Wielu pewnie się zdziwi, ale świąteczne rozmowy zdominował jeden temat. Triduum Paschalne.
Nie tak dawno ktoś zaproponował, by zrobić konkurencję Małgorzacie Kalacińskiej i czwartkowym komentarzom w portalu Wiara.pl dać tytuł „Parafia nad rozlewiskiem”. Pomysł wart rozważenia. Wody, bagien i lasu tu pod dostatkiem. Zwłaszcza po wiosennych roztopach. W przeciwieństwie do ludzi. Ich ciągle ubywa. Z wyjątkiem wakacji, gdy nad jeziora turyści przybywają. Leniuchy, jak mawiają miejscowi. Jednak nie woda, bagna i lasy inspirowały pomysłodawcę. Oddalenie od wielkich miast sprawia, że właśnie tu zmienia się sposób patrzenia na otaczającą rzeczywistość. To, co w medialnym szumie jest gorącym newsem, sprawą życia i śmierci, palącym i czekającym na natychmiastową reakcję problemem, tu bywa ledwie a czasem wcale nie zauważonym epizodem. W parafii nad rozlewiskiem nie dyskutuje się na przykład o Kościele jako wspólnocie. Tu więzy, ludzkie i nadprzyrodzone, są jeszcze czymś naturalnym. Stąd o wspólnocie nie mówi się, ale się ją praktykuje. Widać to szczególnie w nieszczęściu. Pożar i pogrzeb całą wieś mobilizują.
O czym zatem się mówi? O co ludzie pytają? Czego są ciekawi? Wielu pewnie się zdziwi, ale świąteczne rozmowy zdominował jeden temat. Triduum Paschalne. Wydawać by się mogło, że kilkuletnia praktyka, rozbudowane komentarze i dobrze przygotowana służba liturgiczna załatwiają problem. Tymczasem okazało się, że to wszystko jeszcze bardziej wzbudza ciekawość, chęć poznania, dowiedzenia się czegoś więcej, pogłębienia. Dwie rozmowy w dobrym tego słowa znaczeniu mnie zaskoczyły. Obie miały miejsce w dzień Wielkanocy. Pierwsza rankiem, po drugiej Mszy. Mój rozmówca zauważył, że trzy czwarte uczestników rannej procesji rezurekcyjnej uczestniczyło w liturgii Wigilii Paschalnej. (Ach, trzeba było słyszeć to uroczyste Alleluja. Mimo braku chóru i orkiestry, a może właśnie z powodu ich braku, tak pięknie i potężnie wybrzmiało.) Dlatego sugerował, by w przyszłości przenieść ją na jeszcze późniejszą godzinę (choć i tak zaczynaliśmy jak Matka Kościół przykazała, czyli po zapadnięciu zmroku) i zakończyć przed świtem uroczystą procesją, święcąc po jej zakończeniu pokarmy na świąteczne śniadanie. Byłem mile zaskoczony myśleniem człowieka świeckiego. Tym bardziej, że kilka dni wcześniej słuchałem dyskusji księży. Wynikało z niej, że obrzędy Triduum są wymyślonymi za biurkiem tworami watykańskich teoretyków (zupełnie jakbym słuchał skrajnych tradycjonalistów), nie mających zielonego pojęcia o polskich zwyczajach. Po raz kolejny okazało się, że czasem owce lepiej rozumieją swoją owczarnię od pasterzy.
Temat Triduum wrócił podczas kolacji. Usiadło przy świątecznym stole kilku ministrantów z rodzinami i narzeczonymi. Ktoś zauważył, że poprawność gestów i postaw mamy już opanowaną. Tylko czy to wystarczy? A jeśli nie wystarczy to o jakie elementy wzbogacić przygotowanie? Może o Liturgię Godzin? Hm, brewiarz w parafii nad rozlewiskiem. W dodatku zaproponowany nie przez watykańskiego teoretyka liturgii, lecz przez „zwykłego” ministranta…
Że proboszcz i służba liturgiczna o Triduum rozmawiali podczas świątecznej kolacji nie powinno dziwić. Ostatecznie – powie złośliwy – o czym innym mogą z księdzem rozmawiać. (Oj mogą, mogą…). W poniedziałek wielkanocny okazało się jednak, że nie tylko proboszcz i nie tylko ministranci. Znów ktoś podszedł po Mszy świętej. Bo jakoś tak się już przyjęło, że te rozmowy przed kościołem stały się zwyczajem. Najbardziej mamę denerwują. Bo tu rosół gorący i ziemniaki właśnie się dogotowały, a tam ciągle stoją i rozmawiają, i stygnie wszystko. A wiadomo, dla kobiety gorąca zupa rzecz pierwsza… Wracając do tematu. Więc podszedł ktoś i opowiada o rozmowach w rodzinnym gronie. Znów Triduum. Bo cała rodzina gorliwie w nim uczestniczyła i mają trochę uwag i spostrzeżeń. I na gorąco chcieli się nimi podzielić. Więc może by tak proboszcz przyszedł, bo potem się zapomni i z głowy wyleci.
Właściwie po co o tym wszystkim piszę? Żeby się swoją parafią pochwalić? Bez przesady. Też dotykają ją współczesne kryzysy. Już przed kilku laty zauważyłem, że czas gdy na rezurekcję przychodzili „roczniacy” minął. Z dziećmi też coraz trudniej, bo szkoły nie ma na miejscu. Piszę, bo przypomniała mi się jeszcze jedna rozmowa. Sprzed roku. Jedna z parafianek podzieliła się swoją refleksją. Wie ksiądz – powiedziała, nawiązując do sygnalizowanych wyżej problemów – być może dotknie nas jakiś poważny kryzys. Ale ja jestem spokojna. Wiara przetrwa i pogłębi się. I odzyska swój dynamizm. W parafiach, w których będzie piękna liturgia Triduum Paschalnego.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |