Wielki Marnotrawca (Iz 55,10-11; Rz 8,18-23 Mt 13,1-23)
Zazwyczaj zwracamy uwagę na miejsce, gdzie padło ziarno. Pytamy w sercu kim jesteśmy: glebą urodzajną, skalistą, cierniem czy drogą. I dobrze czynimy. Bo to świadczy o wrażliwości sumienia. Nie jest nam obojętne, co dzieje się ze słowem Bożym w naszych sercach. Być może oskarżamy siebie, nie widząc plonu stokrotnego i gotowi jesteśmy uznać, że mamy serca z kamienia. Zapominamy, że ziarno potrzebuje czasu i cierpliwej uprawy, a Bóg nie od każdego oczekuje plonu stokrotnego.
Tymczasem ginie w naszej refleksji właśnie Bóg. Siewca rzucający ziarno. Przecież ma oczy. Widzi drogę, skałę i ciernie. Mógłby ominąć. Zatrzymać rękę. Posiać wyłącznie na ziemi żyznej. On, Wielki Marnotrawca, nie traci czasu na badanie jakości gruntu, klasyfikowanie gleby. Z taką samą hojnością rzuca ziarno na ziemię urodzajną i ugór. Bo On, w przeciwieństwie do nas, wierzy w moc swojego słowa. Wie, że ono nigdy nie wraca do Niego bezowocnie.
Przestań zadręczać się brakiem stokrotnego plonu. Bądź wdzięczny, że cię nie ominął.
Miecz (Iz 1,11-17; Mt 10,34-11,1)
Słowa Jezusa o mieczu i poróżnieniu najbliższych mogą być niewygodne, a wręcz uwierać. Szczególnie wszelkiej maści politycznie poprawnych ideologów, gotowych zaakceptować wszystko, bez względu na cenę. Powołujących się na przykazanie miłości i prawo nadstawiania policzka, by usprawiedliwić każde, niezgodne z Bożymi przykazaniami zachowanie.
Słowa Jezusa o mieczu i poróżnieniu najbliższych jeszcze bardziej uwierają, gdy okazuje się, że za fałszywie pojętą miłością tak naprawdę kryje się lęk przed wykluczeniem, odrzuceniem czy staniem się obiektem drwin ze strony otoczenia. Milczenie, przyzwolenie i akceptacja stają się sposobem na uniknięcie kłopotów, a dzięki pobożnej motywacji, zwłaszcza odwołującej się do Ewangelii, łatwiej zagłuszyć odzywające się od czasu do czasu sumienie.
Chrześcijaństwo nie jest religią świętego spokoju. Jest religią miecza. Posługiwanie się nim wymaga jednak nie lada umiejętności. By jednym cięciem oddzielić dobro od zła, ale nie zabić człowieka.
Zakład o cud (Iz 7,1-9 Mt 11,20-24)
Robisz z Bogiem zakłady i prosisz o cud. Składasz kolejne obietnice. On, jak zawsze bezsilny gdy woła człowiek, daje ci tę łaskę. To, czego doświadczasz, po stokroć przerasta twoje oczekiwania.
Widzisz jak Jego słowo rozrywa kajdany niewoli. Nieprzyjaciele podają sobie ręce. Z upadku podnoszą się grzesznicy. Ludzie małego serca przerastają samych siebie. W jednej chwili topnieją wiekowe lody…
Patrzysz ze zdumieniem i ukradkiem wycierasz łzy. Skaczesz z radości i w zachwycie śpiewasz z innymi pieśń chwały. Potem wracasz do swojej izdebki i otwierasz swoje serce przed siewcą niepokoju. Zaczynasz wierzyć, że wszystko, co widziały twoje oczy było snem. Nawet nie zauważasz, że tak naprawdę chodzi o unieważnienie zakładu i wycofanie się z obietnic.
Korozain, Betsaida i Kafarnaum to nie miejsca na mapie. To czas w twoim życiu. Czas błogosławionych impulsów i powrotu do wypróbowanej bylejakości. Gdy ty twierdzisz, że nie było wyjścia, że taka jest kolej rzeczy, że nie warto trwać w złudzeniach, On woła „biada”. Jeśli słysząc odczuwasz niepokój, to znak, że jeszcze nie wszystko stracone. Że jeszcze masz szansę.
Kim jest prostaczek? (Iz 10,5-7.13-16; Mt 11,25-27)
Nie rozumiem czemu ewangelijna prostota najczęściej utożsamiana jest z brakiem wykształcenia. Jakby rozum miał stanowić największą przeszkodę w poznaniu Boga, a duży zasób wiedzy i inteligencji czynił człowieka niezdolnym do zaufania Stwórcy. A to właśnie poznanie i zaufanie są kluczami, dającymi odpowiedź na pytanie, postawione w tytule dzisiejszej refleksji.
Wyróżnikiem prostaczka nie jest brak poznania, ale jego jakość, cechująca się przede wszystkim nienasyceniem. „Zaspokój wszystkie moje pragnienia, a gdy je zaspokoisz spraw, bym pragnęła Ciebie jeszcze bardziej” – modliła się święta Katarzyna ze Sieny. Jakość poznania to po drugie pokora. „Czy się pyszni siekiera wobec drwala? Czy się wynosi piła ponad drwala?” Na pytania Izajasza odpowiadał inny wielki mistyk średniowiecza: „Pokornemu objawia swe tajemnice i słodko go do siebie pociąga i wzywa”. Dla Tomasza a’Kempis było oczywiste, że poznanie Boga jest nie tyle zdobywaniem kolejnej porcji wiedzy, co dochodzeniem do coraz większej zażyłości, dzięki której człowiek zdolny jest nie tylko wielbić i dziękować, ale również wątpić, pytać, iść ciemną doliną, przeżywać bóle i rozterki, z ufnością powierzając się Temu, który jest jedyną odpowiedzią. Śmiało można przypuszczać, że o takich prostaczkach myślał Jezus w swojej modlitwie.
Utrudzona (Iz 26,7-9.12.16-19; Mt 11,28-30)
To był trudny dzień. Ostatni etap. Żar lał się z nieba. Odparzone nogi szybko pokrywały się pęcherzami. Wielu nie wytrzymywało i trzeba było odwozić ich na nocleg. Dostrzegłem ją, idąc wzdłuż kolumny pielgrzymów. Podtrzymywana przez koleżanki, z trudem stawiała każdy krok.
- Małgosiu, może zawołam karetkę i odwieziemy cię na nocleg?
- Ojciec duchowny pielgrzymki daje takie propozycje?
Popatrzyła na mnie zdziwiona. Ja, trochę zmieszany, brnąłem dalej.
- Przecież ledwo idziesz. Zaraz zaczniesz wić się z bólu.
- A Pan Jezus tyle wycierpiał dla mnie na krzyżu i też wił się z bólu. Więc ja też mogę dla Niego trochę pocierpieć.
Nie dała za wygraną. Doszła. Przed apelem obserwowałem, jak zatopiona w modlitwie adorowała Najświętszy Sakrament. A ja w myślach powtarzałem słowa Jezusa: „Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście, a Ja was pokrzepię”.
Między duchem a literą (Iz 38,1-6.21-22.7-8; Mt 12,1-8)
Wydawać się może, że opisana przez św. Mateusza sytuacja, w żaden sposób nie odnosi się do dzisiejszych realiów. Talmudyczne zakazy poszły w zapomnienie, a Kościół pożegnał moralistyczną kazuistykę, określającą w najdrobniejszych szczegółach, co grzechem jest, a co nie jest. W praktyce jednak okazuje się, że nawet dość ogólne normy sprawiają trudność, a wrażliwe sumienie ma problem z podjęciem właściwej decyzji.
Bywało w czasie wakacji, że młodzi zwracali się do mnie z osobliwą prośbą. „Niech ksiądz powie dziś trochę dłuższe kazanie. Bo przez zapomnienie jedliśmy cukierki. Więc jeśli homilia będzie krótka, zabraknie nam kilka minut do końca postu eucharystycznego.” W takich sytuacjach z reguły stawiałem dwa pytania. „Jedliście te cukierki bo macie lekceważący stosunek do postu eucharystycznego? Co jest ważniejsze: dochowany co do sekundy post czy zjednoczenie z Jezusem w Komunii świętej?”
Jezus nie przekreślił norm, dotyczących zachowywania szabatu. Pokazał jedynie, jak zachować właściwie proporcje między literą prawa a duchem prawa. Bo litera bez ducha – zabija.
Życie w Duchu (Mi 2,1-5; Mt 12,14-21)
Jak każdego roku duża grupa dzieci, młodzieży i dorosłych, przeżywa w tym czasie rekolekcje oazowe. Wielu z nich przyjmie na ich zakończenie jako zasadę życia tzw. Drogowskazy Nowego Człowieka. Trzeci z nich brzmi: „Duch Święty namaścił Jezusa; dzięki Chrystusowi i ja otrzymałem Ducha Świętego, który sprawił, że narodziłem się do nowego życia dziecka Bożego, skierowanego w miłości i posłuszeństwie ku Ojcu; dlatego chcę prowadzić życie w Duchu, poddając się Jego tchnieniu i mocy”. Kolejne Drogowskazy pięknie ukazują czym jest owe „życie w Duchu”. Wrastanie w parafię, osobiste i wspólne z braćmi studiowanie Pisma świętego, codzienny Namiot Spotkania, pełne uczestnictwo w Eucharystii, świadectwo życia, kultura czystości i skromności, przekreślanie własnego egoizmu za cenę Chrystusowego krzyża. Ksiądz Blachnicki w rozmowach z młodymi często podkreślał, że to nie jest program dla wybranych. Że w Drogowskazy pokazują, na czym polega dojrzałe życie chrześcijańskie.
Te proste prawdy przypominamy w czasie, gdy na Światowych Dniach Młodzieży, zarówno w Sydney jak i w tylu innych miejscach, wielu chrześcijan pragnie doświadczyć mocy Ducha Świętego. Przypominamy po to, by te dni nie były kolejną zmarnowaną szansą.