Adwent to czas szczególnego czuwania w wierze... (Jan Paweł II)
IV Tydzień: U drzwi
Wtorek IV tygodnia Adwentu (23 grudnia)
Bóg jest tak wielki, że nie możemy ogarnąć Go swoim rozumem. Czego byśmy nie powiedzieli o Jego wielkości, potędze, wszechmocy, mądrości i świętości będzie jedynie cieniem całej prawdy. Wydawałoby się, że nie powinien się interesować prochem i pyłem, którym jesteśmy. A jednak wiem, że zawsze okazywał ludziom życzliwość i łaskawość. Kiedy jednak pochylam się nad tekstami Ewangelii, odkrywam coś, o czym nie śmiałbym nawet pomyśleć, gdyby nie fakt, że stało się naprawdę. Odwieczny Syn Boży dla nas stał się człowiekiem.
Nosił imię Jezus. Nie zjawił się otoczony wojskiem Aniołów gotowych w każdej chwili spełnić każde Jego życzenie. Nie urodził się na dworze cesarskim w Rzymie ani wśród innych możnych tego świata. Wybrał daleką od stolicy Palestynę. Przyszedł na świat w prostej rodzinie, w małym miasteczku Betlejem. Jego rodzice akurat wtedy byli w podróży. Tego dnia nie znaleźli nawet schronienia w gospodzie, dlatego Boży Syn urodził się w stajni. Wskutek knowań Heroda wszyscy musieli wkrótce opuścić ziemię Izraela i wybrać życie na obczyźnie - w Egipcie. A gdy postanowili wrócić po śmierci tyrana do ojczyzny, zamieszkali w nic nie znaczącej wiosce Nazaret. Wielki Bóg dzielił los biedaków i emigrantów.
Trzydzieści lat żył jak zwyczajny człowiek i pracował własnymi rękami. Gdy w końcu rozpoczął publiczną działalność, otaczał się prostymi ludźmi i do nich w pierwszym rzędzie kierował swe orędzie. Pochylał się nad grzesznikami, uzdrawiał chorych, czasem wskrzeszał umarłych. Miał dla uciśnionych dobre słowo, a dla pewnych siebie i zarozumiałych nieraz gorzki wyrzut. Bywał na weselach i ucztach. Spotykał się z pobożnymi, ale nie gardził także grzesznikami. Nie szukał taniej sławy: nie chciał, aby ludzie widzieli w nim Mesjasza – Króla, choć był Królem nie tylko Izraela, ale całego wszechświata. Tylko trzech najbliższych uczniów było świadkami Jego przemienienia na górze Tabor. A gdy w trzecim roku swej działalności przybył do Jerozolimy na święta, został potraktowany jak pospolity przestępca: wyszydzony, opluty, pobity i w końcu powieszony na krzyżu...
Dwa tysiące lat później mnie, niegodnemu, pozwolił zostać swoim uczniem. Patrząc na Niego uczę się jak nie dbać o zaszczyty, sławę i majętność; uczę się, jak żyć w prawdzie i być dobrym człowiekiem. Dumny jestem, że jak uzdrowiony ślepiec Bartymeusz, mogę iść za Nim drogą...
Rachunek sumienia
Jestem uczniem Boga, który uniżył siebie, przyjąwszy postać sługi.
● Czy chcę, aby mi służono, czy służyć?
● Co dla mnie w życiu jest najważniejsze: królestwo Boże i jego sprawiedliwość, czy sprawy doczesne i pieniądze?
● Czy pociągają mnie pokora, cichość i skromność? A może kieruje mną pycha i pragnienie wysokich stanowisk?