Modlitwa czy aktywność na rzecz wspólnoty? To fałszywa alternatywa.
Mój profesor z dogmatyki zwykł był radzić, by na rozmyślanie codziennie brać… notatki z wykładów. Szkoda czasu na pobożne ględzenie i dzielenie włosa na czworo; teolog powinien karmić swoją duchowość prawdami wiary - uważał. Wartość jego rady odkryłem później, gdy zobaczyłem studentów teologii nie radzących sobie ze zasymilowaniem posiadanej wiedzy do życia i dlatego żyjących w swoistym dualizmie: z jednej strony prostej wiary charyzmatycznych wspólnot, z drugiej nieprzystającej do codziennego życia teologicznej wiedzy. Pewnie to właśnie jest powód, dla którego całkiem sporo kaznodziejów w bożonarodzeniowych wystąpieniach narzeka na komercjalizację świąt, broni tradycji i prawa do świątecznego nastroju w kochających się rodzinach, a zupełnie nie potrafi zachwycić się prawdą, że Bóg stał się człowiekiem. Z tego samego zapewne powodu naukowcy będą rozważać, gdzie i kiedy Jezus się narodził, rozwodząc się nad nieścisłościami ewangelicznego przekazu i łatwo przyjmować swoje wymysły za pewnik, a skrzętnie pominą egzystencjalny wymiar prawdy o narodzeniu się Boga w betlejemskim żłobie. Dla jednych i drugich prawda wiary to abstrakcja. Nie potrafią wbudować jej w swoje życie.
Zupełnie innymi ludźmi byli patronowie dnia dzisiejszego: święty Bazyli Wielki i święty Grzegorz z Nazjanzu. Obaj żyli w IV wieku i obaj byli zarówno świętymi pasterzami, jak i uduchowionymi teologami. I choć różni, obaj zachwycają swoją dojrzałą chrześcijańską osobowością, umiejętnością bycia ludźmi uniwersalnymi.
Jak o nich krótko napisać? Poddaję się. Całe ich piękno tkwi w bogactwie ich życia, które trudno streszczać. Gdy czyta się katechezy Benedykta XVI na ich temat (w sumie aż cztery) jawią się jako ludzie oryginalni, ciekawi, a przy tym niezwykle uduchowieni. Św. Bazyli Wielki - świetnie wykształcony, znany jest z organizacji życia monastycznego, mądrego reformowana liturgii, żywej troski o ubogich – zwłaszcza w czasie klęsk żywiołowych - oraz starania o mądre wychowywanie młodych. Ten święty biskup nie bał się ani dialogu ze współczesną mu kulturą, ani głębokiego życia modlitwy.
Święty Grzegorz z Nazjanzu przyjmował kapłaństwo z oporami, gdyż pociągała go medytacja. A kapłaństwo oznaczało konieczność zajmowania się innymi. Mimo to, gdy zaszła potrzeba, zgodził się zostać biskupem Konstantynopola i wiernie bronić ortodoksji trynitarnej, choć wiele go kosztowało przezwyciężenie własnej nieśmiałości. Dla wielkiego teologa, który mocno rozwinął myśl trynitarną ciągle jednak najważniejsza była modlitwa. Nie polegająca na bezmyślnym powtarzaniu czyichś słów, ale na kierowaniu serca ku Bogu.
Postaci tych świętych teologów, a jednocześnie zaangażowanych duszpasterzy niosą ważne przesłanie nam, szukającym odpowiedzi na pytanie, co to znaczy być w Kościele. Znaczy – parafrazując słowa Benedykta XVI – mieć wzrok utkwiony w Jezusie, być w ciągłej łączności z Nim, a jednocześnie widzieć bliźniego i jego różnorakie potrzeby materialne i duchowe. Sama aktywność wyjaławia ducha. Ograniczenie wiary tylko do modlitwy grozi z kolei faryzeizmem. Dojrzały chrześcijanin, poznając coraz głębiej Boga na modlitwie, pozwalając Mu się przez te spotkania uświęcać, dzieli się jednocześnie sobą, swoją radością i pokojem z innymi.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |