Liczy się serce (Syr 35,12-14.16-18; Ps 34; 2 Tm 4,6-9.16-18; 2 Kor 5,19; Łk 18,9-14)
On nie ma względu na osoby. Nie lekceważy maluczkich. Nie sądzi z pozorów. Zna serce człowieka. Dlatego woli skruszonego celnika, niż zarozumiałego faryzeusza, który swoich wad nie dostrzega, a widzi tylko grzechy innych. Taki jest mój Bóg…
Choćbym oszukał siebie samego, On i tak wie wszystko. Nie ma sensu nawet próbować. Muszę stawać przed Nim w prawdzie. Stanowisko, pozycja, koneksje, partyjna przynależność też nie mają dla Niego znaczenia. Liczy się tylko moje serce. Czy jest prawe, czyste, pokorne, a jeśli trzeba, to i skruszone...
A że zawsze mogłem zrobić więcej, lepiej, łagodniej, życzliwiej, dlatego szczerze powtarzam słowa modlitwy: Odpuść nam nasze winy, jak i my odpuszczamy naszym winowajcom….
Uprzedzenia bywają silniejsze... (Rz 8,12-17; Ps 68; J 17,17ba; Łk 13,10-17)
Oburzam się postawą przełożonego synagogi. To szczyt bezduszności. Jak można przypominać przepisy prawa, choćby Bożego, gdy chodzi o ludzkie zdrowie? Przecież nie chodzi o ich sztywne zachowywanie, ale miłość bliźniego! Gdybym ja był w podobnej sytuacji…
Czasem jestem. Gdy dobro czynią ci, z którymi nie jest mi po drodze. Tych skłonny jestem podejrzewać o niecne zamiary, ukryte intencje. Bo przecież nie pasują do moich szablonów, do moich wyobrażeń o tym kto jest dobry, a kto zły. A że fakty są inne? Uprzedzenia bywają silniejsze od prawdy…
Ot, taki drobiazg (Rz 8,18-25; Ps 126; Mt 11,25; Łk 13,18-21)
Cieszy mnie, gdy widzę dojrzałe owoce Bożego królestwa; gdy ludzie wokół mnie stawiają Chrystusa na pierwszym miejscu, gdy kierują się Jego prawem nawet wtedy, kiedy nie jest zbyt wygodne. Ktoś widać niegdyś zasiał ziarno, które z czasem zamieniło się w potężne drzewo. A ja?
Chyba za dużo narzekam. Że to nie są dobre czasy, że ludzie niezbyt ciekawi, że młodzież nie taka jak kiedyś. Skłonny jestem widzieć przyszłość Kościoła w czarnych barwach, bo przecież wszystkie siły przeciw niemu się sprzymierzyły. Nie zastanawiam się, ile sam zrobiłem. A przecież wystarczyłoby tak niewiele: zasiać maleńkie ziarenko sprawiedliwości, pokoju i radości. Bóg już by sprawił, że z małych ziaren wyrosłyby wielkie drzewa. Może czas zacząć zauważać drobiazgi?
Czy Bóg może potępić? (Rz 8,26-30; Ps 13; 2 Tes 2,14; Łk 13,22-30)
Proste pytanie: czy Bóg może potępić kogoś, kto żył w niesakramentalnym związku? Albo tego, który nikomu nic złego nie robił, tylko lubił sobie wypić?
Nie wiem. Bo choć wiem czym skutkuje grzech ciężki, nie jestem sędzią bliźniego. Całą o nim prawdę zna tylko Bóg. Wiem jednak, że sprawy mojego i bliźnich zbawienia nie wolno mi lekceważyć. Na nic nie zda się uspokajanie, że inni są gorsi. To przecież żadna pociecha, jeśli do tych, którzy zlekceważyli Boga licząc na Jego nieskończone miłosierdzie Jezus powie kiedyś: "Powiadam wam, nie wiem, skąd jesteście. Odstąpcie ode Mnie wszyscy dopuszczający się niesprawiedliwości"
Błogosławieni (Ap 7,2-4.9-14; Ps 24; 1 J 3,1-3; Mt 11,28; Mt5,1-12a)
Świętość jest nudna? Dla tych, których interesuje tylko zło, pewnie tak. A przecież jest tyle ciekawych dróg, które prowadzą do zbawienia. Najpierw droga duchowego ubóstwa. Kochać nade wszystko Boga, to otrzymać królestwo niebieskie. Potem droga znoszenia przeciwności w nadziei, że kiedyś smutek zamieni się w radość. Dalej, droga cichości, rezygnacji z mocnych argumentów i pancernych łokci. To dla tych, którzy chcą posiąść ziemię. A to nie wszystko. Jest droga znoszenia krzywd w nadziei, że kiedyś pragnienie sprawiedliwości się spełni. Dalej, droga miłosierdzia, która pozwala liczyć na miłosierdzie Boże w dzień sądu. Jest też droga czystego serca, świętej naiwności, która wyostrza wzrok na dobro, a czyni krótkowidzem wobec zła. Kroczący nią mogą liczyć, ze kiedyś zobaczą Najwyższe Dobro, samego Boga. I jeszcze droga tych, którzy nie oglądając się tylko na rachunki krzywd próbują wprowadzać pokój. Ci zasłużą sobie na zaszczytne miano synów Bożych. W końcu także droga znoszenia prześladowania dla sprawiedliwości, dla Chrystusa. Tych nie minie ich nagroda w niebie...
Tyle różnych postaw. Gdzie tu miejsce na nudę? A przecież to jeszcze nie wszystko. Gdyby wczytać się w Ewangelię...
Mieszkanie już przygotowane (Job 19,1.23-27a; Ps 27; 1 Kor 15,20-24a.25-28; Ap 1,5-6; Łk 23,44-46.50.52-53; 24,1-6a; II: Dn 12,1-3; Ps 42; Rz 6,3-9; J 3,76; J 11,32-45; III: Mdr 3,1-6.9; Ps 103; 2 Kor 4,14-5,1; J 6,40; J 14,1-6)
Jaką będę miał emeryturę? Kto się mną zajmie, jeśli zachoruję? Może trzeba się dodatkowo ubezpieczyć? Te pytania stawia sobie każdy, kto myśli o przyszłości. Na ile sposobów bym się nie zabezpieczył, jednego jednak nie uniknę. Śmierci. Przyjdzie tak samo, jak przyszła do wielu przede mną. Daty na cmentarnych tablicach uświadamiają mi, że kiedyś i na mnie przyjdzie czas. Co wtedy będzie?
Jezus obiecał swoim uczniom mieszkanie w domu Ojca. On tam już jest. I wielu tych, którzy poprzedzili mnie na drodze do wieczności. Mam nadzieję, że gdy nad moją trumną śpiewać będą "wędrówka moja już dobiegła kresu, dla moich oczu słońce ziemi zgasło" i dla mnie znajdzie się tam miejsce. Czy dla wygnańca-tułacza , może być lepsza perspektywa?
Tylko jednego mogę się bać. Że zbłądzę. Jeśli jednak trzymać się będę Tego, który jest "prawdziwą drogą do życia" albo "drogą do prawdziwego życia" wtedy wszystko będzie dobrze. Byłem tylko, gdy zbłądzę, nie zapomniał wołać o ratunek...
Nie wypada (Rz 11,1-2a.11-12.25-29; Ps 94; Mt 11,29ab; Łk 14,1.7)
Za stołem, jak za stołem. Ale wiem co to znaczy pogoń za zaszczytami. Szczególnie irytująca, gdy podszyta pozorem pokory. Czasem nie rozumiem co się stało. Dopiero za jakiś czas okazuje się, że chodziło o niezauważenie zasług, godności, nieuwzględnienie opinii, pominięcie w awansie.
Lubię być zauważany i chwalony. Chyba nic w tym złego. Muszę się jednak bardzo pilnować, by to pragnienie nie przysłaniało mi tego, co znacznie ważniejsze: dla Boga i przed Bogiem wszyscy jesteśmy braćmi. On dźwiga ubogiego, a sprzeciwia się pyszałkom. Lepiej, jeśli jedna czy druga moja zasługa nie zostaną zauważone, niż gdybym miał się okazać człowiekiem zarozumiałym i małostkowym. Bo to wstyd. Przecież mój Mistrz, choć był Bogiem, przyjął postać zwykłego człowieka; był Królem niebios, a zginął jak złoczyńca. Czy jego uczniowi wypada dbać o zaszczyty?