Czasem obwiniamy Go za całe zło ludzi. Ochronił Syna, bo czas Jego jeszcze nie nadszedł. Nie oszczędził Go jednak, gdy nadeszła stosowna chwila
Od tego czasu bardzo często udajemy przed sobą, że zło jest poza nami. Że tylko nas ochlapało. Że można je poznać i pozostać nieskalanym.
Dodajemy do cudzego zła własne? Pozwalamy wyjść z wody po wyznaniu grzechów, czy może trzymamy w niej, albo próbujemy podtopić?
A co jest moim owocem trwania w Krzewie Winnym? Wierność Bogu, nadzieja na zwyciężenie zła dobrem, miłość wobec Syna, posłuszeństwo?
Największym zagrożeniem dla Kościoła nie są złośliwe ataki jego wrogów. Znacznie więcej zła robią ci jego członkowie, którzy dla takich czy innych doraźnych zysków zdradzają Ewangelię.
Mówią czasami, że niewierzącym łatwiej. Że nie ograniczają ich Twoje przykazania. A ja myślę, że to żadne szczęście paprać się błocku zła i podłości.
A zarzewiem owego zła jest przekroczenie tej nieuchwytnej granicy między wiarą we własne siły a pychą, między przekonaniem o własnej wartości, a butnym wywyższaniem się nad innych...
Tylko pamięć o tym, że Pan mnie przenika, zna moje słowa, zanim je wypowiem, może ustrzec mnie od wejścia na drogę zła.
Stworzył nas Bóg na swoje podobieństwo, obdarzył mądrością, byśmy umieli odróżniać dobro i zło oraz dał wolna wolę byśmy umieli z tego skorzystać. Odpowiedzialność. Tego mieliśmy się nauczyć.
My naprawdę mamy możność działania i naprawdę od zaraz możemy się odwrócić od czynienia zła i wyrządzania krzywd myślą, słowem, uczynkiem i zaniedbaniem.
Trud nie jest celem sam w sobie, ale stanowi drogę przemiany mentalności świata w mentalność ewangeliczną.