Przy stole w Wieczerniku Chrystus świętuje z tymi, którzy Go opuszczą.
Rozpromienione oczy, ale i zalane łzami. Radość uzdrawiającego chorych i radość opuszczonego na Krzyżu.
Zadziwia łatwość, z jaką Lewi opuścił przynoszącą duże korzyści pracę, wstał i poszedł za Jezusem.
No jak „Pan jest z nami?” Gołym okiem widać, że nas opuścił, skoro ciągle jesteśmy w niewoli!
Trudne chwile zdarzają się każdemu. A święta często pogłębiają samotność tych, którzy czują się opuszczeni...
Drogę Krzyżową, którą tu zamieszczam, dedykuję wszystkim, którzy zagubili się w dzisiejszym świecie. Zwłaszcza ludziom chorym, samotnym i opuszczonym. Niosącym krzyż.
Bóg płacze nie tylko dlatego, że został opuszczony. Płacze także (a może bardziej?) dlatego, że ta decyzja przyniesie nam cierpienie.
I cóż by było z Izraelitami, gdyby Mojżesz zamiast Jozuego poprowadził ich do bitwy? Cóż by było, gdyby opuścił ręce?
Zwycięzca śmierci, piekła i szatana, śmiercią umiera... Umęczony, w ranach, jest podejrzenie, że Bóg Go opuścił, jak w najzwyklejszej śmierci zwykłych ludzi...
Jeszcze nie zagrożony przez Heroda, a już zagrożony przez zaglądającą do żłobu wraz porannymi promieniami słońca biedą, pyta o sens narodzin w opuszczeniu.
Da się zamknąć Tego, który tchnie kędy chce, prowadzi do całej prawdy, mówi co usłyszy, w jakiejkolwiek liczbie skończonej?