Głód (2 Krl 4,42-44; Ps 145; Ef 4,1-6; J 6,1-15)Tak zwane życie uczy nas, że trzeba o siebie zadbać: o codzienny byt, zdrowie, emeryturę, przyszłość. Nikt za nas tego nie zrobi, sami musimy podjąć wysiłek, być przewidujący. Czy więc logika Bożego działania – Jezus karmiący rybami i chlebem ludzi na tyle nieostrożnych, że wyprawili się na pustkowie bez jedzenia – odwołuje się do jakiejś nierozsądnej, by nie powiedzieć: niefrasobliwej strony naszej natury? Przecież troska o siebie czy odpowiedzialność za najbliższych są ze wszech miar słuszne. Czy Bóg żąda o od nas, byśmy szli przez życie, nie przejmując się wcale?
Tłumy słuchające Jezusowej nauki przypominają ludzi w trudnym położeniu. Po swojej stronie mają potrzebę, jakiś głód, tęsknotę. I brak im środków na zaradzenie temu. Tak samo jest z nami – choćbyśmy nie wiadomo jak się starali. Oszczędzanie bowiem nie chroni przed kryzysem. Dbanie o zdrowie – przed chorobą. Nawet najszczęśliwsze życie – przed cierpieniem i śmiercią.
Jezus karmiący głodnych odpowiada na to właśnie pytanie – przez niektórych wykrzyczane, przez innych niezadane wcale: od kogo ostatecznie zależy nasze życie i przyszłość.
Drzewko gorczycy (Wj 32,15-24.30-34; Ps 106; Mt 13,31-35)Czasem łatwiej nam uwierzyć na początku drogi: że małe ziarenko stanie się kiedyś potężnym drzewem. Łatwiej niż wtedy, gdy po pewnym czasie mamy przed sobą młode, słabe jeszcze drzewo, które jeszcze wiele potrzebuje czasu, by się rozrosnąć. Łatwiej niż gdy po przetrwaniu pierwszej burzy zdajemy sobie sprawę, ile jeszcze czyha niebezpieczeństw: licha gleba, palące słońce, kolejne wichury, robactwo.
A przecież żadne z ziaren nie przemienia się w drzewo za jednym kliknięciem. Na wzrost potrzeba czasu, moc kształtuje się w doświadczeniu. Czasem łatwiej jest nam uwierzyć w cud niż w to, że z naszych mozolnych wysiłków, powstawania po raz kolejny wyrośnie coś trwałego.
Przed namiotem (Wj 33,7-11; 34,5-9.28; Ps 103; Mt 13,36-43)Kiedy Mojżesz szedł do Namiotu Spotkania rozmawiać z Panem, cały lud stawał przy wejściu do swych namiotów i patrzał na Mojżesza, aż wszedł do namiotu - i każdy oddawał pokłon u wejścia do swego namiotu. Izraelici byli świadkami jego modlitwy, istnieli w tle, ale i włączali się w nią w jakiś sposób - bo to za nich prosił, ich reprezentował, ich potrzeby Bogu przedstawiał.
Nasza wiara ani nasza modlitwa nigdy nie istnieją w próżni. Mają w niej uczestnictwo nasi rodzice i nasze dzieci, zmarli i żywi, Polacy i Chińczycy. Mają do niej prawo wierzący i niewierzący, bliscy i dalecy. Może to nie nam dane jest rozmawiać w twarzą w twarz z Bogiem, jak Mojżeszowi. Ale takich jak on było i jest wśród nas wielu. Zobaczmy ich oczami wiary i oddajmy pokłon Bogu - przed którym stają i w naszym imieniu.
Dzień próby (Hbr 13,1-2.14-16; Ps 34; J 11,19-27)Są tacy, w obecności których powietrze się oczyszcza, wszystko staje się jaśniejsze, których lubimy zapraszać do siebie i u których lubimy gościć. To ich prosi się o pożyczki, o zostanie dłużej, wzięcie na siebie kolejnych obowiązków. Ich szczodrość wydaje się tak naturalna, tak zgodna z ich charakterem czy sytuacją, że traktujemy ją jak coś oczywistego, przestajemy doceniać, lekceważymy nawet.
Gościnność Marty, jej wiara i naleganie - nawet wtedy, gdy wszystko stracone - są jak wspólne ogniwa tego samego łańcucha: "Panie, gdybyś tu był, mój brat by nie umarł. Lecz i teraz wiem, że Bóg da Ci wszystko, o cokolwiek byś prosił Boga". To napełnia nadzieją: drobiazgi, wykonywane dzień po dniu, wytrwale, pozwalają przetrwać nawet najcięższą próbę.
Pod obłokiem (Wj 40,16-21.34-38; Ps 84; Mt 13,47-53)Czasem czujemy się jak marionetki - wielu ludzi, wiele spraw pociąga za nasze wewnętrzne sznurki. reagujemy mniej lub bardziej spokojnie, przystosowujemy się lub uczymy ignorować szarpnięcia. Bóg może być w naszym rozumieniu kolejną zewnętrzną siłą, która czegoś żąda, sprawą do załatwienia, zobowiązaniem do spełnienia.
Czytamy dzisiaj: "Ile razy obłok wznosił się nad przybytkiem, Izraelici wyruszali w drogę, a jeśli obłok nie wznosił się, nie ruszali w drogę aż do dnia uniesienia się obłoku". Boża obecność porządkuje ludzkie życie - to prawda. Dla Niego jednak nie jesteśmy bezwolną lalką, rzeczą, którą można się posłużyć i odrzucić, zabawką. Tak naprawdę możemy żyć, poruszać się, myśleć i czuć tylko dzięki Jego obecności. A On chce nam w tym towarzyszyć.
Między wrony... (Kpł 23,1.4-11.15-16.27.34b-37; Ps 81; Mt 13,54-58)Świat szabatów, świąt Namiotów i Przaśników, kolejnych Dni Przebłagania, ofiar całopalnych wydaje się tak kusząco uporządkowany, prosty, jednoznaczny. Tak jakby wystarczyło weń wejść i człowiek stałby się czystszy, bardziej przejrzysty, lepszy.
I może niekoniecznie trzeba wytaczać ciężkie działa przeciwko takim tezom - że niby nie szata zdobi człowieka a uczestnicy majowych nabożeństw niekoniecznie okazują się świetlani. Bo przecież nieobojętne jest, z kim żyjemy, w jakim środowisku się obracamy. Owszem - rodziców i sąsiadów może się nie wybiera, ale znajomych, przyjaciół - owszem. Czasami mamy wpływ nawet na wybór szefa, nie wspominając o współmałżonku.
Czemu wiec zachowujemy się tak jakby ustalenie rytmu naszego życia stało poza naszym zasięgiem? Dlaczego biernie, bezmyślnie się poddajemy temu, co podpowiada nam świat? Gdzie się podziały nasze szabaty, dni przebłagania i ofiary? Możemy krakać jak inne wrony, ale wybór wron należy do nas.
Trzy postawy (Kpł 25,1.8-17; Ps 67; Mt 1-12)Umrzeć śmiercią św. Jana - dlatego że powiedziało się prawdę, nazwało grzech po imieniu. Choćby to miała być tylko śmierć naszych ambicji czy czysto ludzkich układów. Nie cofnąć się, zrobić co należy.
Nie być kochanicą króla - nie iść na układy dla własnej korzyści. Nie dodawać zła do zła, byle tylko przykryć własny grzech, uciszyć świadków. Nie manipulować, nie wciągać w bagno innych.
Nie zachować się jak córka Herodiady - która wytańczyła czyjąś śmierć. Nie robić tego, co pozorne piękne, ale służy złym celom. Kiedy namawiają do grzechu, nie posłuchać.