Nieczysty (Kpł 13,1-2.45-46; Ps 32; 1 Kor 10,31-11,1; Mk 1,40-45)Trędowaty, który podlega tej chorobie, będzie miał rozerwane szaty, włosy w nieładzie, brodę zasłoniętą i będzie wołać: "Nieczysty, nieczysty!". Przez cały czas trwania tej choroby będzie nieczysty. Będzie mieszkał w odosobnieniu. Jego mieszkanie będzie poza obozem.Dziś nie muszę krzyczeć. Dziś mogę wejść do miasta – brama jest otwarta. Dziś nie muszę się w żaden sposób odróżniać od tłumu, który słucha Nauczyciela.
Dziś On pozwala mi do siebie podejść, choć przecież On jeden zna prawdę. I ponownie mówi: chcę, bądź oczyszczony. Idź i raduj się tym. To, co było, zniknęło, zostało między nami a ja już nie pamiętam.
Skoro mnie pozwolił do siebie podejść w ciszy, dyskretnie, to i gdy widzę kogoś chorego na trąd, nie wolno mi krzyczeć. Nie wolno wyganiać z miasta i zamykać bramy. Przecież musi tu wejść – tu jest Nauczyciel. Za bramą może jedynie umierać wśród sobie podobnych.
Skoro znam i ból i strach kogoś, kto jeszcze szuka pomocy lub choćby człowieka, który go nie odepchnie, podejdę, podam rękę i wskażę, gdzie znajdzie Tego, który może uleczyć.
Znaku nie będzie (Rdz 4,1-15.25; Ps 50; Mk 8,11-13)Ludzie biegali, podając sobie z ust do ust nowinę: przybył! Nieśli swoich chorych gdzie tylko słyszeli, że przebywał. Uzdrawiał wielu. Przywracał wzrok ociemniałym, mowę niemym i słuch głuchym. Nawet poganie pokładali w Nim nadzieję.
Było tak, jak zapowiadał prorok Izajasz. Głusi usłyszeli słowa księgi, a oczy niewidomych, wolne od mroku i od ciemności, zaczynały widzieć. Jak można w tej sytuacji domagać się znaku? Jakiego jeszcze znaku potrzebowali ci, którzy przecież jak nikt znali Pismo?
Człowiek czasem domaga się znaku tylko po to, by go zakwestionować, by się utwierdzić w przekonaniu, że ma rację nie wierząc. Czegokolwiek by wtedy Bóg czy człowiek nie dokonał, nie pomoże. Wola niewiary jest zbyt silna.
Dlatego Ten, który brał pod uwagę potrzeby ludzi i uzdrawiając posługiwał się gestem, choć starczyłoby jedno słowo, tym razem odmówił. Podobnie, jak odmówił później Herodowi, mimo że być może pokaz kilku cudów mógł Go uratować od śmierci na krzyżu.
Pełen talerz i Bóg (Rdz 6,5-8;7,1-5.10; Ps 29; Mk 8,14-21)Z pośpiechu zapomnieli chleba. Jeden bochenek to niewiele na kilkunastu głodnych mężczyzn. Nic dziwnego, że temat zaprzątał głowy wszystkich. Jezus coś mówi? Zwraca uwagę? Mógłby znaleźć inny moment, nie wtedy gdy jesteśmy zajęci tak ważną kwestią! I jeszcze ma pretensje!
Nie pamiętacie? – dziwi się Bóg ze smutkiem. - Dopiero co po raz drugi rozmnożyłem na waszych oczach chleb. A jednak ciągle wydaje się wam, że tylko swojej sile możecie polegać.
Skupiacie się na tym, co mało istotne, gdy wskazuję wam rzeczy najważniejsze. Strzeżcie się kłamstwa, które udaje prawdę, tworzenia ludzkich praw, które znoszą Boże nakazy i obłudy ukrytej pod maską świętości. Choćby się wam wydawało, że po ludzku musicie, że się opłaci, że inaczej stracicie wszystko - wy, wasi bliscy, ci za których jesteście odpowiedzialni przed Bogiem...
Odrobina kwasu zakwasza całe ciasto. Odrobina kłamstwa lub obłudy zatruje nie tylko was, ale i ludzi wokół. Zatruje tych, o których dobro chcecie dbać. W końcu zniszczy wszystko, co uda się wam zbudować.
Nie wracaj (Rdz 8, 6-13.20-22; Ps 116B,12-15.18-19; Mk 8,22-26)Niewidomego, którego do niego przyprowadzono, by go uleczył, Chrystus najpierw zabiera poza wieś. Dokonujący się tam cud ma dwa etapy. Pierwszy, gdy do oczu człowieka dociera światło i drugi, po którym wzrok wraca całkowicie. Ale na tym się nie kończy, pada jeszcze zalecenie: Tylko nie wracaj do wsi.
Ciekawe, że by mógł się dokonać cud, Jezus zabrał człowieka spośród ludzi, a gdy już go uleczył, zabronił mu do nich wracać.
