Czasem w małżeństwie jest bardzo trudno iść obok siebie. Ale przeważnie ta trudność wynika z unikania krzyża, a nie z niesienia go.
Miłość jest czymś niepojętym, niczym niezasłużonym. Miłość najbardziej uczy pokory wobec niej samej. Nie mam słów, by opisać, jak niegodnym czuje się człowiek, gdy doświadcza prawdziwej miłości: tej, która jest cierpliwa, łaskawa, nie szuka swego, nie dopuszcza się bezwstydu, wszystko znosi, wszystkiemu wierzy i nieustannie pokłada w człowieku kochanym nadzieję... I ta niegodność nie poniża, ona wskazuje na prawdę o byciu tylko prochem i pyłem, ale prochem, z którego zakochany Bóg stworzył Kogoś – człowieka.
Czasem w małżeństwie jest bardzo trudno iść obok siebie. Ale przeważnie ta trudność wynika z unikania krzyża, a nie z niesienia go. Niesienie krzyża, gdy obok jest drugi człowiek, staje się czymś normalnym. Krzyż niejako schodzi na dalszy plan, bo najważniejszy staje się ten, który idzie obok. Małżeństwo nauczyło mnie, że ciąży jedynie ten krzyż, na którym się skupiam. Ten, który niosę, jest tym lżejszy, im więcej jest obok mnie osób, które kocham, a zwłaszcza gdy jest obok mnie mój Umiłowany.
Piotr
Czym jest dla mnie krzyż w małżeństwie? Bardzo trudno jest określić definicję krzyża w małżeństwie. Czy jest to to, co muszę robić wbrew swojej naturze, czy konieczność odsuwania na dalszy plan moich prywatnych planów, przyzwyczajeń, zainteresowań? Po chwili zastanowienia okaże się, że tzw. krzyż w małżeństwie nie będzie się różnić od krzyża przeżywanego w życiu w samotności. Przecież w życiu (każdym) nie można robić tylko i wyłącznie tego, na co akurat przyjdzie ochota. Wszędzie obarczeni jesteśmy jakimiś obowiązkami, powinnościami, czy normami zachowań i działań. Małżeństwo i wynikające z niego obowiązki są więc konsekwencją dokonanego kiedyś przeze mnie wyboru drogi życia. Czy jest to droga łatwiejsza, czy trudniejsza? Nie wiem. Nigdy jednak nie żałowałem tej decyzji.
Dobre małżeństwo, a częścią takiego mam szczęście być, niezmiernie pomaga takie krzyże przezwyciężać, sprawiać, że ich niesienie jest łatwiejsze. Czyż nie jest wspaniałym mieć u swego boku kogoś, kto pomoże, wesprze w chwili potknięcia czy upadku, czy nawet pomoże dobrą radą, kiedy coś nie wychodzi, trapi. A w końcu z czym porównać radość nowego życia, patrzenia jak się rozwija, dorasta. Zapominam o ciężkiej pracy, trudnościach, kłopotach – są one naturalną częścią każdej drogi.
Z drugiej strony, czy w kochającym się małżeństwie można mówić o krzyżu poświęceń? Skoro jesteśmy jednym, to czy można poświęcać się dla samego siebie? Krzyżem stanie się to wtedy, gdy na wierzch zacznie wychodzić egoizm, Moje Ja. Kiedy zacznie padać, rozsypywać się jedność małżonków. Co wtedy zrobimy? Gdzie w tym wszystkim będzie Chrystus? Oby jak najbliżej...
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |