Pan da Ci znak (Iz 7,10-14; Ps 24,1-2,3-4,5-6; Rz 1,1-7; Mt 1,23; Mt 1,18-24)
Proś o znak, który da ci Bóg. Zawsze zdumiewa mnie historia Gedeona, który dla potwierdzenia swojego posłannictwa domaga się od Boga coraz to nowych znaków. I je dostaje. Trudno mi prosić Boga o znak. Miałby na moje życzenie dokonać cudu? Może, oczywiście, ale czy nie zbyt wiele chcę?
Pismo Święte jest pełne znaków dawanych ludziom przez Boga. Nawet w czasie zwiastowania Anioł mówi do Maryi: Elżbieta poczęła dziecko, dla Boga nie ma nic niemożliwego. To dowód, upewnienie. Maryja pobiegła do Elżbiety… i była przy pełnym cudów narodzeniu Jana. Także ją Bóg umacnia znakami swojej obecności.
Bóg wie, że potrzebujemy znaków. Dlatego daje je nawet tym, którzy o nie nie proszą. Pamiątkę jednego z nich będziemy obchodzić już za kilka dni. Oto panna pocznie i porodzi Syna i nazwie Go imieniem Emmanuel, to znaczy Bóg z nami. Jeszcze większy znak dokonuje się codziennie. Kawałek chleba staje się Ciałem Boga. Uczestniczymy w cudzie.
Jeśli dokonuje dla mnie rzeczy tak wielkich, dlaczego miałby odmawiać tych pomniejszych, codziennych?
Zadanie duchoweZanurzenia w ciszy dzień trzeci. By dostrzec znaki, które daje mi Bóg.
Pan zbuduje ci dom (2 Sm 7,1-5.8b-12.14a.16; Ps 89,2-3,4-5,27 i 29; Łk 1,67-79)
Wyobrażam sobie zdumienie proroka Natana. Pomysł Dawida wydawał się przecież ze wszech miar dobry. Jakże człowiek może mieszkać w pałacu, a Arka Boża tylko w namiocie? Czyż to nie Bóg powinien mieć pałac większy niż człowiek?
Bardzo wielu ludzi, którzy mają niewiele, wzdraga się przed przyjęciem pomocy. Woli pozostać w ubóstwie, niż przyjąć dar, nie mogąc się zrewanżować i pozostać z wdzięcznością, niespłaconym długiem, zgodzić się na zależność. Czy Dawid chciał się zrewanżować Bogu? Czy zapomniał, że Jego darem jest wszystko, co ma? Bóg mu przypomina: wszystko co masz, ode mnie dostałeś. To nie ty mnie, a Ja tobie zbuduję dom i utwierdzę go na wieki.
Nie mamy niczego, czego byśmy nie otrzymali. Niczego nie możemy ofiarować Bogu. Nie możemy Mu się odwdzięczyć, wyrównać rachunków. Ale i – na szczęście – On tego nie oczekuje. On chce nas obdarować - w nadmiarze - wszystkim, co nam potrzebne do szczęścia. Tylko czy potrafimy to przyjąć?
Zadanie duchoweDziś wieczorem pozwolę się obdarować. Bogu i ludziom...
Pan przychodzi (Pasterka: Iz 9,1-3.5-6; Ps 96; Tt 2,11-14; Łk 2,10-11; Łk 2,1-14; Msza św. o świcie: Iz 62,11-12; Ps 97; Tt 3,4-7; Łk2,14; Łk 2,15-20; Msza św. w dzień: Iz 52,7-10; Ps 98; Hbr 1,1-6; J 1,1-18)
Rozradowali się, jak się weselą przy podziale łupu. Dziś pewnie Izajasz napisałby: cieszą się, jakby trafili największą kumulację w Totka. Koniec zmartwień, problemów, nasz byt, nasze życie jest zabezpieczone. Narodziło się Dziecię.
Zwiastuję wam radość wielką - ogłosił Anioł pasterzom wiele lat później. Oto narodził się zbawca, Mesjasz, Pan. Idźcie Go powitać. Szukajcie... niemowlęcia w żłobie. Najbardziej bezradnej istoty ludzkiej, jaką sobie można wyobrazić. Jak trudno musiało być w to uwierzyć.
Bóg się narodził. Wygrałeś. Na twój - i na każdego z nas - los padła największa wygrana. Nieważne, czy jesteś wśród pasterzy, nieważne, że może kilka godzin temu Matka odeszła od twoich drzwi, bo nie było miejsca dla niej i Dziecka. Nieważne, bo On się narodził także dla ciebie. Także tobie zwiastuje się radość wielką: dziś narodził się Zbawiciel, którym jest Jezus Chrystus. Przedziwny Doradca, Bóg Mocny, Odwieczny Ojciec, Książę Pokoju.
Chwała Bogu na wysokościach, a na ziemi pokój ludziom, w których ma upodobanie.Trzeba tylko odebrać wygraną.
Pan będzie mówił (2 Dz 6,8-10;7,54-60; Ps 31,3cd-4.6 i 8ab.16-17; Ps 118,26a i 27a; Mt 10,17-22)
Niedobrze jest być zbyt mądrym – to pierwszy wniosek, jaki nasuwa historia św. Szczepana. Powinien być ostrożniejszy, można się przecież było spodziewać, że nie przełkną tak łatwo, że jakiś człowiek, o greckim imieniu, będzie dla nich tak trudny do pokonania w dyspucie. A przecież dyskutowali o ich Bogu.
Nic dziwnego, że tak się to skończyło, wykorzystali pierwszy pretekst, który się nawinął, by go zabić.
Lekcja działa po dziś dzień. Nie ma co się odzywać, jeszcze się narażę. Co ja im powiem, z czym mam do nich iść – z Ewangelią? Żartujesz chyba, kto będzie tego słuchał? Trzeba przemyśleć, znaleźć inne argumenty, a przede wszystkim nie mówić o Bogu!
Nie martwcie się o to, jak ani co macie mówić - mówił Jezus do Apostołów. Nie budujcie sobie mów obronnych, nie układajcie przekonujących argumentów. Duch Ojca waszego będzie mówił przez was. To nie wezwanie do bezmyślności, ale do zaufania. To Bóg przekonuje. Ja mam być tylko i aż Jego narzędziem.
Ale w każdej sytuacji i w każdym wypowiadanym słowie.
Pytania (1 J 1,1-4; Ps 97,1-2.5-6.11-12; J 20,2-8)
To wam oznajmiamy co ujrzeliśmy własnymi oczami i czego dotykały nasze ręce. Nie to, czego nas nauczono. Nawet nie to, co nam przekazano. Dotknęliśmy życia i o tym doświadczeniu wam opowiadamy.
Czy w moim życiu więcej jest kaznodziejstwa czy świadectwa? Więcej wyuczonych słów, gestów, obrzędów, czy prawdy o Bogu, który mnie dotknął? Jak mówię i jak żyję?
Tak bardzo mi przeszkadza fałsz słów i gestów u innych. Na kilometr wyczuję pustkę za piękną fasadą z mądrze brzmiących słów, brak doświadczenia Boga za wspaniałym hymnem. Jak często sama taką fasadą jestem?
Głosimy wam życie wieczne – pisze Jan. Co głoszę? Co uważam za największe dobro, warte głoszenia? Po co jest mi potrzebny Bóg, o którym mówię i wiara, którą wyznaję?
Piszemy to w tym celu, aby nasza radość była pełna. Po co mówię? Chcę kogoś przekonać, nawrócić, zdobyć kolejnego członka mojego „stronnictwa”? Czy podzielić się radością, otrzymanym skarbem, bo przecież moja radość nie może być pełna póki ktokolwiek na ziemi pozostaje smutny?
Same pytania…
Zdarzyć się mogło (1 J 1,5-2,2; Ps 124,2-3.4-5.7b-8; Mt 2,13-18)
Pochłonęli by nas żywcem, gdyby nie…! Właśnie, gdyby nie – co? Przypadek? Ślepy traf?
Gdyby Pan nie był po naszej stronie, gdy ludzie przeciw nam powstali, wtedy pochłonęliby nas żywcem. Zmietli z powierzchni ziemi. Tymczasem żyję. Ja i ty. Czy pamiętam, dzięki Komu?
Ile takich małych i wielkich cudów mogę wymienić w życiu? Tych namacalnych, gdy wmurowało mnie w asfalt o metr czy dwa od maski autobusu i ktoś mnie stamtąd zabrał (kierowca zapomniał się zatrzymać przed przejściem dla pieszych) i tych może większych, ale widocznych dopiero z perspektywy czasu? Cudów, dzięki którym jestem tu, gdzie jestem, choć wielu po drodze się pogubiło?
Dla męczenników nie zdarzył się cud. Wydawałoby się, że zostali zmieceni, że nie zostało po nich nic. Nic?
Dusza nasza jak ptak się wyrwała z sidła ptaszników, sidło się podarło i zostaliśmy uwolnieni. Dla nich wydarzył się cud większy – cud otwartego nieba. Gdyby Bóg nie był z nimi, ich sprawa by upadła. A trwa.
Gdy następny raz przyjdzie mi do głowy: „jeśli będą przeciw mnie, nic ze mnie nie zostanie” chciałabym pamiętać słowa tego psalmu.
Normalny cud (1 J 2,3-11; Ps 96,l-2a,2b-3,5b-6; Łk 2,32; Łk 2,22-35)
Zupełnie zwyczajna rodzina. Uboga. Jedna z bardzo wielu. I nagle w tej zwyczajności dzieje się coś niezwykłego. Człowiek szanowany i pobożny widzi w tym małym Dziecku i w ich rodzicach coś szczególnego. Coś mu się musiało pomylić, nawet sami rodzice zdumiewają się tym, co mówił!
Jak pokorni musieli być Maryja i Józef, skoro wobec tylu znaków, takiej interwencji Boga w ich los nie nabrali poczucia, że są rodziną szczególną. Po prostu przyjęli ofiarowany im dar – Syna, podjęli zadanie, które Bóg im wyznaczył i nie pytali po co i dlaczego.
Wydawałoby się, że Bóg zostawił im kłopot na głowie. Urodzenie się Dziecka niczego w ich sytuacji nie zmieniło. Nikt Józefowi nie pomógł utrzymać rodziny i zapewnić jej bezpieczeństwa. Maryja nie dostała służącej i dobrego domu. Żeby choć o ten cud prosili, ale nie, wręcz przeciwnie, Bóg zburzył ich pomysł na życie! I żadnych namacalnych "alimentów"?
Trzeba, jak oni, przyjąć cud jako coś normalnego, pamiętając, że każdy dar jest zarazem zadaniem, a dalszy wzrost cudu zależy od mojego serca i moich rąk. I nie oczekiwać gratyfikacji od Boga za zgodę na Jego wolę.