Dobrze jest przeżywać przygody wiedząc, ze wszystkie dobrze się skończą.
Życie jest wędrówką. Niekoniecznie w przestrzeni, ale w czasie – na pewno. Dziś nic nie jest takie jak wczoraj, ani takie, jakim będzie jutro. Wszystko się zmienia. My też się zmieniamy…. Psalmy wstępowań to pieśni pielgrzymów. Tych, którzy zmierzali do Jerozolimy, do świątyni, do mieszkającego w niej Boga. A że my też pielgrzymujemy – do domu Ojca w niebie - możemy modlić się razem z nimi. I razem z nimi nucić. Dziś Psalm 121.
Pieśń stopni.
Wznoszę swe oczy ku górom:
Skądże nadejdzie mi pomoc?
Pomoc mi przyjdzie od Pana,
co stworzył niebo i ziemię.
On nie pozwoli zachwiać się twej nodze
ani się zdrzemnie Ten, który cię strzeże.
Oto nie zdrzemnie się
ani nie zaśnie
Ten, który czuwa nad Izraelem.
Pan cię strzeże,
Pan twoim cieniem
przy twym boku prawym.
Za dnia nie porazi cię słońce
ni księżyc wśród nocy.
Pan cię uchroni od zła wszelkiego:
czuwa nad twoim życiem.
Pan będzie strzegł
twego wyjścia i przyjścia
teraz i po wszystkie czasy.
Nucę razem z nimi. I rozmyślam
Ku górom? Jerozolima leży w górach. Wnosząc oczy ku górom pielgrzymi pewnie kierowali wzrok ku Jerozolimie, ku świątyni, w której mieszkał ten, który stworzył niebo i ziemię. My… My patrzymy wyżej. Ku górze. Ku niebu. I też oczekujemy od naszego Ojca, który jest w niebie, że będzie z nami. Że święcić się będzie Jego imię, że przyjdzie Jego królestwie, że ludzie będą pełnić Jego wolę. Bo jeśli tak będzie, nic nam od ludzi nie będzie groziło. I też liczymy, że ten, który mieszka w niebie da nam chleba powszedniego, że odpuści nam nasze winy i że chroniąc nas przed pokusami uchroni też od wszelkiego zła… Wśród rożnych niebezpieczeństw jakie nieuchronnie czekając na nas w naszym życiu najpewniejsza i nieraz jedyna pomoc od tego, co stworzył niebo i ziemię. Bo ludzie… Czasem są bezradni, czasem zawodzą. A Bóg…
Tak łatwo się w życiu potknąć. Źle stanąć, nie zauważyć nierówności… Potknąć przez kamienie grzechu. I upaść. A On, nawet jeśli pozwoli się zachwiać naszej nodze, zaraz podniesie. O ile wstać będziemy chcieli…
Czasem bywamy podobni do uczniów Jezusa płynących z Nim w łodzi, kiedy przyszłą burza. „Nauczycielu, nic Cię to nie obchodzi, że giniemy? (Mk 4,38). Bo wydaje nam się, że to, co nas spotyka, to już koniec; że jeśli Bogu nasz los nie jest obojętny, to powinien nas wyratować. A Bóg nie śpi ani nawet nie drzemie. Ciągle czuwa. Tylko czasem w takich trudnych sytuacjach brak nam mocniejszej wiary. Że ten, który czuwa nie pozwoli, byśmy zatonęli. Że może najemy się strachu, ale będzie dobrze...
A nawet jeśli spotyka nas, po ludzku rzecz biorąc, krzywda, nie znaczy, że Bóg zasnął, że Bóg zapomniał. Nie, On jest przy nas jak cień: gdy ruszymy w prawo, On rusza za nami. Gdy w lewo – podobnie. Na pewno nas nie opuści. Tylko czasem droga, którą idziemy – trudna, wyboista, pełna ostrych kamieni, budzących grozę przepaści… Jak to droga. Ale On jest z nami. I z Nim dotrzemy co celu, na pewno. Nic naprawdę złego – złego z perspektywy naszej nadziei na życia wieczne – na pewno nas nie spotka.
Nie porazi nas słońce ani księżyc – śpiewali dalej zmierzających do Jerozolimy pielgrzymi. Pierwsze – jasne. W warunkach w których przyszło im wędrować o udar słoneczny nietrudno. Dla nas to synonim wszelkich niebezpieczeństw, jakie stwarza dla nas życie w świecie przyrody. Burze, trzęsienia ziemi, wichury, powodzie… Nie: Chrystus zwyciężył. Śmierć, ta fizyczna śmierć, nie będzie miała ostatniego słowa: zmartwychwstaniemy. Ale to drugie, rażący człowieka księżyc…
Czy dawni Izraelici byli zabobonni? Nie wiem. Pewnie tak. Za to my na pewno mamy mnóstwo związanych z nocą przesądów. Że straszy o północy, że jakaś tam godzina nocy jest godziną diabła, że przy pełni budzą się wilkołaki czy inne potwory… To oczywiście nieprawda. Noc jest tak samo Boża jak dzień. Jednak w kontekście naszych lęków powiedzieć „nie porazi cie księżyc”, to powiedzieć „żadne złe moce nie uczynią ci krzywdy”. Bo nie uczynią, jeśli z nami jest Bóg. W jego jesteśmy rękach. I diabeł, owszem, może nas kusić do złego, ale żadnej fizycznej krzywdy zrobić nam nie może. Jeśli staram się być z Chrystusem, jeśli modlę się, z czystym sercem przystępuję do Komunii, staram się żyć po chrześcijańsku zło, diabeł nie ma do mnie przystępu, bo Bóg mnie, swoje dziecko, chroni. I uchroni mnie też przed drugą, znacznie gorszą śmiercią: śmiercią wieczną, wiecznym potępieniem.
Czy wychodzę czy wracam, czy cokolwiek innego robię, Bóg nade mną czuwa. Może czasem będę musiał przejść przez ciemną dolinę, ale nie muszę się bać. „Błądziliście bowiem jak owce, ale teraz nawróciliście się do Pasterza i Stróża dusz waszych” – pisał św. Piotr (1P 2, 25). Nawróciłem się. Ciągle się nawracam starając się każdego dnia żyć tak, by moje życie mogło się Bogu podobać. Ten, który jest moim Pasterzem, ten który jest moim Stróżem nie pozwoli, by pożarł mnie ten, który krąży jak lew ryczący (1P 5,8). Bóg zrealizuje swój wobec mnie plan; zaprowadzi mnie do życia wiecznego. Do niebieskiego Jeruzalem. Do świątyni Boga w niebie.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |