Zaufać (Pwt 4,32-34.39-40; Ps 33; Rz 8,14-17; Mt 28,16-20)Dzisiaj Uroczystość Najświętszej Trójcy. Wypadałoby więc coś na ten temat napisać w rozważaniu, wspominając, do czego doszła teologia i przytoczyć kilka mądrych cytatów. Następnie należałoby przypomnieć tyle razy już powtarzaną przygodę świętego Augustyna rozmyślającego przez wiele lat nad prawdą o Trójcy Świętej, który miał spotkać dziecko przenoszące małym pojemnikiem wodę z morza do wydrążonej przez siebie studzienki, Na pytanie zdumionego teologa, co też czyni, spokojnie odpowiedziało ono, że przelewa wodę z morza do dołka. - Ależ porywasz się na rzecz niemożliwą zgoła! - zawołał Augustyn. Dziecię miało odrzec - robię to samo co ty...
I oczywiście zakończyć stwierdzeniem, że to prawda, wobec której ludzki rozum jest bezradny.
Tyle, że ten schemat koncentruje się na poznaniu intelektualnym, rozumowym. Tymczasem myślę, że od niego o wiele ważniejsze jest osobiste doświadczenie Boga, wypływające z naszego otwarcia się na Jego działanie.
Teoretyczna wiara, nawet w Jedynego Boga w Trzech Osobach jest, mimo wszystko, stosunkowo prosta. O wiele trudniejsze jest zawierzenie i odkrycie, że całe nasze życie jest nieustannym cudem Boga, którego nie możemy pojąć, ani do niczego zobowiązać. Możemy całkowicie Mu zaufać, nie mając jednak żadnej pewności oprócz tej, która opiera się na boskiej dobroci. Dobroć ta, właśnie dlatego, że nie możemy jej przymusić do niczego, okazuje się wolna, interweniuje tak, jak chce, i kiedy chce; nie kiedy my sądzimy, że najbardziej jej potrzebujemy, i nie w sposób, jakiego byśmy pragnęli.
Uświadomienie sobie tego i życie tym na co dzień, o wiele więcej znaczy niż wyniki jakichkolwiek teologicznych dociekań i dysput.
Plują nam w twarz (2 Kor 1,1-7; Ps 34; Mt 5,1-12)Błogosławieni jesteście, gdy ludzie wam urągają i prześladują was, i gdy mówią kłamliwie wszystko złe na was z mego powodu. Cieszcie się i radujcie, albowiem wielka jest wasza nagroda w niebie. Jakże pocieszające wydają się być te słowa, zwłaszcza we współczesnym świecie, w którym tyle jest agresji wobec ludzi wierzących, ataków na Kościół, papieża, księży. Nie trzeba nawet wychodzić z domu, by się o tym przekonać – wystarczy poczytać komentarze na portalach, czy wypowiedzi na forach internetowych. I wówczas pojawia się myśl – poczekajcie, przyjdzie taki czas, kiedy się przekonacie, kiedy oczka się wam otworzą i usłyszycie:
Idźcie precz ode Mnie, przeklęci, w ogień wieczny, przygotowany diabłu i jego aniołom!. Nas natomiast czeka
nagroda w niebie.
Czy rzeczywiście? To prawda, świat pluje nam w twarz – wyznawcom Chrystusa. Odsuwamy się więc i pozujemy na męczenników. Zdaje się nam, że znosimy drwinę z powodu wyznawania naszej wiary, a tymczasem świat często pluje nam w twarz, gdyż wyznajemy Chrystusa źle i niekonsekwentnie. Powtarzamy Jego modlitwy, a nie czyny. Świat widzi w nas parodię Chrystusa i skowyczy nie na Niego, ale na nas - Jego wyznawców. Świat może nie wierzyć w Chrystusa, ale zawsze będzie warczał przeciwko deformowaniu Go. Nasza edycja Chrystusa, nasze wydanie Chrystusa, nasza deklaracja Chrystusa widocznie światu nie odpowiada.
Ludzie nam urągają i prześladują nas, i mówią kłamliwie wszystko złe na nas – ale czy z Jego powodu, czy też z naszego?
Ja tylko kopcę (2 Kor 1,18-22, Ps 119, Mt 5,13-16)Ani smaku soli nie mam, ani nie świecę – raczej kopcę. I dziwię się czasem, że ludzie odczuwają smak i widzą światło. Powinno mnie to pocieszać i uspokajać, ale ja wiem jak jest ze mną naprawdę... i On wie...
To nie ja – to On działa... nie tyle dzięki mnie, ale poprzez moje słabości... I nadziwić się nie potrafię dlaczego...
Jedyne wyjaśnienie jakie przychodzi mi na myśl to takie, że jak zazwyczaj posługuje się w gruncie rzeczy nieużytecznym narzędziem, by uświadomić i mnie i innym, że bez Niego nic nie można uczynić – i odwrotnie, że z Nim można wszystko...
Tyle tylko, że nie zwalnia mnie to z odpowiedzialności za siebie, za to, że mógłbym o wiele więcej, mógłbym mieć o wiele lepszy smak..., świecić wspanialej..., dawać innym o wiele więcej...
Dlatego kiedy zapada zmrok i odchodzą potrzebujący rozmowy, kiedy milkną telefony i gadulec – pozostaje jedno zdanie przed snem - „Jezusie, synu Dawida, ulituj się nade mną”....
Prawo i przepisy (2 Kor 3,4-11; Ps 99; Mt 5,17-19)Kupiłem wczoraj książkę zawierającą religijne prawo żydowskie. Kilka przykładów:
„Zabrania się rozpalania i gaszenia ognia w Szabat. Ponadto zabrania się również zwiększania bądź też zmniejszania płomienia w Szabat.”
„Opakowania oraz wieczka pudełek, na których widnieją napisy, rysunki bądź litery, nie mogą zostać rozerwane lub otwarte, jeśli istnieje możliwość, iż w wyniku tej czynności również napisy zostaną przerwane.”
„Zabrania się używania wszelkich rodzajów past w Szabat. Zakaz ten obejmuje pasty do zębów, pasty do czyszczenia butów, inne pasty do czyszczenia oraz kremy do rąk.”
„Nie wolno włączać, ani wyłączać instalacji świetlnej bądź też przyciemniać lub rozjaśniać światła w Szabat. Nie wolno też włączać, regulować lub wyłączać innych urządzeń elektrycznych. Zakaz ten obejmuje również urządzenia na baterie.”
I tak przez ponad 500 stron...
Śmieszne? Fanatyczne? Może i tak – nie mnie to oceniać...
Zastanawiam się tylko jak wobec tego wyglądają chrześcijanie, którzy twierdzą, że dla Boga oddali by wszystko – w praktyce zaś nie zachowują postu piątkowego, a w niedzielę robią zakupy, piorą, sprzątają...
Jak wobec tego ja wyglądam?
Gdzie wtedy jesteś? (Wj 24,3-8; Ps 116B; Hbr 9,11-15; Mk 14,12-16.22-26)"Boli mnie to, co muszę stwierdzić: mam wielu chrześcijan i wielu kapłanów, którzy gorszyliby się, gdybym ich zabierał do wszystkich miejsc, do których ja chodzę. Ponieważ zdziecinnieli. Pomniejszyli moją Ewangelię i swoje serca. Sporządzili łatwą, niekłopotliwą listę wizyt, problemów i grzechów, taką której nikt nie będzie krytykował. Listę wygodną i bez zgrzytów. Grzechy łatwe do przebaczenia; ścieżki bez błota, na których nikt się nie ubrudzi; wizyty przyzwoite, bez żadnego ryzyka.
A do tego nie trzeba, abyście się nazywali chrześcijanami, ani byli kapłanami.
Tymczasem trzeba walczyć o te dusze połamane, okaleczone, skomplikowane i trudne; dusze anormalne, zbuntowane. O nie trzeba walczyć ryzykując utratę czci, honoru i twarzy..."
Takie słowa wypowiada Chrystus w książce "Mój Chrystus połamany"
Jemu nie można wyznaczyć trasy przemarszu - od ołtarza do ołtarza. Nie można nakazać by ograniczał się tylko do czystych ulic biegnących między wystrojonymi oknami bloków. By szedł tylko po płatkach kwiatów, przy biciu dzwonów i dźwiękach orkiestry, otoczony zastępami kapłanów, ministrantów i dziewczynek w białych sukienkach. On idzie także na te podwórka na które nawet w dzień strach jest zaglądać, odwiedza najbardziej obrzydliwe nory niczym nie przypominające mieszkań, meliny cuchnące alkoholem i ludzkimi ekstrementami. A tam już nie ma woni kadzideł, dzwonków, baldachimów i pięknych śpiewów. Ale idzie tam bo kocha każdego człowieka. I tylko rodzi się pytanie: gdzie są wtedy te tłumy, które towarzyszą Mu co roku podczas procesji?
A kiedy staję przed lustrem znajoma twarz zadaje mi bardzo podobne pytanie: A ty, księże, gdzie wtedy jesteś?
Jest jakiś plan (2 Kor 4,7-15; Ps 116B; Mt 5,27-32)Nosimy nieustannie w ciele naszym konanie Jezusa, aby życie Jezusa objawiało się w naszym ciele. mówi nam dzisiaj św. Paweł.
W książce T. Żychiewicza "Stare Przymierze" jest rozdział mówiący o Hiobie, którego fragment przytoczę:
"Oto po odwiedzinach kolejnych przyjaciół oskarżających Hioba i szukających w nim winy - rozmowa z Bogiem. I wydawać by się mogło, że teraz już wszystko będzie jasne, że Bóg powie: "Hiobie, sługo wierny, niezasłużone cierpienie i cały niezmierzony ocean krzywd potrzebne są bo...".
