Radość jest rozpoznawczym znakiem świąt, codzienna zaś liturgia tchnie szarością. Rzeczywiście?
Wracamy do starożytnej tradycji nie bez powodu. Zarówno Doksologia jak i Psalm 34 jednoznacznie wskazują na serce liturgicznej radości. To cześć, chwała, uwielbienie i błogosławieństwo należne Trójcy Świętej. Tym samym odkrywamy, że radość liturgii ma swoje wewnętrzne źródło i niekoniecznie musi wyrażać się w gestach czy emocjach.
To wewnętrzne źródło oczywiście może być zamącone bądź zanieczyszczone. Przy czym nie chodzi tylko o grzech. Lenistwo i rutyna są równie niebezpieczne.
Lenistwo przejawia się przede wszystkim w braku wysiłku serca i umysłu by poznać i wejść w głąb sprawowanych misteriów. Pisał o tym we wprowadzeniu do Ducha Liturgii Benedykt XVI. Jego zdaniem jednym z najważniejszych zadań duszpasterstwa liturgicznego jest przejście od rubryk, czyli regulujących sprawowanie kultu przepisów, do nigryk – czyli ducha samych tekstów liturgicznych. Od tego, co w księgach wydrukowano kolorem czerwonym (przepisy i wskazania) do tego, co wydrukowano kolorem czarnym (teksty modlitw). To zakłada lekturę Pisma świętego, dokumentów Kościoła, pism Ojców i osobistą medytację.
Przed rutyną przestrzegał Sługa Boży Ksiądz Franciszek Blachnicki. „Nic tak nie niszczy ducha liturgii – pisał – jak bezmyślność i rutyna.” Ona sprawia, że niejako automatycznie wykonujemy gesty i powtarzamy słowa, duchem i umysłem będąc gdzie indziej. Dlatego śmiało możemy powiedzieć, że otwierającą liturgiczną radość bramą jest uważność. „Bądźcie skoncentrowani jak wiązka laserowa” – wołał niegdyś do zgromadzonych na Polach Lednickich ś.p. ojciec Jan Góra. „Boję się Pana przechodzącego mimo” – pisał z kolei do pierwszych pokoleń chrześcijan Hermas. Mimo to znaczy niezauważony przez nas.
Pan przechodzący… Pascha… Eucharystia… Dlaczego Jezus ponawia na ołtarzu w sposób bezkrwawy Ofiarę Krzyża, uobecnia w niej swoją Mękę, Śmierć, Zmartwychwstanie i Zesłanie Ducha Świętego? Oczywista odpowiedź wcale taką nie jest. Zwyczajowo odpowiadamy, że za nasze grzechy. Owszem. Ale jeszcze bardziej po to, by w naszym imieniu, za nas i z nami, oddać Ojcu należna chwałę, cześć i uwielbienie. Dlatego na początku tam mocno zaakcentowana została Doksologia. Powtórzmy raz jeszcze: punkt szczytowy Modlitwy Eucharystycznej. Wypowiedziane na jej zakończenie świadomie i z wiarą „Amen” jest naszym włączeniem się w pieśń chwały, jaką jest ofiara Jezusa. Źródłem radości. Choćby język był drętwy, serce obolałe, a oczy zamykały się ze zmęczenia. Mimo to wrócimy do domu jak pasterze z Betlejem. „Wielbiąc i wysławiając Boga za wszystko, co słyszeli i widzieli…” (Łk 2,20).
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |