Potrzeba nieustannego doskonalenia umiejętności i czasu, by zainteresowanie Słowem i posługą w Kościele przerodziło się w pasję. Z niej zrodziła się pozycja, którą dziś prezentujemy.
Pojawienie się na początku lat siedemdziesiątych ubiegłego wieku w naszych świątyniach lektora wzbudzało sensację równie wielką jak dziś nadzwyczajnych szafarzy Eucharystii. Po latach widok młodych (najczęściej) chłopców i dziewcząt, czytających Słowo Boże, nie tylko nie dziwi. W sytuacji, gdy ich brak, odczuwamy w liturgii pewną pustkę. Co można uznać za reakcję naturalną. Bo chrześcijańska celebracja nie jest – posługując się przenośnią – teatrem jednego aktora, a każdy z jej uczestników pełni to, co do niego należy.
Oczywiście pełnienie tej wyjątkowej i zaszczytnej funkcji wymaga odpowiedniego przygotowania. Stąd podręczniki, kursy, rekolekcje. Od dawna mówi się i pisze, że kandydat na lektora powinien przejść drogę formacji biblijnej, liturgicznej, wewnętrznej i szereg ćwiczeń fonetycznych. Błogosławieństwo biskupa i wręczenie dyplomu tego procesu nie kończy. Potrzeba nieustannego doskonalenia umiejętności i czasu, by zainteresowanie Słowem i posługą w Kościele przerodziło się w pasję. Z niej zrodziła się pozycja, którą dziś prezentujemy[1].
Zaczynamy od środka, czyli rozdziału omawiającego rodzaje czytań. Nie bez powodu, gdyż ten wyjaśnia tytuł książki. „O przerwach i przerywaniu, czyli jak czytać kilka godzin i nie płakać”[2]. Autor tak wyjaśnia ich sens: „Między Boga słowami występuje wiele przerw. Są dłuższe i krótsze. . Dla mnie przerwa między jednym słowem a drugim to czas na nabranie powietrza i zrozumienie tego, co już przeczytałem. Zdałem sobie niedawno sprawę, że przerwy między słowami stają się prawie tak samo ważne jak same słowa. Stąd tytuł książki. Mogę powiedzieć, że czas pomiędzy słowami to czas na medytację, krótką, ale treściwą”[3].
Można uznać, że dla autora „czas pomiędzy” nie ogranicza się do wymienienia rodzajów przerw między czytaniami. To również osobista lektura (kapitalne porównanie przypisów w Biblii do linków na stronach internetowych) i ćwiczenie (skok Kamila Stocha to zaledwie kilkadziesiąt sekund, reszta zajmuje trening). I tu znajdujemy szereg cennych wskazówek. Co najważniejsze ilustrowanych konkretnymi tekstami z Pisma świętego. Gdy – na przykład – omawia jak radzić sobie z tak zwanymi spółgłoskami wybuchowymi (p, b), proponuje wykorzystać do ćwiczenia trzy fragmenty tekstu: z Listu do Galatów, z Drugiej Księgi Królewskiej i z Księgi proroka Jeremiasza[4].
Inną zaletą omawianej pozycji jest jej język. Wspomniałem o tym już wyżej. Odniesienia do świata sportu, muzyki (czego można nauczyć się na przykład od wokalistów hip-hopowych czy rockowych), komputerów (wspomniane wyżej porównanie przypisów do linków na stronach internetowych), czy wreszcie humor (grabienie liści w rozdziale o akcentach), sprawiają, że lektura nie należy do gatunku ciężkiego, raczej wciągając niż odpychając, co niekiedy zdarza się w przypadku tak zwanej literatury specjalistycznej, za jaką uznać można książkę Piotra Butryna.
Czytając zwróciłem uwagę na trzy wymagające – moim zdaniem – uzupełnienia sprawy.
Można mieć nadzieję, że będącym adresatami książki lektorom pomoże ona odnaleźć swój własny styl, by w ten sposób lepiej dotrzeć do słuchacza. Choć nie on jest najważniejszy. Najważniejsze – co autor podkreśla w podsumowaniu – by lektor płonął. Proponowane przezeń ćwiczenia to sztuka układania ogniska. Harcerze wiedzą, że można je rozpalić nawet z mokrego drewna.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |