Komentarze biblijne i liturgiczne, propozycje śpiewów, homilie, Biblijne konteksty i inne.
więcej »Poświęconą garstkę zanosiło się do sąsieka i wsypywało do zboża, które czekało na wiosenny zasiew. Wiosną, przed zasiewem, gospodarz musiał zrobić na początku pola niewielkie koło, a w nim znak krzyża.
Kto w drugi dzień Świąt Bożego Narodzenia będzie miał okazję przebywać na uroczystej sumie w okolicach Podegrodzia, przekona się, jak ziarno owsa łechce za koszulą. W dzień świętego Szczepana – pierwszego męczennika za wiarę chrześcijańską – rolnicy święcą ziarna jedynego wiosennego zboża, które już niedługo zasieją na topniejących od śniegu polach. Po mszy św. na zebranych w kościele pada deszcz ziaren owsa, którym obrzucają się miejscowi, by w ten sposób zapewnić sobie zdrowie, szczęście, a przede wszystkim obfitość urodzaju w nowym roku. Zwyczaj jest pamiątką kamienowania męczennika, patrona kamieniarzy, chorych, opętanych, umierających, a nawet koni. W górzystym terenie Małopolski, gdzie ongiś nie udawały się bardziej wartościowe odmiany zbóż, owies był podstawą utrzymywania się wielu gospodarstw. Dlatego sądeccy gospodarze przywiązywali wielką wagę do tego obyczaju, który był zapewne niegdyś na rękę miejscowym proboszczom – rozrzucone na posadzce ziarno przechodziło na własność plebani. Im bogatszy był gospodarz, tym więcej owsa przynosił. Na wchodzących do kościoła parobcy wysypywali całe worki zboża! Z czasem te rozrzutne praktyki, ku niezadowoleniu wiejskich plebanów, zostały zakazane przez biskupa. Do dziś przetrwał jednak zwyczaj święcenia chociaż symbolicznej garści owsa. Anna Plata, gospodyni z Mokrej Wsi koło Podegrodzia, opowiada, że jeszcze do niedawna owsiane harce odbywały się w całej wsi. – Sypano się nie tylko w kościele i pod kościołem, ale chodzono w grupach po domostwach z kolędą i świątecznymi życzeniami na urodzaj. Kolędnicy obsypywali także domowników, za co ci obdarowywali ich najczęściej świątecznymi smakołykami. Choć dziś już raczej nie chadza się z owsem do sąsiadów, po mszy św. chłopcy wsypują całe garście za koszulę, oczywiście najchętniej młodym pannom. Dawniej prawie każdy niósł owies w zawiązanej na supełek chusteczce. Poświęconą garstkę zanosiło się do sąsieka i wsypywało do zboża, które czekało na wiosenny zasiew. Wiosną, przed zasiewem, gospodarz musiał zrobić na początku pola niewielkie koło, a w nim znak krzyża. Tu wraz z modlitwą wrzucał gęsto pierwsze ziarna, które wiosną wschodziły, tworząc soczyście zielony znak krzyża – znak śmierci i zmartwychwstania, zapowiedź odradzającego się życia.
Po dwóch dniach rodzinnego świętowania następował dzień Świętego Szczepana, dzień bardzo wesoły obfitujący w wiele zwyczajów. To właśnie wtedy kolędnicy rozpoczynali swoje wędrówki po wsi. Na wsiach panował zwyczaj przynoszenia do Kościoła owsa, który poświęcał ksiądz. Po nabożeństwie ziarnem obsypywano się wzajemnie, ciskając również i w księdza, ale bardziej obsypywano dziewczęta. Zwyczaj ten czyniono na pamiątkę ukamienowania świętego Szczepana.
W według podań ludowych był to środek magiczny, mający zapewnić pomyślność, bogactwo, urodę i powodzenie. W niektórych wsiach oprócz owsa przynoszono również groch. Cześć poświęconego owsa gospodarze podawali koniom i kurom „na szczęście i żeby nie chorowały” a resztę zachowywano do wiosennych siewów.
W niektórych parafiach uważano że do święcenia owsa nie wolno było pożyczać i odwrotnie poświęconego. Były też parafie, w których gospodarz wracając z poświęconym owsem szedł prosto na pole i nie oglądając się za siebie i w żadną stronę, co kilka kroków rzucał na ziemię parę ziarnek owsa i mówił: ”uciekaj podły czorcie z ostem, bo święty Szczepan idzie z owsem” – maiło to zapewnić urodzaj bez chwastów. Tego dnia we wszystkich wsiach godzono parobków.
Jeśli zdarzyło się, że gospodarz umówił sobie parobka już przed świętami to w św. Szczepana przyprowadzał go, a nawet przywoził do domu swojego. Parobcy byli tego dnia najważniejsi we wsi, nie pracowali, mogli szeroko chodzić drogą. Gospodarze ustępowali im z drogi. Na pracę w nowym roku otrzymywali zadatek. Miejscem umów był dom rodzinny parobka lub gospodarza, który potrzebował parobka do pracy. Po południu we wsi była „muzyka”, na której przede wszystkim bawili się parobcy.
Oni tez godzili muzykantów i ponosili koszty z tym związane. Gospodynie również w tym dniu godziły dziewki. W celu wypróbowania charakteru przyszłej pracownicy, gospodyni przed jej przyjściem kładła na progu miotłę, jeśli dziewczyna podniosła ją to oznaczało, że w pracy będzie porządna i czysta, a przede wszystkim nie leniwa. Natomiast gospodarz kładł w progu stajni snopek słomy, jeżeli parobek podniósł go to świadczyło to o nim dobrze. Chętnie takich parobków przyjmowano.
MrNonens
DSCF3386.MPG
Wykorzystano materiały z:
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |