Jaki właściwie jestem? Jak widzi mnie Bóg? Próba odpowiedzi na takie pytania może załamać. Zwłaszcza gdy człowiek uświadamia sobie, że grzech to nie tylko myśl, mowa, uczynek, ale i zaniedbanie. Dzień nie z gumy, wiadomo. Ale może dałoby się lepiej gospodarować czasem? Może udałoby się robić więcej dobrego, nie tylko to, co i tak jest moim obowiązkiem? Zresztą czynienie jakiego dobra obowiązkiem nie jest, skoro zaniedbanie jest grzechem? Nic tylko moja wina, moja wina, moja bardzo wielka wina.... Bóg zawsze może znaleźć powód, żeby powiedzieć: „mogłeś się bardziej postarać”.
Tyle że Bóg taki nie jest. Czytam w Ewangelii: „Bóg nie posłał swego Syna na świat po to, aby świat potępił, ale po to, by świat został przez Niego zbawiony. Kto wierzy w Niego, nie podlega potępieniu (...)”.
Moje zmagania z codziennością oceni nie złośliwy i drobiazgowy urzędnik, ale Bóg, któremu zależy na człowieku. Nie po to posłał swojego Syna na świat, by wpędzić nas w jeszcze głębsze poczucie winy, ale by nas zbawić. Jeśli wierzę w Syna, wszystko będzie dobrze. Ulga. W serce zstępuje pokój...
Modlitwa
Dziękuję Ci Panie Boże, że nie mówisz: "będę Cię kochał, jeśli". Dziękuję, że kochasz mnie takiego jakim jestem. Z wszystkim co we mnie wielkie, dobre i szlachetne i z tym, co we mnie małe, złe i małostkowe. Dziękuję...
Wszystkie komentarze »
Uwaga! Dyskusja została zamknięta.