Refleksja na dziś - 5. tydzień zwykły (B)

Przeczytaj i rozważ


Nad ranem (Hi 7,1-4.6-7; Ps 147,1-6; 1 Kor 9,16-19.22-23; Mk 1,29-39)

Nad ranem, gdy jeszcze jest ciemno, przewracam się z boku na bok, poprawiam kołdrę, ucinam drzemkę, nerwowym ruchem ręki wyłączam budzik (że też jeszcze jest cały), znów zasypiam, wreszcie budzę się wystraszony. Już dawno powinienem być na nogach. Wyskakuję z łóżka, przemywam oczy, biegnę do lodówki, łykam kanapkę. W międzyczasie zakładam na lewą stronę koszulę i mylę pary skarpet, zastanawiając się, czego z zaplanowanych spraw nie muszę robić. Myjąc po śniadaniu zęby zahaczam o medalik, bo akurat wysunął się zza podkoszulki. Aha, jeszcze pacierz. Ale, przecież Pan Bóg się nie pogniewa. Wie, że Go kocham i zawsze całego siebie Mu oddaję. Chcąc udowodnić, że tak jest, znak krzyża przy wyjściu z domu i modlitwa do anioła stróża w trakcie uruchamiania samochodu.

Tak leci jeden dzień, drugi, kolejne... Mijają tygodnie i miesiące. Aż pewnego dnia zauważam, że jestem wewnętrznie pusty. Mechanicznie wykonuję wszystkie czynności, nie potrafię spojrzeć bliźniemu w oczy, o skupieniu w czasie Mszy św. nawet nie ma co marzyć. Trzeba coś z tym zrobić. Najlepiej pójść do spowiedzi. Wybieram księdza X, bo podobno to uduchowiony kapłan. Przedstawiam mu swoją sytuację duchową, co tu ukrywać, licząc na cudowne lekarstwo. Ten jednak cudu nie obiecuje. Nawet twierdzi, że go nie będzie, jeśli... Nastawisz budzik pięć minut wcześniej, będziesz ćwiczył dyscyplinę i nie pozwolisz sobie na żadną dodatkową drzemkę. Te pierwsze pięć minut poświęcisz wyłącznie Panu Bogu, oddając Mu swoje myśli, słowa i czyny, prosząc o wypełnienie Jego woli. Żeby łatwiej było zacząć, zamiast tradycyjnej litanii, przez tydzień za pokutę proszę...


Bądź śmieszny (Rdz 1,1-19; Ps 104,1-2.5-6.10.12.24.35; Mk 6,53-56)

Zatrzymałem się na jednym fragmencie. „Biegali po całej okolicy”. Coś w rodzaju pospolitego ruszenia. Tyle, że nie o wojnę chodziło. Biegali, by zdobyć wiadomość albo przekazać wiadomość. Biegali sami i z chorymi. Byle zdążyć, nie zmarnować być może jedynej takiej okazji. Pewnie czasem wyglądało to komicznie. Grupa z jednej wioski wpada na drugą, biegnącą w przeciwnym kierunku. Bo akurat ktoś przekazał niesprawdzone informacje. Syn, zostawiający ojca w warsztacie i dorośli, pozostawiający nieskoszone pole...

Trochę im zazdroszczę. Wiary i entuzjazmu. I tego, że nie bali się, że ktoś ich wyśmieje. Ale nad tym pewnie nikt się nie zastanawiał. Zresztą nad czym tu się zastanawiać, skoro samo dotknięcie frędzli Jego płaszcza działało sprawiało, że chorzy odzyskiwali zdrowie.

Lepiej byś śmiesznym i odzyskać zdrowie, aniżeli pozostać poważnym w oczach ludzi i nigdy nie doświadczyć dotknięcia Jezusa.


Sercem to znaczy jak? (Rdz 1,20-2,4a; Ps 8,4-9; Mk 7,1-3)

Odwieczny spór. Z jednej strony zwolennicy maksymalnej spontaniczności. Żadnych przygotowań. Zupełne zawierzenie Duchowi Świętemu. Dla obrony swoich racji gotowi użyć argumentu najcięższego kalibru o klepaniu pacierzy i oddawaniu czci wargami. Bo serce nie przywiązuje się do formy. Po przeciwnej stronie ustawiają się obrońcy formy. Dla nich ważny jest każdy, nawet najdrobniejszy gest czy znak. Każda czynność musi być sumiennie przygotowana, wręcz dopieszczona. Jakakolwiek improwizacja jest niedopuszczalna. Też mają argumenty ciężkiego kalibru. Modernizm i brak szacunku dla tego, co święte.

Tymczasem Jezus ani nie dystansuje się od przepisów o rytualnych obmyciach, ani nie potępia apostołów za ich spontaniczność. Widać potrzebne jest jedno i drugie. Natomiast wprowadza nowe kryterium, dzięki któremu można ocenić, czy w tej spontaniczności chwały Bożej nie zastąpiło celebrowanie własnej kreatywności a uświęconej wiekami formy bezduszny rytualizm. Tym nowym kryterium jest miara serca. Czyli „poznacie ich po ich owocach”.

Miara serca to przylgnięcie z jeszcze większą miłością do Bożych przykazań. Miara serca to jeszcze większa wrażliwość na potrzeby bliźnich. Miara serca to Słowo przełożone na życie. Miara serca to wreszcie moda wykreowana na miarę Boga, a nie Bóg wykreowany na miarę mody.


Jest tylko piękno (Rdz 2,4b-9.15-17; Ps 104,1-2.27-30; Mk 7,14-23)

Wczoraj byłem na Gorcu. Turystów dawno tu nie widziano, a jedynym znakiem obecności człowieka jest nowa kapliczka Królowej Gorców, ustawiona przez brata Józefa na krótko przed śmiercią. Najpiękniejsza ze wszystkich, jakie zbudował w okolicy. Maryja, wyglądająca jak rzymska bazylika, tuli do siebie małe Dzieciątko. Tempera na desce wyjątkowo pięknie wkomponowana w pejzaż. Rozglądając się wokół przyszło mi na myśl, że krajobraz przypomina trochę świat przed stworzeniem człowieka. Zacząłem zastanawiać się. Co mógł czuć wówczas – jeśli można posłużyć się takim bardzo ludzkim porównaniem – Pan Bóg? Piękno i pustka. Tak przypuszczam. Świat bez człowieka był piękną pustką. Pewnie wtedy przymknął Bóg oczy i zobaczył, jak niewiasta przytula małe dziecko. I pomyślał, że tym gestem odzwierciedli ów miłośny uścisk, w jakim trwa Ojciec i Syn, zespoleni w jedno węzłem miłości – Duchem Świętym. I tak został stworzony człowiek. W piękną pustkę Bóg tchnął życie inne niż biologiczne

Nie ma już pięknej pustki. Jest tylko piękno. I tak pozostanie. Mimo grzechu, słabości i wszelkiej nieczystości wychodzącej z wnętrza człowieka. Jak długo niewiasta będzie tulić dziecko, odzwierciedlając ów boski uścisk, tak długo będzie pięknie i nie będzie pustki.


Nazwała po imieniu (Rdz 2,18-25; Ps 128,1-5; Mk 7,24-30)

Tej matce warto się przyjrzeć. Nie tylko ze względu na jej wiarę. Przede wszystkim dlatego, że stanęła w prawdzie. Bo zazwyczaj matka kręci, próbując usprawiedliwić własne dziecko. Ono jest wspaniałe. Winne są okoliczności, ludzie, kryzys, bieda. Właściwie jest dobrze, tylko nie wiadomo czemu bywa źle. A jak już nie da się dalej ukryć, że jest źle, wtedy przyjdzie z pomocą choroba. Niewłaściwie rozpoznana. Lekarz zastosował nieodpowiednie leki. Zamiast być lepiej jest jeszcze gorzej. Jednym słowem wszyscy są winni, tylko nie dziecko.

