21. tydzień zwykły (2004)

Przeczytaj i rozważ

Niedziela (21. zwykła)


Usiłujcie wejść przez ciasne drzwi (Iz 66,18-21; Ps 117 Hbr 12,5-7.11-13; Łk 13,22-30)

Teologowie snują czasem rozważania na temat możliwości zbawienia człowieka. Jedni wskazują na konieczność spełnienia pewnych warunków. Inni otwierają niebo dla każdego, oburzając się, że ktoś śmie stawiać tamę Bożemu miłosierdziu. Jezus zapytany o tę sprawę nie odpowiedział wprost. Wskazał jednak, że możliwość odrzucenia jest zupełnie realna i może dotyczyć wielu dopuszczających się niesprawiedliwości. A tym, którzy chcą osiągnąć życie wieczne, polecił, by szukali prowadzących doń ciasnych drzwi.

Wiem, że wobec świętego Boga wszyscy jesteśmy grzesznikami i nie jesteśmy w stanie zasłużyć sobie na niebo. Być może, dzięki Bożemu miłosierdziu, wielu uda się osiągnąć zbawienie w ostatniej chwili. Pan Bóg chce przecież szczęścia każdego człowieka, niezależnie od społecznego statusu czy koloru skóry. Ja jednak, za radą Jezusa, wolę szukać owych ciasnych drzwi prowadzących do życia. Wolę zadać sobie trud życia w sprawiedliwości, dobru i prawdzie. Nie tylko po to, by zdobyć jakąś nagrodę. Ale dlatego, że takie życie jest piękne. Jak wąska, stroma ścieżka wyprowadzająca na górskie szczyty...

Myśl dnia

Może czasem zazdrościmy Francuzom, Niemcom czy Amerykanom, że ich imię nie jest związane z takim kosztem historii, że o wiele łatwiej są wolni, podczas gdy nasza polska wolność tak dużo kosztuje.

Nie będę, moi drodzy, przeprowadzał analizy porównawczej. Powiem tylko, że to, co kosztuje, właśnie stanowi wartość. Nie można zaś być prawdziwie wolnym bez rzetelnego i głębokiego stosunku do wartości. Nie pragnijmy takiej Polski, która by nas nic nie kosztowała. Natomiast czuwajmy przy wszystkim, co stanowi autentyczne dziedzictwo pokoleń, starając się wzbogacić to dziedzictwo. Naród zaś jest przede wszystkim bogaty ludźmi. Bogaty człowiekiem. Bogaty młodzieżą! Bogaty każdym, który czuwa w imię prawdy, ona bowiem nadaje kształt miłości.

(Jan Paweł II, Jasna Góra, 18 VI 1983 r. - do młodzieży)

Poniedziałek


Biada wam (2 Tes 1,1–5.11b–12; Ps 96; Mt 23,1.13–22)

Najłatwiej byłoby powiedzieć, że dzisiejsze słowa Ewangelii mnie nie dotyczą. Nie należę przecież do stronnictwa faryzeuszy. Nie tworzę zasad prawnych. Wiernie trzymam się tego, czego uczy Kościół katolicki. Niech przejmują się inni. To byłoby jednak zbyt proste. Przecież wierność Ewangelii musi czasem kosztować. Dlatego nie bez lęku przyglądam się dziś swojej postawie.

Zastanawiam się, ile razy na osoby słabe próbuję wkładać ciężary nie do uniesienia. Wiem, że Chrystus wymaga. Że być chrześcijaninem trzeba bez żadnych wyjątków. Tylko czy ciężary, które próbuję wkładać na innych, rzeczywiście są wymaganiami Chrystusa, czy wynikają jedynie z mojej wizji pobożności? Jeśli brak mi Twojej delikatności, przepraszam Cię, Jezu....

Podobnie zastanawiam się, czy przypadkiem nie próbuję omijać zasad Ewangelii przez tworzenie na swoje potrzeby wyjątków od niej. Łatwo zauważam taką postawę u innych. Boję się zobaczyć ją u siebie. A przecież jeśli godzę się na nienawiść wobec wrogów Chrystusa, nie jestem Jego dobrym uczniem. Jeśli zgadzam się na nieuczciwość tłumacząc, że to dla dobra jakiejś sprawy, nie żyję zasadami Ewangelii. Jeśli brak mi, Jezu, Twojej bezkompromisowości w wymaganiu od siebie, bardzo Cię przepraszam...

Myśl dnia

Dlaczego niektórzy świeci byli tak doskonali i bogomyślni?

Bo starali się oderwać zupełnie od wszelkich pragnień ziemskich, a dzięki temu przylgnąć całym sercem do Boga i swobodnie poświęcić się sprawom swej duszy.

Nas zanadto pochłaniają własne namiętności i zbyt się o rzeczy doczesne troszczymy.

Rzadko kiedy zwyciężamy zupełnie choćby jedną wadę; nie zapalając się do codziennego postępu w dobrym, stajemy się gnuśni i oziębli.

(Tomasz a Kempis)

Wtorek


Biada wam po raz wtóry (2 Tes 2,1-3a.14-17 Ps 96,10.11-12.13 Mt 23,23-26)

Jeśli myślałem, że wystarczy jeden dzień rachunku sumienia i ubolewania nad swoimi grzechami, to dziś przekonuję się, że Jezus może mieć mi znacznie więcej do zarzucenia. Nie mogę poprzestać na jednym dniu żalu. Ktoś kiedyś powiedział: „Nie byli to ludzie źli, ale przyzwyczajeni”. Ja też mogę do zła się przyzwyczajać. Mnie też wygodne życie może przesłonić prawdę Ewangelii.

Patrzę na swoje życie i znów zastanawiam się, czy przypadkiem drobne sprawy nie stały się dla mnie miernikiem pobożności, a zapomniałem o sprawiedliwości, miłosierdziu i wierze. Bo cóż z tego, jeśli będę pamiętał o różańcu, piątkowym poście czy koronce do miłosierdzia Bożego, jeśli będę wydawał krzywdzące opinie, nie będę potrafił przebaczyć, a na pierwszym miejscy postawię siebie, a nie Boga prawdziwego? Zresztą cóż dla mnie znaczy sprawiedliwość, jeśli sprowadzam ją do oceniania. Życie wokół mnie niesie ze sobą wiele krzywd, na które już dawno stałem się nieczuły. Czy nie czas spróbować coś zmienić?

Zastanawiam się też nad swoim wnętrzem. Cóż z tego, jeśli w niedzielę założę odświętny strój i ruszę do kościoła, jeśli nie oczyszczę swojego serca. Mój Pan mówi mi dziś o tym, że może być ono pełne zdzierstwa i niepowściągliwości. Nie jestem producentem drogich towarów, ale i mnie zagraża pragnienie wyzyskania naiwności drugiego człowieka, wykorzystanie jego niewiedzy, by się wzbogacić. I ja mogę być gwałtownikiem, bez pohamowania rozdającym wokół siebie ciosy „świętego oburzenia” czy „słusznego gniewu”.

Jezu, dotknij mnie swoją miłością, aby uleczone zostało moje serce. Abym nigdy nie pragnął zła, choćby w imię pięknych i świetlanych idei...

Myśl dnia

Gdybyśmy doskonale umarli samym sobie, a wewnątrz nie byli zbyt skomplikowani, moglibyśmy łatwiej pojmować sprawy Boże i doświadczać nieco niebiańskiej kontemplacji.

Jedyną i największą tego przeszkodą jest nasza zależność od namiętności i pożądań i brak starania, aby wejść na drogę doskonałości świętych.

Za lada przeciwnością szybko upadamy na duchu, zwracając się ku ludzkim pociechom.

(Tomasz a Kempis)

Środa


Po raz trzeci, biada mi (2 Tes 3,6-10.16-18 Ps 128,1-2.4-5 Mt 23,27-32)

Trudno uznać swoje grzechy. Jeszcze trudniej robić to dzień po dniu. Ale przecież jeśli nie rozpoznam swojej choroby, nie będę w stanie jej wyleczyć. Dlatego muszę z pokorą przyjąć do siebie kolejne Jezusowe „biada”...

Tak łatwo od postawy „jestem grzesznikiem” przejść do „jestem grzesznikiem, więc nie mam szans na poprawę”. Prawie co dzień spotykam takich, którzy słabym ludziom wytykają nie tylko ich grzechy, ale i to, że się nimi nie chwalą. A ci słabi próbują coś w swoim życiu zmienić. Odważnie zło nazywają złem. Nie zgadzają się na trwanie w grzechu i wytrwale podnoszą się z upadków. Słyszą, że są obłudnikami. Wzdrygam się przed takim sądem. Pan Jezus nie nazywał obłudnikami skruszonych, ale tych, którzy (rozmyślnie czy bezmyślnie) trwając w swoim złu wytykali błędy innym. To takiej postawy muszę się strzec. Jednak niepokój i tak zostaje. Bo czy rzeczywiście nie za łatwo wskazuję na innych? Czy podobny zapał wykazuję w zmaganiu się ze swoimi słabościami?

Niepokoi mnie także ostatnie Jezusowe biada. Przeczuwam, o co chodziło. Z perspektywy czasu łatwo stwierdzić, że ktoś popełnił błąd. Ale na tym błędzie trzeba się uczyć. Jeśli dziś powtarzam grzechy swoich przodków, nie jestem wcale od nich lepszy. Nawet gorszy, bo oni nie mieli na czyich błędach się uczyć. Czy więc potrafię unikać tych błędów, które znani mi ludzie czy cała ludzkość popełnili? A może bezmyślnie idę modnymi drogami, zawierzając hasłom głupców?

Jezu, w swoim miłosierdziu potrafisz wybaczyć każdy grzech. Daj mi odwagę do walki ze złem we mnie samym, bym nie był podobny do pobielanego grobu zarażającego ludzi swoją nieczystością. Daj mi też mądrość, bym umiał uczyć się na błędach naszych przodków. Nie chcę być taki sam, jak ci, których postaw powinienem uniknąć...

Myśl dnia

Gdybyśmy usiłowali wytrwać w boju jak dzielni żołnierze, ujrzelibyśmy niezawodnie zesłaną nam z nieba pomoc Bożą.

Bóg zawsze jest gotów wspierać walczących i ufających Jego łasce. On bowiem daje nam sposobność do walki, abyśmy mogli odnieść zwycięstwo.

Jeżeli postęp duchowy ograniczymy tylko do zewnętrznych praktyk, szybko skończy się nasza pobożność.

Przeto przyłóżmy siekierę do korzenia (Mt 3,10), abyśmy, oczyściwszy się z namiętności, osiągnęli spokój umysłu.

(Tomasz a Kempis)

Czwartek


Czuwajcie (1 Kor 1,1-9 Ps 145,2-3.4-5.6-7 Mt 24,42-51)

Traktuję swoje życie jako coś oczywistego i pewnego. Niczego innego w swoim życiu nie doświadczyłem. Śmierć zawsze dotykała innych. Nawet jeśli była nagła i niespodziewana, przechodziła obok, pozostawiając jedynie skromny ślad w pamięci. Doświadczenie jednak uczy, że prędzej czy później spotka także mnie. Nie ucieknę przed nią. A najgorsze jest to, że nie mogę być pewien, czy przeżyję następny dzień. Nagłe kłopoty zdrowotne, wypadek i przyjdzie mi stanąć przed Bogiem...

Nie mogę być także pewien, czy kolejne godziny nie przyniosą ze sobą powtórnego przyjścia Jezusa. Podobno pierwsi chrześcijanie wierzyli, że koniec świata nastąpi ósmego dnia tygodnia, w niedzielę, ale przecież w tej kwestii nie można mieć pewności. W poniedziałek nie mogę być pewien, że zostało mi jeszcze kilka dni...

Wszystko to zmusza mnie do czujności. Bo najgorsze, co mnie może spotkać, to nie sama śmierć, ale wyznaczenie mi miejsca z obłudnikami, gdzie będzie płacz i zgrzytanie zębów. Kocham dobro. Ale tak długo czekając na swego Pana mogę stracić czujność, mogę zacząć lekceważyć zło. Moje sumienie może stępieć i nie zauważę, że dawno porzuciłem Bożą drogę. Dlatego muszę każdego dnia pytać samego siebie, czy jestem gotów stanąć przed Bogiem. Muszę na serio potraktować słowa mojego Pana: „Czuwajcie”...

Myśl dnia

Gdybyśmy co roku wykorzenili przynajmniej jedną wadę, rychło stalibyśmy się doskonałymi.

Bywa jednak przeciwnie: często czujemy, że na początku naszego nawrócenia byliśmy lepszymi i czystszymi niż po wielu latach ślubów zakonnych.

Żarliwość i postęp muszą codziennie wzrastać; dziś wydaje się już dużo, gdy ktoś zdołał zachować cząstkę pierwotnej żarliwości.

Gdybyśmy na początku zadali sobie nieco przymusu, wszystko potem szłoby nam z łatwością i weselem.

(Tomasz a Kempis)

Piątek


Wezwani do roztropności (1 Kor 1,17-25 Ps 33,1-2.4-5.10-11 Mt 25,1-13)

„Carpe diem” mawiają niektórzy, a wielu ich myśl podchwytuje. Rzucają się w wir codzienności, żyjąc jakby przyszłość nie istniała. Trudno twierdzić, że jest to postawa całkowicie pozbawiona sensu. Sam Jezus mówił: „Dzień jutrzejszy sam o siebie troszczyć się będzie”. Żyjąc jednak dniem dzisiejszym nie mogę zapominać o przyszłości.

Gdybym na swój życiowy wysiłek patrzył z perspektywy każdego pojedynczego dnia mojego życia, to byłby on bez sensu. Dopiero wiele dni pozwoliło mi stanąć tu, gdzie dziś jestem. Drobne kamyczki przeszłości złożyły się na obecny stan budowli mojego życia. Tak jest ze wszystkim. Każdego dnia muszę przewidywać, dokąd może mnie zaprowadzić droga, którą idę. Każdego dnia muszę roztropnie rozkładać swoje siły, przewidywać skutki mojego postępowania i widzieć coś więcej, niż tylko doraźne korzyści. Jeśli mi tego zabraknie, podobny będę go głupich panien, które zadowolone, że lampy pięknie płoną nie pomyślały, że oblubieniec może się spóźnić.

Mogę w życiu popełnić wiele błędów. Ale jednego strzec muszę się na pewno. Nie wolno mi być nieprzygotowanym na przyjście mojego Pana. Muszę roztropnie myśleć o tym, że kiedyś ten dzień nadejdzie. Zapatrzony w noc rozjaśnianą płomieniem mojej lampy mogę się zdrzemnąć. Jednak gdy Oblubieniec nadejdzie muszę mieć co do niej wlać...

Myśl dnia

Ciężko jest pozbywać się przyzwyczajeń, lecz jeszcze ciężej sprzeciwiać się własnej woli.

Jeżeli jednak nie przezwyciężysz się w małych i łatwych rzeczach, jak pokonasz trudniejsze?

Staraj się u początku zwalczyć twoją słabość i oduczyć złych przyzwyczajeń, by nie nastręczały ci potem większych trudności.

O, gdybyś pomyślał, ilebyś mógł osiągnąć pokoju dla siebie, a innym sprawić radości przez pilne czuwanie nad sobą, sądzę, że stałbyś się bardziej gorliwym w doskonaleniu duszy.

(Tomasz a Kempis)

Sobota


Każdemu według zdolności (1 Kor 1,26-31 Ps 33,12-13.18-19.20-21 Mt 25,14-30)

Otrzymałem od Boga wiele talentów. Nie myślę o artystycznych uzdolnieniach, które często nazywane są tak nazywane, ale o innych łaskach, które od Boga dostałem. On przede wszystkim dał mi wiarę, On sprawił, że poszedłem niegdyś Jego drogą. Dorastając, często ku własnemu zdumieniu, dostrzegałem w sobie wiele innych zdolności.

Mówili mi o nich inni ludzie. Odrywałem je, ale coraz bardziej też rozumiałem, że nie mam się czym chwalić. „Komu wiele dano, od tego wiele żądać się będzie”. Nie otrzymałem ich, by zakopać w ziemi, by ktoś kiedyś znalazł błyskotki, ale by pomnożyć otrzymane od Pana bogactwo. Bo kiedyś zapyta ile nowych talentów zyskałem.

Moje talenty nie postawią mnie na piedestale. Nie uczynią sławnym. Jedyne co mogę robić, to służyć nimi. Tylko tak mogę pomnożyć otrzymane od Niego łaski. Jeśli dzięki moim uzdolnieniom rozsieję na świecie dobro, jeśli wyplenię parę chwastów zła, podleję spragnione miłości ludzkie serca, to sprawię piękny prezent mojemu Boga. A On powie mi wtedy: „Dobrze, sługo dobry i wierny. Byłeś wierny w niewielu rzeczach, nad wieloma cię postawię; wejdź do radości twego Pana”.

Myśl dnia

Eucharystyczna szkoła wolności i miłości uczy przezwyciężać powierzchowne emocje, by na trwałe uchwycić się tego, co prawdziwe i dobre; uwalnia od zasklepienia się w sobie i usposabia do otwarcia się na innych; uczy przejść od miłości uczuciowej do miłości prawdziwej. Albowiem miłość to nie tylko uczucie; to akt woli, który polega na stałym wybieraniu cudzego dobra: "Nikt nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół swoich" (J 15, 13).

Z taką wolnością i z taką gorejącą miłością Jezus uczy nas spotykać Go w innych, w pierwszym rzędzie w oszpeconym obliczu ubogiego. Błogosławiona Teresa z Kalkuty miała zwyczaj dawać swoją "wizytówkę", na której było napisane: "Owocem ciszy jest modlitwa, owocem modlitwy jest wiara, owocem wiary jest miłość, owocem miłości jest służba, owocem służby jest pokój". Oto droga do spotkania z Jezusem. Wychodźcie naprzeciw wszystkim ludzkim cierpieniom z zapałem waszej wielkoduszności i z miłością, którą Bóg wlewa w wasze serca za pośrednictwem Ducha Świętego: "Zaprawdę powiadam wam: wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili" (Mt 25, 40). Świat pilnie i bezzwłocznie potrzebuje wielkiego profetycznego znaku braterskiej miłości! Nie wystarczy bowiem "mówić" o Jezusie; trzeba w jakiś sposób też uczynić Go "widocznym" przez wymowne świadectwo własnego życia.

(Jan Paweł II)
«« | « | 1 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg
« » Marzec 2024
N P W Ś C P S
25 26 27 28 29 1 2
3 4 5 6 7 8 9
10 11 12 13 14 15 16
17 18 19 20 21 22 23
24 25 26 27 28 29 30
31 1 2 3 4 5 6
Pobieranie... Pobieranie...