Z zepsuciem jest jak z chwastami: nic nie da ich przycinanie, trzeba wyrwać je z korzeniami.
Rok Miłosierdzia. Pozytywny wykład wiary. Zwrócenie uwagi na dobro. Zwłaszcza to słabo do powszechnej świadomości się przebijające albo pokryte kurzem zapomnienia. Tak, tego trzeba. Dostrzec i wzmocnić to, co dobre i szlachetne i wszystko co cnotliwe; co jest wiara, nadzieją, miłością; co jest roztropnością, umiarkowaniem, sprawiedliwością i męstwem. A grzech pokazać jako pokonany przez Boga. Tego przez lata się w portalu trzymaliśmy. Nie chcieliśmy epatować złem, nakręcać poczucia beznadziejności i ciągle tylko narzekać.
Nie chcieliśmy i nadal nie chcemy. Jednak kiedy dobrych parę lat temu decydowaliśmy się na „Cnotliwy Adwent Wiarą” obiecywałem sobie, że kiedyś trzeba będzie napisać też coś o wadach. Początek nowego roku szkolnego, dla wielu czas nowych postanowień, planów. Dlaczego nie teraz? Chodzi o to, by wpatrując się w dobro nie stać się jednocześnie ślepym na zło. Zwłaszcza to zło, które, jak w przypadku wad, często wkrada się w ludzkie życie niemal niezauważalnie, nieraz chronione nie tylko przez duchową ślepotę, ale nawet motywowane religijnie tłumaczenia. Więc tym razem minicykl o siedmiu grzechach głównych. Traktowanych nawet nie jako konkretne działania, ale raczej jako rozsadzające zdrową pobożność wady.
Cnota – przypomnijmy – to stałą skłonność do czynienia dobra. Cnotliwemu dobro przychodzi bez trudu, niejako automatycznie. Nie musi się ze sobą zmagać, nie musi do niczego zmuszać. Roztropnemu nie trzeba przypominać, by nie wydawał pochopnych sądów, umiarkowanemu, by ciągle nie straszył złem. Sprawiedliwy brzydzi się niesprawiedliwością jak zdechłą żabą, a mężny podobnie patrzy na tchórzliwe milczenie, gdy trzeba zabrać głos. Nie znaczy to, że cnotliwi nie popełniają grzechów. Owszem, zdarzy się. Ale to raczej „wypadek przy pracy”, coś na przekór ich cnotliwej naturze. Jak jednorazowy słabszy wynik świetnego sportowca. Łatwo im się zreflektować i wrócić na ścieżki dobra.
Z wadami jest na odwrót. Dobro w tej dziedzinie, w której obciążają człowieka wady, przychodzi ciężko. By postępować słusznie musi się on ze sobą zmagać, musi się przełamywać i działać na przekór samemu sobie. I nawet jeśli raz, drugi czy trzeci się udaje, przy następnej okazji znów owe zło popełnia. Pyszny może usilnie nakładać płaszcz pokory, ale wcześniej czy później, najczęściej przy drobiazgach, spod tego płaszcza cała pycha z niego wylezie. Podobnie z chciwcem: przepuści jedną czy drugą okazję do dobrego zarobku, ale trzeciej już nie, bo tylko herosi potrafią ciągle działać wbrew sobie. I tak jest z każdą wadą.
Łatwo ją bagatelizować, gdy widzi się tylko jakiś jeden konkretny czyn. Ale jest jak zatrute źródło, które rozlewa swoja truciznę we wszystkie dostępne mu zakamarki ludzkiego życia. Rzutuje na wszelkie relacje, motywuje wszelkie działania. Psuje człowieka i nic nie da wyleczenie jednego czy drugiego objawu. To zło, wielkie i podstępne, jak przy pieleniu chwastów, trzeba wykorzenić od podstaw. Człowiek musi zmienić swój sposób myślenia. Jak? O tym może parę słów na samym końcu. Zacznijmy raczej od dostrzeżenia zła. Przecież tylko rozpoznaną chorobę można jakoś próbować leczyć.
Siedem grzechów głównych, siedem podstawowych wad trawiących słaba ludzką naturę. Od czego zaczniemy? Od najbardziej podstawowego zła: od pychy. To już jutro...
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |