Komentarze biblijne i liturgiczne, propozycje śpiewów, homilie, Biblijne konteksty i inne.
więcej »Dogmatycy zazwyczaj ściśle wiążą traktat o Maryi z wykładem o Kościele. Bo Maryja jest najlepszą ikoną Kościoła.
Zwyczajna młoda dziewczyna. Zapewne pełna nadziei na przyszłość, bo już zaślubiona Józefowi, ale jeszcze mieszkająca w domu rodziców. Przychodzi do Niej wysłannik Boga i oferuje rzecz niesłychaną: ma urodzić Syna Boga. Na dodatek bez udziału mężczyzny. Jak to możliwe? O to spytała. Co powie Józef? O tym chyba zapomniała. Nawet jeśli prosi Bóg, naraża ją to na monstrualne kłopoty. Trzeba być nastolatką, żeby zgodzić się na coś tak szalonego.
Ale to Jej „tak” wypowiedziane Bogu przyniosło światu błogosławione skutki. Nie było oczywiście Jej jedynym „tak”. Pewnie powtarzała je potem wiele razy, nie zawsze rozumiejąc zachowanie swojego Syna. Powtarzała, gdy patrzyła na Jego bolesną śmierć. Powtarzała, gdy modliła się razem z innymi, tworzącymi pierwotny Kościół. Ale to Jej pierwsze tak było zdecydowanie najważniejsze. Bo przyniosło światu Zbawiciela.
Jeśli pytamy, co to znaczy być w Kościele, patrząc na Maryję trzeba powiedzieć: chrześcijanin to ten, który w pokorze wobec Bożych planów mówi Mu „tak”. A to bywa trudne. Nawet nie dlatego, że Bóg wymaga trudnych rzeczy, ale dlatego, że najczęściej mamy własne plany. Nawet najbardziej świątobliwe, ale własne. Sami wyznaczamy drogę, którą chcemy iść. Im starsi jesteśmy, im bardziej jesteśmy poważani, tym bardziej do tej swojej drogi jesteśmy przywiązani. A Bóg czasem wywraca nam życie do góry nogami. Na przykład chorobą. Nie wystarczy wtedy powiedzieć, że zgadzamy się na wolę Bożą. Trzeba ją jeszcze faktycznie przyjąć…
Tylko dzięki temu posłuszeństwu rodzą się rzeczy naprawdę wielkie. Takie, przez które świat przybliża się do zbawienia. I wtedy tym łatwiej osiągamy to, co natychmiast po swojej śmierci otrzymała Maryja wzięta z ciałem i duszą do nieba.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |