On tu rządzi (Ez 34,11-12.15-17; 1 Kor 15,20-26.28; Mt 25,31-46)Jest taki charakterystyczny moment w życiu dziecka, kiedy woła: „Ja sam” i głośno protestuje przy najprostszych codziennych czynnościach, które dotąd przebiegały bez zakłóceń. Towarzyszy temu – przynajmniej początkowo – duma rodziców na widok buzi wysmarowanej kaszką czy pierwszych zapiętych krzywo guzików. Słowa dzisiejszych czytań mają w sobie coś z tej determinacji, tego kategorycznego żądania, by coś dokonało się w taki, a nie inny sposób: „JA SAM będę szukał moich owiec i będę miał o nie pieczę”; „Oto JA osądzę poszczególne owce, barany i kozły”; „ON oddzieli jednych [ludzi] od drugich, jak pasterz oddziela owce od kozłów”...
Niedziela Chrystusa Króla kończy rok liturgiczny. Aż strach, ile razy w ciągu tego roku próbowaliśmy wyręczać Boga w Jego działaniu – wskazywać ludziom właściwe miejsca, oddzielać dobrych od złych. Pełno w nas wzajemnych pretensji, kto co powinien komu zrobić, ile komu się należy... A przecież On, Bóg, zrobi to lepiej – i także dla nas lepiej się poddać Bożemu, nie ludzkiemu osądowi.
Rodzice muszą stopniowo usuwać się w cień, aby ich dziecko rosło, rozwijało się. W wierze i nam by się takie usunięcie w cień przydało – czasem im mniej naszego szarogęszenia się, tym więcej królowania Boga.
Więcej niż wszyscy inni (Ap 14,1-3.4b-5; Ps 24; Łk 21,1-4)Czy w życiu chodzi o to, aby wszelkie porównania wypadały na naszą korzyść? Aby mieć więcej niż wszyscy inni, lepiej żyć? Czy uboga wdowa wrzucając do świątynnej skarbony „więcej niż wszyscy inni” właśnie dlatego zasługuje na pochwałę? Ona przecież rzeczywiście miała więcej – choćby niedostatku; a także odwagi, wiary, świadomości, że dla Boga warto.
Łatwo można uciec od problemu, odwołując się do wyświechtanych tez, że nie należy się porównywać. Jednak istniejemy w sieci wzajemnych zależności i tak całkiem wyplątać się z tego porównywania nie da. Ani uciec od świadomości – przynajmniej do pewnego stopnia – kto ma więcej, czy żyje lepiej z naszych najbliższych sąsiadów.
Ważne pytanie: kto zyskuje, kiedy my mamy więcej? Więcej w każdej sferze – i materialnej, i duchowej? Czy w ogóle ktoś zyskuje? Bo może być i tak, że ktoś traci – choćby nasza uwagę, tak bardzo jesteśmy zajęci naszym więcej (choćby to miały być dłuższe modły na dobranoc).
Kamień na kamieniu (Ap 14,14-20; Ps 96; Łk 21,5-11)To, co dziś wydaje się piękne i okazałe – może runąć w jednej chwili. Tych, którzy niegdyś przyglądali się jerozolimskiej świątyni, chwaląc ją, że „jest przyozdobiona pięknymi kamieniami i darami”, przestrzega Jezus: „Przyjdzie czas, kiedy z tego, na co patrzycie, nie zostanie kamień na kamieniu, który by nie był zwalony”. Nie zawsze jest więc dobrze cieszyć się bujną wyobraźnią, nawet czytając Pismo święte. Choćby to: „I rzucił anioł swój sierp na ziemię, i obrał z gron winorośl ziemi, i wrzucił je do tłoczni Bożego gniewu – ogromnej. I wydeptano tłocznię poza miastem, a z tłoczni krew wytrysnęła aż po wędzidła koni, na tysiąc i sześćset stadiów”. Obrazy zagłady mogą trwożyć, co wrażliwszych przerażają na pewno.
Nie o trwogę tu chyba jednak chodzi (zwłaszcza że wystraszeni ludzie niekoniecznie stają się posłuszniejsi i lepsi). Raczej o to, że nasz świat przemija. Tak, tak: przemija. I tylko to z niego ma szansę ocaleć, co zechce ocalić Bóg. Nic tu nie pomoże nasz płacz ani lament, ani kurczowe trzymanie się tego, czego trwałości jesteśmy pewni (no, może dziś już nie ma takich rzeczy – udowodniły to i bankowe kryzysy, i krwawe wojny, i kolejne kataklizmy). My jednak co dzień możemy dokładać swoją cegiełkę do tego, co Boże w świecie – dobre, służące innym, piękne.
Przeciwnicy (Ap 15,1-4; Ps 98; Łk 21,12-19)Według Apokalipsy zbawieni śpiewają Bogu: „Ty sam jesteś Święty, bo przyjdą wszystkie narody i padną na twarz przed Tobą, bo ujawniły się słuszne Twoje wyroki”. Koniec świata dowiedzie, że Bóg ma rację, a my z Nim. Nawet jeśli tutaj przeciw nam powstaną „rodzice i bracia, krewni i przyjaciele”. Jeśli chrześcijanie mają słuszność, spodziewając się dobra i wiecznego szczęścia mimo codziennych trudów, a nawet prześladowań, to nie dlatego, że są mądrzejsi od innych, ale dlatego, że wierzą Bogu, który owo wieczne szczęście gwarantuje.
Między wiarą a niewiarą jest ogromna przepaść. My, ludzie, możemy się porozumieć w bardzo wielu sprawach, tak samo dotykają nas choroby i śmierć, tak samo możemy starać się dobrze żyć. Ale choćbyśmy byli sobie najbliżsi, jak w rodzinie, wiara nas dzieli. W pewnym momencie – wtedy, gdy rzecz dotyczy spraw Bożych – stajemy się sobie przeciwnikami. Bo musimy bardzo wyraźnie, konkretnie dać świadectwo: albo wierzę, albo nie wierzę. Od tego nikt nie ucieknie. I dobrze jest o tym pamiętać.
Co ma być, to będzie (Ap 18,1-2.21-23; 19,1-3.9a; Ps 100; Łk 21,20-28 )Co nas czeka w przyszłości? To pytanie nurtuje nie tylko czytelników wróżb i horoskopów. Na to pytanie odpowiada także Bóg w Piśmie świętym, jakby uprawomocniając tym samym naszą troskę o ostateczną przyszłość, nasze wołanie o sprawiedliwość, która tu, na ziemi, nie zawsze się dokonuje.
Biblijne zapowiedzi mają wspólne cechy. To, że będą dziać się rzeczy przekraczające nasze rozumienie, które ukazują nasza znikomość we wszechświecie i że nikt przed tym nie ucieknie: „Ludzie mdleć będą ze strachu, w oczekiwaniu wydarzeń zagrażających ziemi”. I to – przede wszystkim – że będzie to czas szczególnego działania Boga, jakby dopełnienia Jego zwycięstwa: „Wtedy ujrzą Syna Człowieczego, nadchodzącego w obłoku z wielką mocą i chwałą”.
My, którzy czekamy na koniec świata, jesteśmy pełni nadziei. Bo – to prawda – nikt z nas nie uniknie sądu. Ale – to też prawda – Boże zwycięstwo oznacza nasze odkupienie.
Pora owocować? (Ap 20,1-4.11-21.2; Ps 84; Łk 21,29-33)„I powiedział im przypowieść: Patrzcie na drzewo figowe i na inne drzewa. Gdy widzicie, że wypuszczają pączki, sami poznajecie, że już blisko jest lato”...
Te słowa budzą we mnie wyrzuty sumienia. Bo już zdarzyło mi się nagłe zdumienie na widok zielonych listków, kiedy nawet nie zauważyłam pączków. Tak, tak, bardzo łatwo jest coś przegapić! Kupujemy jednocześnie znicze i kartki świąteczne. Ledwie zaczął się adwent, a już myślimy o sylwestrze. A gdyby nie wiosenne porządki, nie zauważylibyśmy, że czas przygotować się na Wielkanoc... Być może nie wszystkich to dotyczy, być może nas samych w niewielkim stopniu, albo mamy jakieś okoliczności łagodzące (nawał pracy, przeprowadzka czy choroba kogoś bliskiego). Ale nie mogę oprzeć się wrażeniu, że coś się zmieniło – nie umiemy oczekiwać.
Jak tu myśleć o czekaniu na koniec świat czy choćby o przygotowaniu na własną śmierć, skoro nawet w pralce wystarczy ustawić odpowiedni program i pierze się właściwie samo. Skoro żyjemy nie musząc pamiętać o zapasach na zimę, skoro świeże bułeczki można kupić i w niedziele – jak tu wymagać zapobiegliwości w duchowej sferze? I dlatego słowa Chrystusa o ostatecznym sądzie brzmią nie tylko jak przestroga. Brzmią także jak wyrzut sumienia: „Niebo i ziemia przeminą, ale moje słowa nie przeminą”.
Czekając (Ap 22,1-7; Ps 95; Łk 21,34-36)Nie lubimy być zaskakiwani. Podwyżkami czynszu. Chorobą. Pracą po godzinach. Służbowym wyjazdem. Czasem nawet – gośćmi na kolacji. Poukładane życie daje nam złudzenie kontroli, panowania nad wszystkim. Drzemie w nas pragnienie ładu, czasem nawet zwykłego spokoju, poczucia celowości tego, co robimy. Tym bardziej więc powinniśmy na siebie uważać – jak mówi Pismo – aby nasze serca „nie były ociężałe wskutek obżarstwa, pijaństwa i trosk doczesnych, żeby ten dzień nie przypadł na nas znienacka, jak potrzask”. Bo on na pewno przyjdzie - na nas i „na wszystkich, którzy mieszkają na całej ziemi”.
W sumie to przecież lepiej, że wiemy. W sumie to dobrze mieć się czego spodziewać, na co czekać. W sumie – to przecież nie tylko ostrzeżenie, lecz również obietnica: „czuwajcie i módlcie się w każdym czasie, abyście mogli (...) stanąć przed Synem Człowieczym”.