Nic takiego jednak Bóg nie czyni. Przede wszystkim ukazuje Hiobowi obiektywną miarę rzeczy. Mówi mu: Hiobie, jeśli dotknie człowieka wielkie nieszczęście i wielkie cierpienie - cały człowiek staje się bólem i cierpieniem. Wydaje mu się, że cały wszechświat wypełniło cierpienie i nie ma już nic poza nim. Lecz spójrz - wszechświat jest bez granic.
Popatrz - ziemia jest tylko pyłem we wszechświecie, a człowiek na ziemi mniejszy od pyłu. Hiobie istnieje wiele ogromnych spraw poza twoim cierpieniem. Nie potrafisz o nich myśleć, ponieważ boli cię życie. Lecz one nic nie wiedzą o twoim cierpieniu, a są ogromne. Hiobie poznaj swoją miarę, gdyż i to stanowi mądrość. To jest prawda. Prawda twarda i niemiłosierna, lecz na pewno pożyteczna, gdyż rozbijająca skorupę egotycznego cierpienia wołającego ciągle: ja, ja, ja, we mnie, dla mnie przy mnie, obok mnie, beze mnie.
Dlaczego podejrzewasz, ze twój ból jest rzeczą ostatnią? Jeśli nie możesz inaczej - krzycz. Kiedy zaś ucichniesz, zrozumiesz bodaj to jedno: nikt nie rozerwie ładu gwiazdozbiorów, ani tez nie sprawi by ukośny promień nie zbudził tęczy w kropli wody. Nikt. Przeto stanie się do końca co zamierzyłem. Hiobie, jest jakiś ład we wszechświecie. I w twoim cierpieniu też.
A Hiob uwierzył. "
W jakiś sposób każdy z nas jest bezradny wobec cierpienia - ja również. Jest to bolesna tajemnica, z którą każdy z nas w jakiś sposób się styka i musi się z nią zmierzyć. Tajemnica krzyża - który przerasta nasze ludzkie siły. Jedyne co nam daje nadzieję to spojrzenie na krzyż i Tego, który nasze cierpienie rozumie. Który nie każe nam dźwigać krzyża większego niż potrafimy unieść, który pomaga nam nieść ten krzyż każdego dnia...
"Szczerze mówiąc" (2 Kor 5,14-21; Ps 103; Mt 5,33-37)Irytuje mnie ten zwrot w rozmowach, choć czasem łapię się na tym, że sam go używam. Sugeruje bowiem, że wypowiadający go kiedy indziej szczerze nie mówi. Jeśli ktoś żyje uczciwie, mówi prawdę, jest godny zaufania i nie ma potrzeby, by podkreślał swoją szczerość w danym momencie lub uwiarygadniał swoje słowa przysięganiem na kogokolwiek czy cokolwiek. Dlatego nie dziwię się temu, co dzisiaj mówi Pan Jezus.
Co więcej – kiedy indziej stwierdził, że
z każdego nieużytecznego słowa, które wypowiedzą ludzie, zdadzą sprawę w dzień sądu (Mt 12, 36)
Słowa bowiem mają wielką wagę i wielką moc - mogą “dać życie”, podnieść na duchu, ocalić w rozpaczy, dodać sił… Mogą też “zabić” i boleć bardziej niż uderzenie, a rany nimi zadane goją się niekiedy o wiele dłużej niż te fizyczne.
Wypowiadamy je niekiedy tak bezmyślnie i bez zastanowienia, a “wymazać” się ich już nie da. Więc warto po raz kolejny przypomnieć sobie, przemyśleć i wprowadzać w życie tę znaną anegdotę o trzech sitach:
“Do Sokratesa przybiegł pewien znajomy i zdyszany zaczął opowiadać:
- Słuchaj, Sokratesie, muszę ci coś powiedzieć… twój przyjaciel…
- Poczekaj - przerwał mędrzec - przesiałeś to, co mi powiedzieć przez trzy sita?
- Trzy sita? - zdziwił się “sprawozdawca”.
- Tak, mój przyjacielu, trzy sita. Pierwsze sito to prawda. Jesteś pewny, że wszystko, co mi chcesz powiedzieć, jest zgodne z prawdą?
- No, nie wiem, opowiedział mi to…
- Tak, tak, ale z pewnością przesiałeś to przez drugie sito, a jest nim dobro. Czy to, co chcesz mi opowiedzieć, jest przynajmniej dobre?
- Przeciwnie…
- To - przerwał filozof - użyjmy jeszcze trzeciego sita i zapytajmy, czy to, co mi chcesz opowiedzieć, jest konieczne?
- Konieczne? Chyba nie…
- A więc - uśmiechnął się Sokrates - jeżeli to, co mi chcesz opowiedzieć, nie jest ani prawdziwe, ani dobre, ani konieczne, to nie obciążaj tym ani siebie, ani mnie!”