V tydzień Wielkanocy

Przeczytaj i rozważ


Neofita (Dz 9,26-31; Ps 22; 1 J 3,18-24; J 15,1-8)

Gorliwość neofity jest nie tylko przysłowiowa. Gorliwość neofity jest też denerwująca. Z punktu widzenia „starego”, doświadczonego wyznawcy neofita to prawdziwe niebezpieczeństwo. Dlaczego? Bo on się zbyt przejmuje.

Kiedy czyta się o tym, jak do spraw wiary podchodzą nawróceni polscy muzycy rockowi, można się przestraszyć. Oni to traktują śmiertelnie poważnie. Oni chcą rzeczywiście żyć według zasad, które na nowo odkryli! Przesadzają.

Neofita budzi nieufność. A bo to wiadomo, czy rzeczywiście się nawrócił, czy tylko udaje? - tłumaczą sobie „starzy” wyznawcy. Tak właśnie wyznawcy Chrystusa traktowali nawróconego Szawła, gdy pojawił się w Jerozolimie. Woleli go mieć na dystans. Aż się przekonają, jak to z nim jest. Bo ta jego gorliwość...

Bycie „starym” wyznawcą niesie spokój, stabilizację, wygodę. „Stary” wyznawca potrafi dopasować swą wiarę do życia. Patrzy podejrzliwie na neofitów. Zwłaszcza na tych, którzy całe życie są neofitami. To takie męczące.


Zamiast Boga (Dz 14,5-18; Ps 115; J 14,26; J 14,21-26)

To poważna pokusa - stanąć w miejscu Boga. Stać się dla innych Bogiem. Odbierać ich hołdy, ofiary, doznawać uwielbienia. Decydować o ich życiu.

To, co zdarzyło się Pawłowi i Barnabie w Listrze pokazuje mechanizm powstawania sekt. Strasznie niebezpieczny. Mechanizm, za którym stoi szatan. To on stawia wszystko na głowie. To on nieustannie stara się człowiekowi wmówić, że jest co najmniej równy Bogu. Zaczęło się od raju i tak trwa przez tysiąclecia. Szatan podszeptuje „Nie musisz słuchać Boga. Niech Bóg słucha ciebie. Zajmij Jego miejsce”.

W Listrze zdarzyły się dwa cuda. Nie tylko uzdrowienie człowieka o bezwładnych nogach. Także to, że Paweł i Barnaba nie ulegli pokusie, nie przyjęli nienależnej im ofiary, nie przypisali sobie zasług Boga.


Zwycięstwo dzięki krwi (Ap 12,10-12a; Ps 34; 1 Kor 1,10-13.17-18; J 17,19; J 17,20-26)

„Słowo nie nawróciło, nawróci krew” - napisał Karol Wojtyła w poemacie „Stanisław”. A kard. Dziwisz powiedział, że Jan Paweł II jak św. Stanisław, słowo potwierdził krwią.

Świadectwo krwi jest skuteczniejsze niż świadectwo słowa. Tak było zawsze. Tak jest i dzisiaj. Zwłaszcza dzisiaj, gdy miliony słów zalewają nas ze wszystkich stron. W potopie słów tak trudno odróżnić te ważne od bezwartościowych.

Dziś milionów słów używa się do siania zamętu, do budzenia wątpliwości, do podważania prawdy, do utrwalania w umysłach kłamstw. Za tymi słowami nie stoi świadectwo niczyjej przelanej krwi.

Słowa mogą zabić. I często to robią. Ale słowa mogą też prowadzić do zbawienia. Jeśli jest za nimi świadectwo krwi.


Oni też się kłócili (Dz 15,1-6; Ps 122; J 15,4.5b; J 15,1-8)

Choć zabrzmi to dziwnie, przyznaję szczerze, że czytanie Dziejów Apostolskich mnie uspokaja. Kiedy czytam o sporach wśród pierwszych chrześcijan zaczynam z większym spokojem patrzyć w przyszłość.

Mamy tendencje do idealizowania przeszłości. Psychologowie zwracają uwagę, że wyrzucamy z pamięci to, co zdarzyło nam się złego, a podkreślamy to, co było dobre. Zdarza mi się spotykać ludzi, którzy przerażający czas wojny uważają za najlepszy okres swego życia.

To usuwanie z pamięci zła dotyczy nie tylko osobistych przeżyć. Odnosi się również do przeszłości grupowej - rodzinnej, wspólnotowej, narodowej. Odnosi się to także do wspólnot religijnych.

Tymczasem Dzieje Apostolskiej opowiadają m. in. o tym, że pierwsi chrześcijanie prowadzili bardzo poważne spory, że różnili się w wielu kwestiach. Po prostu mówiąc - niejednokrotnie się kłócili. Nie byli aniołami. Byli zwykłymi ludźmi.

Kamień spadł mi z serca. Skoro Kościół rodził się wśród zwykłych ludzi, to znaczy, że dzisiejsze problemy, które go dotykają, nie są niczym nadzwyczajnym. Będzie dobrze.


Dlaczego Boga wystawiacie na próbę? (Dz 15,7-21; Ps 96; J 10,27; J 15,9-11)

Łatwo jest stawiać innym wymagania. Łatwo jest mnożyć nakazy i zakazy w imieniu Boga. Łatwo uczynić religię czymś ponad ludzkie siły. Nie trzeba dużego wysiłku, aby w umysłach ludzkich sprowadzić Boga do roli złośliwego funkcjonariusza jakiejś super policji.

O wiele trudniej pokazać ludziom, że mój Bóg, Bóg o którym chce się im dać świadectwo, jest przede wszystkim Miłością. Że Jego sprawiedliwość z miłości wynika. Że Jego wymagania są wyrazem miłości. Że dał przykazania, bo kocha ludzi.

Podczas tzw. Soboru Jerozolimskiego św. Piotr zdobył się - zapewne pod wpływem Ducha Świętego - na ogromny realizm. Przyznał, że w religii dotychczas wyznawanej przez Żydów znalazło się wiele ludzkich dodatków, którym praktycznie nikt nie jest w stanie podołać. Próbę narzucenia ich wyznawcom Jezusa nazwał wystawianiem Boga na próbę.

To dobre określenie. Każdy, kto twierdzi, że zna wolę Boga lepiej od Niego samego z pewnością wystawia Go na próbę. Każdy, kto sprowadza wiarę do listy zakazów i nakazów, kto na przykład sprowadza chrześcijaństwo tylko do moralności w sferze seksualnej, ten wystawia Boga na próbę. Bo fałszuje Jego Dobrą Nowinę.


Postanowiliśmy, Duch Święty i my (Dz 15,22-31; Ps 57; J 15,15b; J 15,12-17)

„Postanowiliśmy bowiem, Duch Święty i my, nie nakładać na was żadnego ciężaru oprócz tego, co konieczne” - napisali uczestnicy „Soboru Jerozolimskiego” do chrześcijan w Antiochii. To zdumiewający dokument. I fascynujące sformułowanie. Niesłychanie odważne. Apostołowie nazwali sami siebie współpracownikami Ducha Świętego.

Właściwie co w tym odważnego? Przecież każdy chrześcijanin powinien być współpracownikiem Ducha Świętego. Ja też. Od chwili chrztu.

Łatwo powiedzieć. Trudniej zrobić. Bo to jest kwestia otwartości. I umiejętności rozpoznawania duchów. Żeby nie pomylić Ducha Świętego z innymi duchami, które prowadzą człowieka nie do realizowania woli Bożej, ale czegoś wręcz przeciwnego. A przede wszystkim, żeby nie wmawiać Duchowi Świętemu własnej woli.

Dokument „Soboru Jerozolimskiego” jest zadziwiająco przychylny człowiekowi. Nie mnoży „ciężarów” ponad to, co naprawdę niezbędne. Wyraźnie pokazuje, że u zarania chrześcijaństwa ważniejszy był Duch niż litera prawa.

Ale też jak oni się kochali, ci pierwsi chrześcijanie...


Duch Jezusa nie pozwolił im (Dz 16,1-10; Ps 100; Koi 3,1; J 15,18-21)

Czasami spotykam ludzi, którzy we wszystkim, co robią, powołują się na wolę Bożą i na natchnienia Ducha Świętego. Niektórzy z nich budzą mój wielki podziw i szacunek. Są jednak wśród nich również tacy, którzy mnie najzwyczajniej denerwują. Odnoszę wrażenie, że dokonują poważnego nadużycia. Przecież Duch Święty nie podpowiada nikomu łamania przepisów drogowych, dawania łapówek, braku troski o dzieci...

To bardzo wygodne, we wszystkim zasłaniać się Bogiem. Każde swoje niedopatrzenie, lenistwo, nieuctwo, tłumaczyć stwierdzeniem, że tak chciał Pan Jezus, skoro do tego dopuścił. Zrzucanie całej odpowiedzialności za moje życie na Boga to bardzo sprytny sposób na życie.

Bóg dał każdemu człowiekowi wolną wolę i związaną z tym odpowiedzialność. Udawanie, że tak nie jest, to okłamywanie siebie, ale również próba okłamywania samego Boga. Zupełnie bezsensowna próba.

Jeśli ktoś otworzy swoje życie dla Jezusa, to On z pewnością do niego wejdzie. Będzie mu towarzyszył, będzie delikatnie „ingerował” w jego życie. Będzie wskazywał, jaka jest Jego wola. Ale nie przeżyje tego życia za niego. Ani nie weźmie na siebie odpowiedzialności za decyzje sprzeczne z Jego wolą.
«« | « | 1 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg
« » Listopad 2024
N P W Ś C P S
27 28 29 30 31 1 2
3 4 5 6 7 8 9
10 11 12 13 14 15 16
17 18 19 20 21 22 23
24 25 26 27 28 29 30
1 2 3 4 5 6 7
Pobieranie... Pobieranie...