Syrofenicjanka nie kręci. Nie usprawiedliwia. Nie zrzuca winy na innych. Jaką musiała wykazać się odwagą, gdy przyszło jej wyznać: „zły duch ją opętał”. Nazwała rzecz po imieniu. Drzwi do uzdrawiającej mocy Boga otworzyła prawda. Dialog o dzieciach i psach był już tylko dalszym ciągiem. Bez tej otwierającej drzwi prawdy pewnie nigdy by do niego nie doszło.

Matka zawsze broni dziecko. Syrofenicjanka uczy, że najlepszą obroną jest prawda. Bez prawdy, choćby była nie wiem jak trudna, nigdy nie usłyszy się słów: „zły duch opuścił twoją córeczkę”.


Otwórz się (Rdz 3,1-8; Ps 32,1-2.5-7; Mk 7,31-37)

Nie potrafisz bądź nie chcesz otworzyć się na Boga, na Jego słowo, na działanie Jego łaski. Ilu z nas usłyszało przynajmniej raz w życiu ten zarzut, a potem nie potrafiło się pozbierać. Bo wypowiadający te słowa często kierował się naiwną wiarą, że tzw. stuprocentowe otwarcie na Boga gwarantuje automatyczną przemianę człowieka w anioła. Jeśli otworzysz całe serce do Boga, poradzisz sobie z każdym grzechem, z każdą pokusą. W domyśle – w przeciągu kilku minut. Więc była jedna próba, druga i następne, takiego otwarcia na maksa. Potem coraz większe zniechęcenie, żal do siebie i duchowa zapaść.

Effatha. Otwórz się. To znaczy zobacz, usłysz, mów i chciej. Pan Bóg da wzrost, ale na to potrzeba czasu.

Jeśli widzisz, słyszysz, mówisz i pragniesz pełnić Jego wolę, jesteś otwarty. Pozostaje mozolna wspinaczka i pokonywanie kolejnych przeszkód. Czasem trzeba trochę odpocząć. Pan Bóg wie, że człowiek się męczy. Nie wymaga wysiłku ponad to, co możemy i jesteśmy w stanie uczynić.

Więc jesteś otwarty na Boga. Przecież właśnie słuchasz Jego słowa, poruszony pragnieniem życia Jego miłością. A jeśli ktoś będzie twierdził co innego, trzepnij go w ucho. Niech głupot nie opowiada, tylko poda ci rękę i pomoże wspiąć się kilka centymetrów wyżej. Jeśli tego nie uczyni nie bratem ci jest, lecz wężem przebiegłym.


Poślij owce między wilki (Dz 13,46-49; Ps 117,1-2; Łk 10,1-9)

Być może jako wspólnota Kościoła nie potrafiliśmy uszanować tego daru, jakim była obfitość powołań kapłańskich i zakonnych w ostatnich dziesięcioleciach. Dlatego dziś musimy zmierzyć się z kryzysem.

Być może czuliśmy się jedynie odwiedzającymi park, a nie jego gospodarzami. Dlatego nie troszczyliśmy się o zapewnienie mu dobrych ogrodników.

Być może bardziej martwi nas brak zasięgu w telefonie niż brak słyszalności Dobrej Nowiny. Dlatego ciągle jeszcze nie potrafimy klęknąć i prosić.

Być może prosząc gorliwie „poślij ich” nie chcemy, by posłał nas. Dlatego obfitujące w plony pole zamienia się w ugór.

Boże, zmiłuj się nad nami i mimo wszystko poślij owce między – nas – wilki.


Czytania mszalne komentuje ks. Włodzimierz Lewandowski


«« | « | 1 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg
« » Kwiecień 2024
N P W Ś C P S
31 1 2 3 4 5 6
7 8 9 10 11 12 13
14 15 16 17 18 19 20
21 22 23 24 25 26 27
28 29 30 1 2 3 4
5 6 7 8 9 10 11
Pobieranie... Pobieranie...