Szukany tag:
uporządkuj wyniki:
Od najnowszego do najstarszego | Od najstarszego do najnowszego »
Wyszukujesz w serwisie liturgia.wiara.pl
wyszukaj we wszystkich serwisach wiara.pl » | wybierz inny serwis »
Ranne wstawanie, roraty, postanowienia duże i małe. Wszystko po to, by – zgodnie ze słowami Świętego Pawła – w noc Narodzenia zajaśniał nam Chrystus.
Zawołano nas – czy tylko tak się zdaje? To, co się wydarza, nic nie znaczy – czy jest znakiem? Gubimy się, nie dowierzając i mając nadzieję jednocześnie.
Adwentowe przebudzenie nie polega na zewnętrznej aktywności, ale na otwarciu serca. Bóg nie żąda od nas heroizmu – prosi o gotowość.
Ojcowie pustyni na Adwent: piękno lub brzydota duszy zależy od tego, jakie były jej cnoty czy też występki.
Stopniowalność wydaje się być w życiu pomocą w dostrzeżeniu hierarchii ważności. Podobnie dzieje się w odniesieniu do nadziei, która kierunkuje nas ku przyszłości.
Skoro jest Matką Chrystusa, Matką Odkupiciela, Matką Pana, także jest Matką Tego, który jest naszą nadzieją – Matką nadziei.
Teraz, gdy Pan dokonał dzieła zbawienia, wyznającym swoją niegodność liturgia odpowiada słowami Apokalipsy: „Błogosławieni wezwani na ucztę Baranka” (Ap 19,9).
Liturgia nas zakotwicza, pozwala przetrwać. Oddziela to, co miałkie, od tego, co istotne. Pokazuje, że tradycja to siła, moc przekazywana z pokolenia na pokolenie.
Obok wiary, nadzieja karmi się również miłością, której wzorem jest dla chrześcijanina Jezus. On uczynił swoje życie darem dla innych i służbą, bo do końca nas umiłował.
Czym zwykłego śmiertelnika ma porwać, zachwycić i zachęcić do naśladowania ktoś, kto już w łonie matki pościł w piątki?
Wiosną zimowe brudy znikają...