co złego robią inni. Niektórzy z nas nadają się na zawodowych upominawczy. Jak tylko spojrzą na człowieka, od razu dostrzegają w jego postawie, zachowaniu, stroju, w tym co mówi, mnóstwo uchybień i błędów.
To wcale nie takie proste. Upominanie jest ciężkim obowiązkiem. Bo odpowiedzialność za drugiego człowieka jest zawsze ciężarem. Upominanie to wielki trud. To coś, co wymaga od człowieka wielkiego zaangażowania. Co wymaga miłości.
Upominanie kosztuje wiele. Można się narazić. Można stracić przyjaciela. A jednak nie wolno mi zrezygnować z upominania. Jeśli naprawdę kogoś kocham - muszę go napomnieć, gdy czyni coś złego. W przeciwnym razie będę winny jego zatracenia.
Modlitwa dniaBoże, Ty nam zesłałeś Zbawiciela i uczyniłeś nas swoimi przybranymi dziećmi, wejrzyj łaskawie na wierzących w Chrystusa, i obdarz ich prawdziwą wolnością i wiecznym dziedzictwem. Przez naszego Pana Jezusa Chrystusa, Twojego Syna, który z Tobą żyje i króluje w jedności Ducha Świętego, Bóg, przez wszystkie wieki wieków.
Wielką walkę toczę (Kol 1,24-2,3; Ps 62; J 10,27; Łk 6,6-11)
„Czy ty musisz ze mną walczyć?” - pytał nastolatek swoją matkę, gdy próbowała mu zwrócić uwagę, że coś zrobił źle. „Dlaczego nieustannie toczysz ze mną walkę?” - zapytał mąż poślubioną dwadzieścia lat temu żonę. Znów miała o coś do niego „pretensje”. W obydwu przypadkach odpowiedź brzmiała tak samo: „Nie walczę z tobą, ale o ciebie”.
Lekarze lubią mówić, że walczą o pacjenta. Na stole operacyjnym. W gabinecie zabiegowym. W Narodowym Funduszu Zdrowia. Walczą o jego dobro.
Czasami walczy się o człowieka wbrew niemu samemu. Tak jest zwłaszcza w sytuacjach, gdy ktoś błędnie ocenia, co jest dla niego dobre.
Bóg nieustannie walczy o człowieka. O każdego. O mnie też. A ja się bronię, jakby walczył ze mną.
Chrzest czy pogrzeb? (Kol 2,6-15; Ps 145; J 15,16; Łk 6,12-19)
Dzisiaj mało kto korzysta z chrzcielnicy. Niezwykle rzadko księża chrzczą czerpiąc z niej wodę. Stoi więc osamotniona nieco z boku. „Nie bardzo wiadomo, po co” - jak powiedział pewien ksiądz. Nie jest znakiem, do którego czuje się przywiązanie. A Jan Paweł II w Wadowicach przy chrzcielnicy okazywał bardzo wyraźne wzruszenie.
Stara chrzcielnica, z pierwszych wieków chrześcijaństwa - to dopiero był znak. Nie przypominała miski na ozdobnym słupku. Przypominała mogiłę. Schodziło się do niej, jak do grobu. Na moment znikało się z tego świata. Umierało. A po chwili „zmartwychwstawało” do nowego, chrześcijańskiego życia. To było przeżycie!
Znam człowieka, który niemal umarł. Kiedy wreszcie odzyskał zdrowie, radykalnie zmienił swoje życie. „Jakbym się na nowo narodził” - opowiadał. „Skoro mam nowe życie, to muszę żyć inaczej”.
W górę, w górę, w górę! (Kol 3,1-11; Ps 145; Łk 6,23ab; Łk 6,20-26)
Znam ludzi, którzy bez przerwy chodzą ze wzrokiem wbitym w ziemię. Nawet w czasie rozmowy sprawiają wrażenie jakby szukali zgubionej monety. Omiatają wzrokiem moje buty, teren pod krzesłem, starannie omijając wszystko, co powyżej. Mamroczą coś pod nosem, tak, że muszę wyłapywać uszami pojedyncze sylaby.
I są wiecznie nieszczęśliwi. Nawet w czasie wyprawy w góry nie spoglądają w stronę szczytu. Drepczą powoli, bez entuzjazmu, niczym burłacy ciągnący statek w górę rzeki.
Znam też takich, którzy bez przerwy wypatrują różnych szczytów do zdobycia. W sensie dosłownym i przenośnym. Nie marudzą. Nie są skrzywieni. Tryskają radością życia. Są ludźmi sukcesu i wielkich planów.
Zdecydowanie wolę przebywać w towarzystwie tych drugich.
Tylko bez kompleksów (Mi 5,1-4a; Ps 96; Rz 8,28-30; Mt 1,1-16.18-23)
Ja nie umiem. Ja nie dam rady. Przecież jestem nikim. Najmniej znaczę w całej rodzinie. W całej klasie. W całej firmie. Są lepsi, więksi, silniejsi ode mnie. Są bardziej zaradni niż ja. Inteligentniejsi. Bardziej wykształceni. Ładniejsi.
To całkiem wygodny sposób na życie. Skoro do niczego się nie nadaję, to nic nie muszę robić. Mogę sobie spokojnie, bez wysiłku i bez problemów wegetować. Tzw. kompleksy są bardzo przydatne dla... leniów.
Betlejem było maleńką miejscowością bez znaczenia. To w Jerozolimie działy się sprawy ważne. A jednak Bóg wybrał Betlejem na miejsce narodzin swego Syna.
Z Bogiem i ludźmi jest tak samo. Wybiera tych, którzy się tego najmniej spodziewają. I zaczynają się problemy. Ale warto dać się Bogu wybrać.
Odkrywam dar wiary (1 Tm 1,1-2.12-14; Ps 16; J 17,17ba; Łk 6,39-4)
Jestem człowiekiem wierzącym. Krótko po urodzeniu rodzice przynieśli mnie do kościoła i poprosili dla mnie o chrzest. Jestem częścią Kościoła. Należę do wspólnoty ludzi, których łączy wiara.
Rzadko myślę o tym fakcie, jak o czymś wyjątkowym. Rzadko mam poczucie wybrania, wyróżnienia. Może przez to, że w Polsce większość ludzi jest w podobnej sytuacji, jak ja. To również ludzie wierzący, katolicy.
Są jednak chwile, w których odkrywam dar wiary. Zdarzyło mi się niedawno spotkać młodych ludzi z Czech, którzy po prostu nigdy się nie zetknęli z wiarą chrześcijańską. Są niewierzący. Ich wiedza o chrześcijaństwie jest taka, jak moja o hinduizmie. Nigdy się nie modlili. Nie interesuje ich, kto to jest Jezus. W głowie mi się nie mieści, że można tak żyć.
Wiara jest łaską. I to jaką!
Na przykład ja (1 Tm 1,15-17; Ps 113; J 74,23; Łk 6,43-49)
„Chrystus Jezus przyszedł na świat zbawić grzeszników, spośród których ja jestem pierwszy” - napisał św. Paweł w pierwszym liście do Tymoteusza. Zastanawiam się, czy to sformułowanie oznacza, że Apostoł Narodów włączył się już przed wiekami w modny dzisiaj trend - chwalenia się tym, że się jest złym?
Nie. Już widzę. On się chlubi nie tym, że jest „pierwszym grzesznikiem”, ale tym, że na jego przykładzie Jezus okazał miłosierdzie i wielkoduszność tym, którzy „wierzyć będą”.
Chrześcijanin to świadek. Chrześcijanin to przykład. Chrześcijanin to ktoś, kto wskazując na siebie, nie eksponuje własnej osoby, lecz Boże działanie. Chcesz zobaczyć, jaki jest Bóg? Chcesz zobaczyć, co Jezus zrobił dla ludzkości? Popatrz na mnie. Jestem dowodem Bożej miłości.