Uprzywilejowanym miejscem spotkania człowieka z Bogiem jest Eucharystia. Dlatego w pierwszym bloku podejmujemy siedem tematów, jakie proponuje Słowo Boże Liturgii Środy Popielcowej i kolejnych niedziel Wielkiego Postu.
Piotr R.
Nie poznał Ojca
Jest taki obrazek. Jezus go opisywał. Młodszy syn ucieka od ojca. Bawi się świetnie. Wziął swoją część majątku i trwoni go wiodąc hulaszcze życie. Z pewnością jego rodzina wiedziała jak dobrze się bawi. Jego ojciec był chyba pierwszym wielkim liberałem akceptując jego wybory i pozwalając mu uczyć się na błędach. Temu chłopakowi naprawdę dobrze się wiodło. Miał kobiety na zawołanie, które zrobiłyby dla niego wszystko. Mógł kupić przychylność niejednego człowieka. Dobrze mu było.
A przy ojcu zostaje syn starszy. Został przy nim bo był prawy, odpowiedzialny, mądry i rozsądny. Bo zawsze kierował się dobrem i wolą Bożą. Od tego człowieka aż bije poczucie obowiązku. On nie popełnia błędów życiowych. On został z ojcem.
Jest tylko jeden problem – on jest z ojcem, ale nie jest szczęśliwy. Zostawmy młodszego syna. On później źle poinwestował i pieniądze stracił. Skupmy się na starszym. Starszy syn nie poszedł za głosem serca, tak jak jego brat. Pewnie wzgardził „młodym” za jego głupotę, ale też wyraźnie bardzo mu zazdrościł w głębi duszy. Kiedy „młody” wrócił, starszy syn wyrzuca ojcu, że nie dał mu nawet koźlęcia by się zabawił z przyjaciółmi. W głębi duszy bardzo pragnie się porządnie zabawić. Tak zgrzeszyć, by sam Bóg odwrócił swoje oblicze i popatrzył na jego występki. Tak, by z tego co dziś uważa za grzech uczynić sztukę. Tak, żeby w końcu poczuł, że żyje. Z prostytutkami i ladacznicami. Też chętnie kupiłby niejednego człowieka, opuścił dom i poczuł w końcu kim naprawdę jest. Całe lata spędził przy dobrym ojcu, ale go nie poznał.
Starszym synem można by objaśniać zachowania sporej części, jeśli nie większości, katolików. Odpowiedzialność, mądrość, rozum, Wola Boża i oczywiście unikanie gorszenia innych. Jakbym szukał do pracy ludzi na stanowiska urzędnicze, to w tej grupie. Tylko po co to wszystko? Naprawdę sądzimy, że przez to podobamy się Bogu? Zapewne jesteśmy użyteczni. Ale nie byłoby lepiej opuścić Kościół, by być w zgodzie z sumieniem? Po co się oszukiwać? Po co na starość patrzeć na swoje życie i w głębi duszy czuć, że jest stracone? I pomstować na złą młodzież, bo jest taka, jaką samemu by się chciało być. Kto wie – może kiedyś wrócilibyśmy jak Syn Marnotrawny. Tyle, że po tej podróży bylibyśmy uczciwi względem siebie. Młodszy syn szedł za głosem serca. W pewnym momencie, gdy stracił wszystko, w tym swoją godność, jedynym obrazem, który nadawał mu wartość, był jego dom. Pieniędzy już nie było, cierpiał głód. Był gotów jeść z koryta. Wtedy odkrył, kim naprawdę jest. Nie tylko poszedł tam, gdzie go chcieli przyjąć – do domu. On dopiero wtedy ujrzał swoją wartość jako dziecko ojca.
Ale tak naprawdę to nie chodzi o ucieczkę z domu. Nie trzeba przejść drogi młodszego syna. Chodzi o coś innego – o poznanie ojca. Skoro mamy z nim mieszkać, byłoby dobrze go poznać. Ojciec jest wyraźnie liberałem – akceptuje wolne i głupie wybory dziecka. Może będzie mu smutno, ale daje szanse na naukę życia. Nie zakuwa w kajdany. Starszy syn chyba tego nie rozumiał. Sam zakuł się w kajdany. A wystarczyło dać szansę ojcu i poznać go – jego osobowość, jego cechy, to, jak faktycznie myśli. Może więcej rozmawiać z nim należało. Z nim, a nie z własnym wyobrażeniem jego, które człowieka zakuwa w kajdany – zaczynając zresztą od głowy.
Wyobraźmy sobie, że starszy syn chciałby przekonać młodszego do zostania w domu. Przecież młodszy wyczułby u brata brak wigoru, brak młodzieńczego ducha, czy radości z życia. Kto wie – może właśnie przed nim uciekał. Trudno żyć w domu z kimś, kto sam siebie maltretuje.
Ciekawe, że ojciec nie porozmawiał ze starszym synem. Widział chyba co go trapi. Aż tak akceptował cudze wybory, że nawet jemu pozwolił popełniać błędy i żyć we własnych kajdanach?