Czasem trzeba, by człowiek został sam, by pozwolił się uleczyć. Dopiero gdy przestanie słyszeć za plecami innych dociera pragnienie: chcę być zdrowy. Czy jednak ów nieznajomy, do którego mnie przyprowadzono, może to uczynić?
Cud się dokonuje. Niepełny, ale przecież drastycznie zmieniający sytuację. Dla niewidomego zobaczyć światło i ludzi przed sobą, choćby i nieostro, musiało znaczyć bardzo wiele. O ileż bardziej stawał się samodzielny! Być może w tej chwili uwierzył. I to ostatecznie przywróciło mu zdrowie.
Pozostało mu to, co najtrudniejsze. Nie wracać do miejsca, w którym stał się ślepy.
Jedno pytanie (Rdz 9,1-13; Ps 102; Mk 8,27-33)Pytanie najwyraźniej odebrało apostołom głos. Kim On jest? Ludzie mówią różnie… Dokonuje wielu cudów, jest tak bardzo inny niż faryzeusze… Tylko Piotr wypalił: Ty jesteś Mesjaszem!
Za kogo mnie uważasz? – pyta dzisiaj Bóg. I jak apostołom to pytanie odbiera mi głos. Patrzę na Ciebie i milczę. Jest wiele słów, którymi mogłabym Cię określić, mniej lub bardziej formalnie. Każde określa ułamek niepojętej relacji, w dodatku każde jest przybliżone, niedokładne, uproszczone.
Nie potrafię odpowiedzieć Ci, Panie. I chyba zaczynam rozumieć i zmieszanie apostołów i odpowiedź Piotra. Dla niego byłeś Tym, który miał nadejść. Tym, o którym mówiło Pismo. Tym, którego tron będzie utrwalony na wieki.
Dla mnie… Dla mnie jesteś Tym, przez którego jestem i dla którego jestem. Tym, którego nieporadnie kocham. Tym, który Jest - dla mnie. Bogiem w Trójcy Jedynym.
Nie wiem do końca, jedynie przeczuwam, co to znaczy. Kiedyś się dowiem – gdy zobaczę Cię twarzą w twarz.
Bilans (Rdz 11,1-9; Ps 33; Mk 8,34-9,1)Bilans zysków i strat to podstawa dla podjęcia roztropnej decyzji. Gdy jednak czytam wezwanie, by wziąć swój krzyż, wydaje się, że Bóg chce postawić ludzkie myślenie na głowie. Mam odrzucić rozsądek?
Bynajmniej. Po to mam rozum, by z niego korzystać. W rubrykach bilansu zachowanie życia jest czymś najcenniejszym. Bóg podpowiada: jeśli chcesz je zachować, oddaj. Jeżeli się uprzesz, by je samemu zabezpieczysz, stracisz…
Wiele zła na świecie było i jest skutkiem milczenia. Bierności. Czasem tak wyrządzone zło boli bardziej niż faktyczna krzywda. Człowiekowi, który raz zdecydował się milczeć coraz trudniej będzie się odezwać. W końcu może, patrząc na swoją drogę, ze zdumieniem pytać jak i kiedy się to stało, że przestałam widzieć zło? Jak i kiedy znalazłam się tak daleko? Jak i kiedy umarłam, choć przecież moje ciało żyje?
Odpowiedź brzmi: wtedy, gdy zdecydowałam się zachować życie, zamiast je oddać. Wtedy zaczęła umierać moja dusza.
A przecież nie mam nic cenniejszego, co mogłabym uwzględnić w moim bilansie.
Bóg nasz powszedni (Hbr 11,1-7; Ps 145; Mk 9,2-13)Skoro Jezus jest Mesjaszem, a trudno w to wątpić po doświadczeniu Góry Tabor, gdzie podział się Eliasz? Miał być, a przecież nikt go nie widział! Panie, dlaczego uczeni w Piśmie mówią, że miał przyjść, skoro nie przyszedł? – pytają uczniowie. „Eliasz przyjdzie najpierw i naprawi wszystko” – odpowiada im Jezus. – To prawda. Eliasz już przyszedł i „uczynili mu tak, jak chcieli”.
Jak można nie zauważyć przyjścia Eliasza? Jak można nie zauważyć, nie rozpoznać samego Mesjasza? Czy można tak zwyczajnie przegapić? Mimo iż przecież się czeka?
Najłatwiej nie dostrzec Boga wtedy, gdy przychodzi w zwyczajności. W zwykłych ludziach, w codziennych gestach, w wielokrotnie słyszanych słowach. Czy ten człowiek, podobny do mnie, mógłby być kimś tak ważnym, by przez niego przemawiał czy działał sam Bóg?
Bóg powinien przyjść jak Bóg! Z mocą i chwałą! Nie zostawiłby miejsca na wątpliwości!
Tymczasem On rodzi się w grocie, wychowuje w Nazarecie, otacza rybakami i umiera na krzyżu. A w końcu zostaje z człowiekiem w kawałku niekwaszonego chleba.
Jak łatwo nie uszanować, nie dostrzec Boga…