Nie lubimy gróźb. Ani tych wszystkich: „Jeszcze zobaczymy, kto miał rację” czy uwag typu: „A nie mówiłem…”. Wygodniej jest trwać w przeświadczeniu, że mamy w ręku wszystkie nici losu, skromni, ale przekonani o własnej wyższości/prawości/zaradności itd. Może dlatego ostrzeżenie Jezusa: „pomrzecie w grzechach swoich” wydaje się być skierowane do innych, jakby obok nas.
Bo to przecież nie nasze życie zostanie określone w tak ostateczny sposób. Nie nam to wypiszą na nagrobku. To nie nasze wybory okażą się tak bezsensownie bezowocne... Koncentracja na tym, aby żyć w miarę bezboleśnie i nie szkodząc nikomu; aby nas dobrze wspominali; aby zostawić innym spuściznę, jak nie pieniądze, to chociaż garść dobrych rad – wszystko to okazuje się niczym wobec rozstrzygającego pytania: wierzysz, że Jezus jest Synem Boga? Że to On ma moc rozstrzygania, co jest dobre, a co złe, i co powinieneś wybierać? Zawierzysz Jemu swoje życie? Całe życie? Wszystko?
Wszystkie komentarze »
Uwaga! Dyskusja została zamknięta.