Poważne ostrzeżenie (Dz 13,14.43-52; Ps 100; Ap 7,9.14b-17; J 10,14; J 10,27-30)
„Należało głosić słowo Boże najpierw wam. Skoro jednak odrzucacie je i sami uznajecie się za niegodnych życia wiecznego, zwracamy się do pogan”.
Za każdym razem, gdy słyszę lub czytam te słowa, odczuwam niepokój i drżenie. Bo one oznaczają, że nie jest tak, iż Bóg ma obowiązek czekać w nieskończoność, aż łaskawie otworzę ucho na Jego słowo i zechcę się nawrócić. Mówią, że to nie ja robię łaskę Bogu, ale On mnie obdarza łaską. I że mam określony czas na podjęcie z Jego łaską współpracy.
- Dlaczego po śmierci nie można się nawrócić? - pytał mnie niedawno jeden człowiek. Twierdził, że to niesprawiedliwe. Potem okazało się, że w swym poglądzie nie jest odosobniony.
To prawda, mamy ograniczony czas na podejmowanie najważniejszych życiowych decyzji. Najważniejszych, bo dotyczących nie tylko życia na ziemi, ale życia wiecznego. Bóg czeka, czeka, czeka, ale w pewnym momencie mówi „Czas minął”. I od tej chwili moje decyzje stają się nieodwracalne. Tak, bo to ja decyduję, czy uznaję się za kogoś godnego lub niegodnego życia wiecznego.
Właściciele prawdy (Dz 11,1-18; Ps 42; J 10,14; J 10,1-10)
Czytanie opisu życia pierwszych chrześcijan to fascynujące zajęcie. Można się przekonać, że początki chrześcijaństwa to nie był tylko czas nieustannej euforii, ale również do głosu dochodziły ludzkie słabości, niezrozumienie, ambicje, próby dopasowania woli Bożej do woli tego czy innego znaczącego członka wspólnoty albo kierowanie się zasadą „dlaczego zmieniać, skoro zawsze tak było?”.
Wyznawcy Chrystusa z Jerozolimy chcieli, aby sam Szymon-Piotr, ten którego Jezus wybrał osobiście na opokę Kościoła i księcia Apostołów, tłumaczył się przed nimi ze swego postępowania.
I co robi święty Piotr? Wcale nie mówi im, żeby się odczepili, bo on wie lepiej, tylko cierpliwie, szczegółowo tłumaczy, dlaczego zachował się tak, a nie inaczej.
Dziś w Kościele też nie brak ludzi, którzy uważają, że to oni są posiadaczami i właścicielami całej prawdy i wiedzą lepiej, co jest dla Kościoła najlepsze. Piotr z całą pokorą pokazuje, że najważniejsza w Kościele jest wola Boża. I to Bóg decyduje, dokąd płynie łódź Kościoła, chociaż u stery stoi człowiek.
Pożyteczne prześladowanie (Dz 11,19-26; Ps 87; J 10,27; J 10,22-30)
To było kilkanaście lat temu, ale już po roku 1989. Pewien starszy, bardzo doświadczony ksiądz (siedział w obozie koncentracyjnym w czasie drugiej wojny światowej, a potem w komunistycznym więzieniu) często powtarzał „Kościół w Polsce potrzebuje prześladowań”. W kilka lat po upadku PRL-u słowa te brzmiały dziwacznie i niezrozumiale. Kościół w naszej Ojczyźnie uczył się dopiero życia w wolności.
Nie wiem, czy związane z lustracją problemy ów wielkiej pobożności i świętobliwości kapłan uznałby za prześladowanie, bo już umarł. Ale wiem, że on rozumiał coś niesłychanie ważnego - prześladowania przynoszą Kościołowi pożytek. Nie chodzi tylko o stwierdzenie Tertuliana, który powiedział, że „krew męczenników jest zasiewem Kościoła”. Chodzi o to, co zauważył już autor Dziejów Apostolskich: „Ci, których rozproszyło prześladowanie, jakie wybuchło z powodu Szczepana, dotarli aż do Fenicji, na Cypr i do Antiochii, głosząc słowo...”.
Kościół, który nie doznaje prześladowań, któremu jest dobrze, który ma wszystkiego pod dostatkiem i nikomu nie przeszkadza, gnuśnieje, rozleniwia się, usypia. Obojętność niszczy Kościół. Wspólnota wyznawców Chrystusa przestaje być znakiem sprzeciwu. Przestaje pełnić swoją misję.
Zbawienie zamiast wyroku (Dz 12,24-13,5a; Ps 67; J 8,12b; J 12,44-50 (z dnia) 1 J 5,1-5; Ps 37; Mt 5,10; Mt 10,22-25a)
„Nie przyszedłem bowiem po to, aby świat sądzić, ale by świat zbawić” – powiedział Jezus. Dziwne słowa. Takie nie za bardzo z tej ziemi. Bo my, jak się stanie coś złego, jak dojdzie do nieszczęścia, jak się coś popsuje, bardzo często nie staramy się naprawić, zapobiec nieszczęściu na przyszłość, tylko szukamy winnego. I na tym skupiamy całą uwagę. Tak, jakby to właśnie było najważniejsze.
Bóg kieruje się inną zasadą. Dla Niego nie jest najważniejsze wydanie wyroku na sprawcę zła. Nie rozbudowuje aparatu ścigania, nie tworzy nowych trybunałów. Bóg stara się nawet ze zła wyprowadzić dobro. Tylko On tak potrafi.
Budujemy sobie fałszywe wizje sądu na końcu czasów. Wpychamy Boga w rolę bezwzględnego sędziego, któremu przyjemność sprawia „dokopanie” grzesznikowi. Zapominamy, że to Boży Syn cierpiał, umarł i zmartwychwstał dla naszego zbawienia. Sam Bóg. A wyrok na siebie wydajemy my sami.
Królowa czy matka? (Ap 11,19a; 12,1.3-6a.10ab; Ps: Jdt 13,18bcda.19-20; Kol 1,12-16; J 19,27; J 19,25-27)
Obok krzyża Jezusa stały: Matka Jego...Może dziwić, że w uroczystość Najświętszej Maryi Panny Królowej Polski czytany jest w czasie Mszy świętych akurat ten fragment Ewangelii według św. Jana, który opowiada o tym, co się działo pod krzyżem. Dlaczego akurat ten? Może dlatego, że trudno w Ewangeliach znaleźć określanie Matki Jezusa tytułem „królowa”?
Chyba nie tylko dlatego. Ewangeliści zapisali przecież sporo wydarzeń z udziałem Maryi. Można było na przykład wyznaczyć opowieść o weselu w Kanie Galilejskiej, w której Maryja zachowuje się niczym władczyni, wydając polecenia.
A jednak 3 maja słyszymy z ust Jezusa umierającego na krzyżu słowa „„Niewiasto, oto syn Twój”, „Oto Matka twoja”. Ponieważ Maryja zanim została obdarzona tytułem królewskim, była przede wszystkim matką. Matką Bożego Syna i matką całego Kościoła, naszą Matką. I z tego, że jest Matką, wypływa Jej królowanie. Matką Króla Wszechświata. Na „matkowaniu” Jezusowi i nam wszystkim oparta jest Jej władza.
Pełna jawność (Dz 13,26-33; Ps 2; J 14,6; J 14,1-6 (z dnia) lub 2 Tm 2,1-13; Ps 18; Jk 1,12; Mt 10,28-33)
Bóg mówi nam o sobie tyle, ile sam uzna za stosowne. Jak dotąd powiedział całkiem sporo. Aż trudno uwierzyć, że objawił tak dużo. Ale oczywiście nie wszystko. Reszty być może dowiemy się później. Już nie za życia na tym świecie. Wtedy, gdy staniemy z Bogiem twarzą w twarz. To, że do takiego kontaktu człowieka z Bogiem dojdzie też jest czymś niesamowitym.
Są kwestie, w których Bogu zależy na tym, żebyśmy nie mieli problemu niepewności. Tak jest w kwestii zmartwychwstania. Na sto procent wszyscy zmartwychwstaniemy. Skąd pewność? Bo Jezus zmartwychwstał.
Jest też pewność w innej sprawie. „W domu Ojca mego jest mieszkań wiele” - informuje Boży Syn i dodaje - „Gdyby tak nie było, to bym wam powiedział”. Rozbrajając deklaracja. Pełna jawność. Tak bardzo po ludzku zapewnia ten, który ma prawo mówić o sobie „Ja jestem drogą i prawdą, i życiem. Nikt nie przychodzi do Ojca inaczej jak tylko przeze Mnie”. Czeka na nas miejsce w domu Ojca. Tak, jak czekało na Jana Pawła II.
Zasada prośby (Dz 13,44-52; Ps 98; J 6,63b.68b; J 14,7-14)
Zanosimy tysiące próśb. Prosimy w sprawach wielkiej wagi i o drobnostki. A potem niespokojnie wyglądamy spełnienia naszych próśb. I nachodzi nas rozczarowanie, bo odnosimy wrażenie, że wiele z naszych próśb albo nie dotarło do Boga, albo pozostało bez reakcji.
„O cokolwiek prosić Mnie będziecie w imię moje, Ja to spełnię” - obiecał Jezus. I co? Dlaczego nie zostają uzdrowieni nasi ukochani, za których modliliśmy się szczerze? Dlaczego umierają ci, których codziennie wspominamy podczas pacierza? I czemu tyle zła i nieszczęść wokół?
W Chrystusowej obietnicy jest - rzec można - mały haczyk. Niewielkie zastrzeżenie, które warunkuje jej wypełnienie. „Kto we Mnie wierzy...”.
Żyjemy w przekonaniu, że wierzymy w Jezusa. Ale gdy przychodzi co do czego, okazujemy się podobni do Filipa, który będąc tak długo blisko Niego, jednym krótki zdaniem „Panie, pokaż nam Ojca, a to nam wy starczy” pokazał słabość swej wiary.