Nad grobami stawiamy krzyż, bo on jest kluczem otwierającym bramy śmierci.
Nigdy nie nauczę się umierać
Kultura, w której żyjemy, albo uważa śmierć za coś wstydliwego, albo czyni z niej element widowiska. W kinie, w telewizji śmierć bywa często spektaklem służącym rozrywce widzów znudzonych życiem. Coraz powszechniejsze są kremacje ludzkich zwłok. Czy nie jest to jakaś forma desakralizacji śmierci i ludzkiego ciała? Ksiądz pracujący u naszych południowych sąsiadów opowiadał, że rodzina czasem nie odbiera ze szpitala ciała zmarłych. Płacą za całkowitą utylizację zwłok, zmarły nie ma ani pogrzebu, ani grobu. U najstarszych ludzkich plemion można zaobserwować zwyczaj pochówku ciał. To dla antropologów sygnał, że mamy do czynienia z człowiekiem. W każdej religii istnieją rytuały związane ze śmiercią. Bo ludzka śmierć nie jest tylko faktem biologicznym, jest zawsze metafizycznym pytaniem o ostateczny sens życia, jest wydarzeniem duchowym. Eutanazja czy wspomagane samobójstwo to także próby „pozbycia się” tajemnicy śmierci. To, co ogłaszane jest jako uczynienie śmierci bardziej godną, jest w istocie jej „odczłowieczaniem”, oznacza bowiem „banicję miłości” w obliczu cierpienia i umierania. „Dehumanizacja śmierci pociąga za sobą dehumanizację życia” – pisał przed laty kard. Ratzinger.
Światło płynące z Ewangelii ma kształt nadziei. Chrześcijanie nie udają, że wiedzą, co jest po drugiej stronie. Nie wiemy, ale nie tracimy ufności. Spodziewamy się po Bogu, że poradzi sobie z naszą śmiercią. Tak jak poradził sobie z ludzką śmiercią swojego Syna. Nie wszyscy dostrzegają tę nadzieję, bo pozornie po śmierci Chrystusa nic się nie zmieniło. Życie jest nadal wędrówką na spotkanie śmierci. Ludzie giną w wypadkach, na wojnach, rak zbiera obfite żniwo w szpitalach. Nasze zegarki i kalendarze nieuchronnie odmierzają czas, który pozostał nam do daty, którą wypiszą nam (daj Boże!) na nagrobku. Śmierć budzi lęk. Nawet święci się bali. „Nigdy nie nauczę się umierać” – wyznała św. Teresa z Lisieux. Jezus też czuł trwogę przed śmiercią. Doświadczył całej grozy ludzkiego konania. Jego martwe ciało zostało zdjęte z krzyża, owinięte w płótna i złożone do grobu. Tam nie było żadnej inscenizacji, żadnego udawania. To wyglądało na koniec historii Jezusa. Kiedy patrzymy na trumnę lub urnę z prochami czy grób, też się nam wydaje, że to koniec.
Śmierć była i pozostaje złem. Pojawiła się na świecie jako skutek grzechu. Krzyż nie oznacza gloryfikacji śmierci. Św. Paweł zapowiada: „Jako ostatni wróg, zostanie pokonana śmierć” (1 Kor 15,26). A więc śmierć jest wrogiem (!) człowieka i Boga. Wrogiem, który nie został jeszcze całkiem pokonany, ale wiadomo, że już przegrał. Chrześcijaństwo nie głosi pochwały śmierci, przeciwnie, jest hymnem na cześć życia. Wyznajemy w credo, że Jezus przez swoją śmierć „zstąpił do piekieł”. Owe „piekła” oznaczają Otchłań (Szeol) – mroczną krainę śmierci i oddalenia od Boga. W Chrystusie Bóg wkroczył w tę dolinę śmierci, aby także ją uczynić miejscem swojej obecności. Na prawosławnej wielkanocnej ikonie Anastasis widzimy Jezusa, u którego stóp leżą strzaskane wrota śmierci. Jezus wyciąga dłoń w stronę Adama i pozostałych mieszkańców „piekieł”. Wyprowadza ich stamtąd i prowadzi w stronę światła. Dobry Pasterz odnajduje owcę zagubioną we własnej śmierci, bierze ją na ramiona i niesie do domu.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |