Rekolekcje wielkopostne 2003
Herod był chyba najsmutniejszą z postaci towarzyszących Jezusowi w ostatnich chwilach ziemskiego życia. Był synem Heroda Wielkiego. Z nadania Rzymu zarządzał Galileą i Pereą. Kazał uwięzić, a potem ściąć Jana Chrzciciela. Trudno zrozumieć, jak mógł uwięzić kogoś tylko za to, że go upominał. Jeszcze trudniej zrozumieć, jak można skazać kogoś na śmierć tylko dlatego, że obiecało się młodej dziewczynie spełnić każdą jej prośbę. Widocznie był przeczulony na własnym punkcie. A jednak chyba trapiły go jakieś wyrzuty sumienia, skoro zastanawiał się, czy przypadkiem Jezus nie jest zmartwychwstałym Janem Chrzcicielem (Mk 6, 14-29). Los sprawił, że mógł pokazać się z lepszej strony. Piłat odesłał do niego oskarżanego przez Żydów Nauczyciela z Galilei. Ale Herod wzgardził Jezusem...
Właściwie nie wiemy, dlaczego Jezus nie chciał rozmawiać z Herodem. Zapewne zadecydowało o tym nastawienie tetrarchy. Jak pisze Łukasz, zasypał on oskarżonego wieloma pytaniami. Chyba jednak nie traktował Jezusa na serio widząc w nim raczej zręcznego kuglarza. A gdy Jezus nie uczynił żadnego znaku, wzgardził Nim, na pośmiewisko kazał Go ubrać w lśniący płaszcz i odesłał do Piłata (Łk 23, 8-12).
Dziś także wielu ludzi przyjmuje podobną postawę wobec Jezusa. Zasypują Go gradem pytań, ale wcale nie są zainteresowani Jego odpowiedzią. Z wysokości swego piedestału domagają się, by Jezus dokonał wobec nich jakiegoś znaku, a wtedy oni ewentualnie w Niego uwierzą. Zapatrzeni w siebie, myślą, że uwierzenie byłoby wielką łaską wyświadczoną Jezusowi, który w ich osobie zyskałby nowego wyznawcę. A przecież to nie On potrzebuje nas, a my Jego...
A jak ja traktuję Jezusa?
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |