Kraty (1 Sm 16,1b.6–7.10–13; Ps 23,1–2ab.2c–3.4.5.6; Ef 5,8–14; J 8,12b; J 9, 1-41)
Słowo więzienie nasuwa przed oczy obraz krat. Ale więzieniem dla człowieka może być także choroba, która ogranicza możliwości. Niewidomemu z Ewangelii ograniczała je tak bardzo, że musiał żebrać, by przeżyć. Uzdrowienie było zarazem uwolnieniem.
Nie mogę jednak oprzeć się wrażeniu, że nie jego niewola była najstraszniejsza. Chwilę później widzimy jego rodziców – zniewolonych strachem na tyle, że boją się powiedzieć prawdę. Widzimy Żydów, którym więzienie własnych przekonań nie pozwala zobaczyć działania Boga.
Zadziwiające, jaką wolność ma uzdrowiony, skoro potrafi stanąć przed faryzeuszami i powiedzieć im wprost, że nie mają racji. Daje im w ten sposób szansę. Jeśli zobaczą, że są ślepi, będą mogli zostać uleczeni.
Wszystko, co jawne, staje się światłem – mówi Św. Paweł. Światło pozwala zobaczyć kraty. To pierwszy i często najtrudniejszy krok do wolności.
Więźniów pocieszać: W jaki sposób pocieszam? Czy ograniczam się do stwierdzenia, że nie jest tak źle? A może próbuję upewnić, że kraty to tak naprawdę coś fajnego, a poza tym są ładne? Czy potrafię pokazać innym drogę do wolności?
Możesz zapomnieć (Iz 65,17-21; Ps 30,2 i 4.5-6.11-12a i 13b; Ps 130,5.7; J 4,43-54)
Oto Ja stwarzam nowe niebiosa i nową ziemię; nie będzie się wspominać dawniejszych dziejów ani na myśl one nie przyjdą. A przecież tak łatwo możemy znaleźć się w więzieniu własnej pamięci. Może to być pamięć o popełnionym złu, choć dawno już zostało przebaczone. Może też być pamięć o doznanych krzywdach i trawiący żal, który zamyka na ludzi i odbiera wszelką radość.
Nie potrafię zapomnieć. – można często usłyszeć. – To silniejsze ode mnie. Chciałbym, ale to niemożliwe. Dla nas często niemożliwe, ale nie dla Boga.
Urzędnik królewski z Kafarnaum przeszedł długą drogę, by prosić o życie syna. Chciał, by Jezus przyszedł i go uzdrowił. A jednak zawierzył Jego słowom, że syn żyje i sam wrócił do domu. I przekonał się namacalnie, że Bóg go wysłuchał.
Oto ja stwarzam wszystko nowe. – mówi do nas Bóg. Także z każdego z nas może i chce uczynić nowego człowieka. Trzeba Mu tylko uwierzyć.
Więźniów pocieszać: Czy potrafię cierpliwie i z miłością być przy tych, których więzi własna pamięć?
Jest dobrze (Syr 51,13-20; Ps 16,1-2a i 5.7-8.11; [Flp 3,8-14]; Łk 21,36; Łk 12,35-40)
Jest dobrze, przyjemnie, bezpiecznie. Nic się nie może zdarzyć złego. Wszystko jest przecież dobrze zaplanowane – będzie coraz lepiej. Tylko trzeba iść wyznaczonym szlakiem i na nic się nie oglądać. Za dużo można by stracić. Tam, na horyzoncie jest cel, ale przecież już jest nieźle, a ma być jeszcze lepiej.
Więzienie własnych planów i własnych zabezpieczeń. Niebezpieczne w wymiarze wiecznym, ale i codziennym. Co zrobię, gdy moje zabezpieczenia runą? Czy będzie jeszcze po co żyć? Czy choroba, śmierć lub odejście kogoś bliskiego, utrata pracy zawali mi cały świat?
Jeśli teraz nie posłucham wezwania Jezusa „czuwajcie”, czy później uwierzę słowom: „cokolwiek się stanie, Bóg cię nie opuści”? Jeśli teraz nie posłucham wezwania, czy usłyszę je jeszcze raz? Czy na pewno będzie jakieś później?
Więźniów pocieszać: Czy potrafię być przy tych, którym ich bezpieczne więzienia – planów i perspektyw - rozsypały się w pył? Czy od nich ucieknę, byle nie widzieć, że moje plany też się mogą rozpaść?
Nie czuję sie wolny? (Iz 49,8-15; Ps 145,8-9.13cd-14.17-18; J 11,25a.26; J 5,17-30)
Często słyszę słowa: „jestem w niewoli, nic nie mogę zrobić”. Nie mam szans, możliwości, umiejętności, siły woli… Nie mam nawet po co próbować!
Czy rzeczywiście już nie ma nadziei?
Ustanowiłem cię przymierzem dla ludu, aby […] rzec więźniom: «Wyjdźcie na wolność!» - mówi Izajasz. Jest nadzieja, ale jest i warunek, by się spełniła: trzeba zrobić krok. Trzeba ruszyć w drogę.
Właśnie tak: trzeba ruszyć w drogę. Nie wystarczy powiedzieć Bogu: „wierzę, że możesz mnie uleczyć, więc jak się poczuję wolny, zacznę działać". Trzeba podjąć działanie. To ono jest świadczy o pragnieniu wyzwolenia i jest dowodem wiary.
Każdy, kto prosi, otrzymuje – powiedział Jezus. Czy Mu wierzę? Jeśli tak, nie czekam na dowód w postaci „uczucia wyzwolenia”, ale działam tak, jakbym już był wolny. Jaka jest moja wiara, jeśli potrzebuje dowodu?
Więźniów pocieszać: Módl się, a Bóg cię wyzwoli. Przede wszystkim się módl! To bardzo dobre wskazanie. Ale „przede wszystkim” nie znaczy „wyłącznie”. Czy swoimi słowami nie zachęcam do bierności?
Zapomnieli (Wj 32,7-14; Ps 106,19-20.21-22.23; Ez 18,31; J 5,31-47)
Bardzo szybko zapomnieli o Bogu, który ich wyzwolił, i oddali pokłon cielcowi. Więcej: szemrali przeciw Mojżeszowi twierdząc, że w niewoli było lepiej. Po co im była ta wolność? Na pierwszy rzut oka wydaje się, że to głupota. Jak można chcieć być niewolnikiem?
Argumenty są zawsze jednak takie same. Najpierw okazuje się, że wolność zmusza do wybierania. Najbardziej wolny człowiek nie może mieć wszystkiego. Potem pojawia się problem odpowiedzialności - za siebie i za innych. A wybór zawsze jest trudny, bo wiąże się z ryzykiem błędu, za który będzie można obwinić tylko siebie.
W niewoli zawsze można było zachować poczucie, że „gdybym mógł, zrobiłbym to lepiej”. Uwolnić kogoś, znaczy też powiedzieć: Zrób. Dużo łatwiej być niewolnikiem.
Więźniów pocieszać: Każdy z nas wraca do różnych swoich niewoli. Czasem traci chęć, by z nich po raz kolejny wychodzić. Czy jeśli spotkam kogoś w tej sytuacji potrafię mu pomóc, czy wolę uznać, że "z niego/niej to już nic nie będzie, skoro znowu..."?
Mur (Mdr 2,1a.12-22; Ps 34,17-18.19-20.21 i 23; J 6,63b.68b; J 7,1-2.10.25-30)
Zróbmy zasadzkę na sprawiedliwego, bo nam niewygodny: sprzeciwia się naszym sprawom, zarzuca nam łamanie prawa, wypomina nam błędy naszych obyczajów.Metoda stara jak świat. Jeśli się nie da skłonić człowieka, by przestał mówić, trzeba zastawić pułapkę. Jeśli przyłapiemy go na tym, że nie postępuje według tego, czego naucza, będzie argument, którym zbijemy wszystkie jego zarzuty. Bo czy może mówić o moralności ktoś, kto sam źle postępuje?
Nagle wokół kogoś bliskiego robi się ciasno. Pojawiają się plotki i propozycje nie do odrzucenia. Dotyka zwykła niesprawiedliwość. Dobrze wiem, że to dlatego, że nie chce ustąpić, postępować tak jak inni. Więc jego możliwości maleją, znajomi się wycofują – przecież widać, że jest w niełasce, że traci wpływy. Jeszcze przy nim jestem, patrzę…
W końcu mur jest już prawie gotów. I tylko jedno wyjście, w stronę pułapki...
Więźniów pocieszać: W tym wypadku nie trzeba pocieszać. Trzeba wejść do więzienia. Stanąć obok tego, wokół którego zaciska się pętla pułapki. Niech zaciska się także na mnie. Czy się na to zdobędę?
Przeciw swoim (Jr 11,18-20; Ps 7,2-3.9bc-10.11-12; JJ 3,16; J 7,40-53)
NIkodem. W Ewangelii wg Św. Jana pojawia się trzykrotnie. Kiedyś przyszedł do Jezusa w nocy. Teraz po raz pierwszy występuje w Jego sprawie wobec „swoich”. Bolesna musiała być wzgarda, z którą się zetknął. „Czy i Ty jesteś nikim, podobnie jak On? Skoro go bronisz... Nie mamy o czym rozmawiać!” – i rozeszli się, każdy w swoją stronę.
Presja środowiska. Wystąpienie przeciw grupie jest często trudniejsze, niż w obcym środowisku. Dużo łatwiej ukryć się w tłumie mówiąc, że ja wprawdzie bym postąpił inaczej, ale i tak moje mówienie nic nie da. Dużo łatwiej schować się za plecami innych.
Nikodem wychodzi zza pleców. Zadaje faryzeuszom pytanie, którego nie umieliby pewnie zadać strażnicy: czy Prawo nasze potępia człowieka, zanim go wpierw przesłucha i zbada, co czyni? Wkrótce wykona kolejny krok – wraz z Józefem z Arymatei pogrzebie ciało Jezusa.
Na co stać mnie?
Więźniów pocieszać: Zapewne nigdy się do więzienia nie wybiorę. Ale przecież spotykam ludzi, którzy je opuścili i próbują sobie znaleźć miejsce w życiu. Pomogę, czy przekreślę?