Kościół jest Dziewicą Matką wszystkich chrześcijan. W tajemniczej mocy Ducha Świętego poczyna ich i rodzi, ofiarowując ich Bogu, tak aby byli też nazwani synami Bożymi.
Słuchamy niepokojących informacji o prześladowaniu chrześcijan, dyskryminacji religijnej, o tragediach ludzkich, wojnach, niesprawiedliwości, jednocześnie zasiadamy w wygodnych fotelach, by oglądnąć kolejny odcinek ulubionego serialu
... ukazujący świętość jako miarę życia przypomniał, że „dzisiejszy świat potrzebuje świętości chrześcijan, którzy w zwyczajnych warunkach życia rodzinnego i zawodowego podejmują swoje codzienne obowiązki.
W czasach zagrożenia relatywizmem, kiedy człowiek szczególnie potrzebuje edukacji, chrześcijanie są wezwani do energicznego przepowiadania możliwości spotkania współczesnego człowieka z Jezusem Chrystusem.
Chrześcijanami nie rodzimy się, lecz stajemy się nimi z dnia na dzień, co domaga się trudu zaangażowania się i współpracy z łaską.
Moim zadaniem jako chrześcijanina jest odnajdowanie wieczności pośrodku czasu oraz takie chodzenie po ziemi, aby pozostawiać po sobie ślady dobra, piękna, prawdy.
Jeśli chrześcijanie nie żyją zasadami, które głoszą, jeśli są solą, która utraciła smak, to co się dziwić, że nie pociągają do Boga, ale od Niego odstraszają?
Chrześcijanin, jeśli chce być autentycznym uczniem Jezusa, musi zgodzić się na życie w rozdarciu. Wybrany przez Boga, święty i umiłowany ciągle jest mniej czy bardziej grzesznikiem.
Chrześcijaństwo nie wkłada w nasze ręce czarodziejskiej różdżki pozwalającej zmieniać warunki, w których toczy się nasze życie. Sytuacja nas, chrześcijan, jest taka sama jak wszystkich innych ludzi.
Oddawać źycie za swojego Mistrza to normalna droga chrześcijanina. Niekoniecznie zaraz umierać. Ale na pewno trzeba dla Jezusa oddawać swoje życie dzień po dniu, kropla po kropli
Być Kościołem Matką mającym oczy Matki. Czyli widzieć. Nie tylko to, co leży na ulicy, rzuca się w oczy, epatuje biedą...