Rzymskie Wigilie
- Ojciec Święty jest rozmiłowany w tekstach i melodiach kolęd i pieśni wielkopostnych - mówi
o. Hejmo. - Siostry nieraz słyszą, jak śpiewa je sam w pokoju. Jan Paweł II jest najwytrwalszym kolędnikiem. Zna prawie wszystkie zwrotki. Kiedy inni w blasku świec nie mogą odczytać z kantyczek, brakujących w pamięci linijek, śpiewa sam. A wszystko kończy kolędą „Oj maluśki, maluśki”, której „dorabia” własne, ostatnie zwrotki, odnoszące się do zebranych albo do jakiejś aktualnej sytuacji. Goście w napięciu czekają na tę papieską improwizację, ciekawi, jakim żartem tym razem ich zaskoczy. Dla ludzi z innych kręgów kulturowych polskie dzielenie się opłatkiem, palenie świec adwentowych nie jest całkiem zrozumiałe.
- Kiedy drugim sekretarzem pomocniczym był bp Emery Kabongo z Konga, to na takich uroczystościach siedział jak na tureckim kazaniu - wspomina o. Hejmo. - Jan Paweł II śmiejąc się, nazywał go „męczennikiem kolacji”.
Jak twierdzą osoby zaproszone na wigilię z Papieżem, jest to prawdziwe misterium. Czas radości, humoru, ale i głębokich przeżyć religijnych. Spotkanie z Namiestnikiem św. Piotra. Godzinę przed północą Ojciec Święty musi być już wolny, gdyż przygotowuje się do sprawowania Mszy św.
Do tradycyjnie polskiej wigilii zasiadają też rodacy we wszystkich centrach polskich na terenie Rzymu. W nowym ośrodku „Corda Cordis” przy via Vincenzo Monti, uroczystą wieczerzę i świąteczny obiad przeżywają wspólnie pielgrzymi polscy z całego świata, w tym roku liczna grupa z USA.
W Centralnym Ośrodku Duszpasterstwa Emigracji, blisko Largo Argentino, o 22.00 rozpoczyna się skromny posiłek.
- Oprócz księży, pracowników duszpasterstwa, zapraszamy samotnych Polaków mieszkających w Rzymie - mówi duszpasterz polskiej emigracji abp Szczepan Wesoły. - Przychodzą ci, którzy nie wyjechali na święta do kraju, bo pracują w charakterze opiekunów starszych i chorych, albo po prostu nie chcą wydawać pieniędzy na przejazd, bo oszczędzają. Zjawia się też grupa mieszkających tu na stałe rodaków. Wszyscy biorą udział w Pasterce w polskim kościele pw. św. Stanisława.
W odległym o prawie 15 km od Watykanu Domu Polskim przy via Cassia, położonym w malowniczym, palmowym ogrodzie, do świąt zaczynają się przygotowywać przez odmawianie nowenny. W połowie grudnia przyjeżdżają tu górale, którzy wyruszyli z Zakopanego w uroczystość Niepokalanego Poczęcia z dwiema dwumetrowymi choinkami, które ozdobią apartamenty Papieża.
- W tym roku święta spędzi u nas sto osób - opowiada dyrektor Domu ks. prał. Mieczysław Niepsuj. - Do wieczerzy zasiądą pielgrzymi z Litwy, Polski, Niemiec, Stanów Zjednoczonych. W wigilię, o godz. 18.00, śpiewamy ostatnią nowennę w kaplicy, a potem przechodzimy do jadalni, żeby połamać się opłatkiem. Czasem, gdy gości jest dużo, spotykamy się w kilku jadalniach i składanie życzeń trwa dłużej.
We Włoszech nie ma tradycji jedzenia karpia, ale specjalnie dla Domu Polskiego dostawca przywiezie ponad 20 kg tych ryb. Większość pielgrzymów chce zdążyć na Pasterkę w Bazylice św. Piotra, dlatego wychodzą na podmiejską kolejkę już o 20.00, żeby zająć wcześniej odpowiednie miejsca. Pozostali, a więc pracownicy Domu - osiem sióstr sercanek, panie z Instytutu Prymasowskiego, świeccy, a także mieszkający w okolicy Polacy, podczas Pasterki zapełniają „domową” kaplicę do ostatniego miejsca. Ks. Niepsuj jest duszpasterzem licznej, choć stale zmieniającej się rzeszy wiernych. W roku jubileuszowym przebywało tu 10 tys. pielgrzymów. W zwykłych latach - 7-8 tys.
- Centralnym momentem Bożego Narodzenia jest błogosławieństwo Urbi et Orbi, dlatego, kto może, udaje się na Plac św. Piotra, zostaje tylko obsługa Domu - mówi jego dyrektor.
Na Awentynie, przy wczesnochrześcijańskiej Bazylice Santa Sabina, w Kurii Generalnej Dominikanów mieszkają także polscy zakonnicy. Przy drodze pachnące gaje pomarańczowe z zapalonymi żarówkami owoców. O. Wojciech Morawski pokazuje widoczne przez klasztorne okno drzewko pomarańczowe, według tradycji sprowadzone do Rzymu przez św. Dominika. Wyższe od innych, obsypane dorodnymi owocami.
- Właśnie w grudniu dojrzewają tu pomarańcze - mówi o. Morawski.
Jeszcze przed kilku laty ozdobą polskich świątecznych stołów były te pomarańczowe cytrusy. Dzieciom nieodłącznie kojarzyły się ze świętami i choinką. Polscy zakonnicy mogą zrywać je sami prosto z drzewa. I przez cały rok mają święto.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |