Spór z niebem (Rdz 18,20-32; Ps 138; Kol 2,12-14; Rz 8,15; Łk 11,1-13)
Czy zamierzasz wygubić sprawiedliwych wespół z bezbożnymi? Genialne czytanie: Abraham targujący się z samym Panem Zastępów. Delikatnie (pamięta, że jest „prochem i pyłem)” bada teren: krok po kroku sprawdza, ile może utargować. Zbija liczbę do czterdziestu pięciu, czterdziestu, trzydziestu, dwudziestu, by w końcu usłyszeć „Nie zniszczę przez wzgląd na tych dziesięciu”.
Jakub wywalczył błogosławieństwo po długich zmaganiach nad potokiem Jabbok.
Mówiąc o wzorze modlitwy Jezus wskazuje na upartą wdowę; krok w krok męczącą swymi pytaniami niedostępnego sędziego. Święta bezczelność.
Sam Bóg zachęca: „Wstań i wiedź ze Mną spór, ja cię usprawiedliwię”.
Przypomina mi się Tewje Mleczarz, który woła do nieba: dziękujemy Ci, że jesteśmy narodem wybranym, ale czy nie mógłbyś od czasu do czasu wybrać sobie kogoś innego?
Takie szczerze modlitwy docierają pod sam tron Boga, którego nie da się nabrać na pobożne miny i grzecznie złożone rączki.
Cielec z paneli (Ga 2,19-20; Ps 16; J 15,9b.5b; J 15,1-8)
Wrzuciłem złoto w ogień, i tak powstał cielec Kilka lat temu kładliśmy w domu panele. Tylko o tym myślałem. Dzień i noc. Jaka wylewka? Jakie panele? Były najważniejsze. Przez cały dzień i noc w głowie kołatała jedna myśl: remont.
Wnieśliśmy na szóste piętro kilkaset kilo worków, harowaliśmy w pocie czoła. Nie mieliśmy już kompletnie siły. I wtedy okazało się, że nasza wylewka (choć robiona pod okiem fachowca)… popękała.
Wściekłem się. Boże, dlaczego mi to robiłeś? Miotałem się trochę tak, jak prorok Jonasz, który wkurzył się na to, że jakiś robaczek zżarł mu roślinę, pod którą odpoczywał.
Pobiegłem do pokoju, otworzyłem Pismo Święte i znalazłem w nim słowa: „Stało się to,
bo praca waszych rąk stała się dla was bożkami”.
Najgorsze, że podejrzewałem, że właśnie coś takiego znajdę...
Pełny obrót (Wj 33,7-11;34,5-9.28; Ps103; Mt 13,36-43 (z dnia) lub 1 Kor 10,31-11,1; Ps 1; Łk 9,23; Łk 14,25-33)
Ja dla Jezusa zostawiłem wszystko. Nawet żonę – rozpędził się w audycji radiowej jakiś neofita. Zatkało mnie. Mam kilku przyjaciół, którym rozpadły się małżeństwa, ale gdy o tym opowiadają mają łzy w oczach. Zbyt dużo przeżyli; widzieli płacz dzieci rozdzieranych emocjonalnie między matką a ojcem. Rozumiem: małżeństwo rzecz niełatwa. Ale żeby publicznie chwalić się, że zostawiło się żonę, dorabiając do tego pobożną ideologię?
„Każdy, kto dla mego imienia opuści dom, braci lub siostry, ojca lub matkę, dzieci lub pole, stokroć tyle otrzyma i życie wieczne odziedziczy” – wołał Jezus. A żona? Żony Jezus nie wymienia. Nie wolno jej zostawić.
Pierwsze słowa dzisiejszej ewangelii pokazują sedno: „Jezus odwrócił się”. Brzmi to tak, jakby zdawał sobie sprawę, że to, co mówi odwraca nasze światowe myślenie o 180 stopni. Kto chciałby brać swój krzyż? Kto chciałby zostawiać wszystko? Kto chciałby opuścić matkę, ojca i dom? Nikt. By to uczynić musimy odwrócić tok naszego myślenia, wejść w Bożą pedagogikę.
To paradoks: rozdajemy, by zyskać, zostawiamy wszystko, by otrzymać stokroć więcej, umieramy, by żyć.
Błysk w oku (Wj 34,29-35; Ps 99; J 6,63b.68b; Mt 13,44-46 (z dnia) lub Rz 8,1-4; Ps 119; Mt 5,16; Mt 5,13-19)
Rok temu zastukałem do solidnych drzwi na furcie dominikanek w Świętej Annie. Zauważyłem, że wszystkie mniszki, z którymi rozmawiałem łączyło jedno: błysk w oku. Czuło się, że są szczęśliwe. Dosłownie zarażały radością. Dla współczesnego świata to absurd. Radość za kratami?
– Przychodzimy do tych klasztorów i spotkamy olbrzymi wewnętrzny pokój – opowiada dominikanin o. Mirosław Pilsniak – Mówimy: też tak chcemy! Zazdrościmy im. Paradoks polega na tym, że „od wewnątrz” siostry mają poczucie cierpienia, nocy, próby, pustyni. Rzadko przeżywają uniesienia. A ludzie wyjeżdżają od nich przemienieni. Myślę, że to, co widzimy z zewnątrz jest większą prawdą niż to, co one same o sobie myślą. Bo one dostrzegają tylko część świata, w którym się poruszają, przede wszystkim cierpienie, a ludzie widzą pokój wewnętrzny, radość.
Przypomniałem sobie o tym, gdy przeczytałem początek dzisiejszego czytania: Gdy Mojżesz zstępował z góry Synaj z dwiema tablicami Świadectwa w ręku,
nie wiedział, że skóra na jego twarzy promieniała na skutek rozmowy z Panem.
Balonik (Wj 40,16-21.34-38; Ps 84; Dz 16,14b; Mt 13,47-53)
Z nieba leje się żar. W knajpie w Ustroniu dwóch zmęczonych turystów wyciąga obolałe nogi. Zamawiają piwo, gdy nagle do restauracji wchodzi grupka młodych oazowiczów z gitarą. Widać ich zdeterminowane twarze: Brunetki, blondynki ja wszystkie was dziewczynki, nawracać chcę. Stają przed spijającymi z kufli piankę facetami i zaczynają śpiewać: Jezus Chrystus moim Panem jest. Na zakończenie wręczają osłupiałym turystom balonik z napisem: Świat potrzebuje Chrystusa. Odwracają się na pięcie i znikają.
Złapałem się za głowę: czy tak ma wyglądać ewangelizacja? Co zrobić, by nie przerodziła się w farsę?
Wpadamy w pułapkę. Zaczynamy opowiadać o Jezusie, jakbyśmy przed chwilką poklepali Go po plecach. Niektórzy wzorem filmowej „Autostrady do nieba” nazywają do „Szefem”. Opowiadamy o Bogu, który przytula, otula, zatula – kpi trapista o. Michał Zioło – i staje się przytulanką na jedną noc.
Rozmywamy najważniejsze przesłanie świata. Izraelici czuli przed Bogiem respekt: „Obłok Pana za dnia zakrywał przybytek, a w nocy błyszczał jak ogień na oczach całego domu izraelskiego w czasie całej ich wędrówki”.
Przerażony Daniel po wizycie anioła padł na ziemię i chorował przez wiele dni, znający potęgę Boga Hiob wołał: „Odwróć Twój wzrok, niech trochę rozjaśnię oblicze”, Jan Chrzciciel nie był w stanie rozwiązać rzemyka u sandałów Mistrza. My zatraciliśmy perspektywę. Rozdajemy baloniki.
Pusty wózek (Kpł 23,1.4-11.15-16.27.34b-37; Ps 81; 1 P 1,25; Mt 13,54-58)
Bóg nie uzdrawia tych, którzy zostali zaciągnięty do Niego za uszy. Mama wytargała z domu synka, by się nad nimi pomodlono. Pojechał dla świętego spokoju. Mąż, by nie słuchać wiecznych gderań żony, w końcu jedzie na rekolekcje. Mają zamknięte serca, a Jezus nie wchodzi w nasze życie w butach. Szanuje naszą wolność. Jeśli nie wierzymy, nie uzdrawia. W rodzinnym mieście wszyscy znali go od lat. Dlatego był bezradny. Zasmuca mnie to, bo też znam Go od lat…
– Dlaczego od dawna nie modlimy się we wspólnocie o uzdrowienie? – spytała ostatnio Jola – Czy tylko dlatego, że staramy się mówić „Bądź wola Twoja”? A może zabrakło nam po prostu wiary?
Niedawno rozmawiałem z pewnym zakonnikiem. Kiedyś też nie wierzył w skuteczność modlitwy. Do czasu, gdy nie został postawiony w podbramkowej sytuacji. – W kościele w Bostonie odbywała się modlitwa – opowiadał - Przywieziono sparaliżowanego na wózku, a ludzie powiedzieli: ojcze, pomódl się nad nim. Nigdy nie modliłem się nad chorym. To był mój pierwszy raz. Usłyszałem w sercu delikatny głos Jezusa: powiedz mu, żeby wstał i chodził. Zawierzyłem tej myśli. Powiedziałem: „W imię Jezusa, wstań i chodź” i… sparaliżowany wstał. To był wstrząs, rozpłakałem się. Dotknąłem cudu, uwierzyłem na całego.
Dam ci wszystko! (Kpł 25,1.8-17; Ps 67; Mt 5,70; Mt 14,1-12 (z dnia) lub Ez 3,16-21; Ps 117; Łk 4,18; Mt 9,35-10,1)
„Tańczyła córka Herodiady wobec gości i spodobała się Herodowi. Zatem pod przysięgą obiecał jej dać
wszystko, o cokolwiek poprosi”.
Obietnica skończyła się tragicznie. Przed królem położono głowę Jana Chrzciciela. Herod „w ciemno” obiecał dać wszystko, o cokolwiek poprosi córka Heriodiady. Szatańskie zaślepienie i ogromna pycha.
Patron dzisiejszego dnia: Jan Maria Vianney leżał na zimnej posadzce kościoła w Ars przed Najświętszym Sakramentem. Pokornie błagał o wszystko i... otrzymywał wszystko.
Do jego konfesjonału ustawiały się długie kolejki, a ludzie zdumieniu byli naukami tego prostego księdza, który z ogromnym trudem skończył seminarium. Wiedział, że jest żebrakiem, a cuda i znaki, które towarzyszyły jego słowom pochodzą od Tego, który obiecał: „
Wszystko, o co w modlitwie prosicie, stanie się wam, tylko wierzcie, że otrzymacie”.