Dwanaście homilii
ks. Stanisław Wronka
Trudno byłoby wymyślić bardziej nieodpowiednią datę i porę na świętowanie Bożego Narodzenia niż noc z 24 na 25 grudnia. Długą, mroźną i głuchą noc zimową najlepiej byłoby spędzić w ciepłym łóżku, a nie w drodze i w zimnym nierzadko kościele. Tym bardziej że dokładny czas narodzin Jezusa nie jest znany; nic więc nie stało na przeszkodzie, aby wybrać na to święto jakiś wiosenny, letni lub ostatecznie jesienny dzień.
A jednak chrześcijanie pierwszych wieków zdecydowali się na koniec grudnia i na noc. Nie kierowali się przy tym racjami praktycznymi (zimą jest więcej czasu) czy estetycznymi (noc stwarza dodatkowy nastrój), ale chodziło im o wydobycie najgłębszego sensu Bożego Narodzenia. Nawiązali w tym celu do starożytnego kultu Słońca. W Rzymie wyrazem tego kultu było „święto narodzenia niezwyciężonego Słońca („natalis solis invicti”), obchodzone właśnie 25 grudnia, ponieważ od tej daty zaczyna przybywać dnia. Dla chrześcijan prawdziwym Boskim Słońcem, przezwyciężającym ciemności zła, jest Chrystus. Prorok Malachiasz zapowiadał przecież w imieniu Boga: „Dla was, czczących moje imię, wzejdzie Słońce Sprawiedliwości i uzdrowienie w jego skrzydłach” (3,20). Podobnie o mającym nadejść Mesjaszu wyrażał się Zachariasz, ojciec Jana Chrzciciela: „Dzięki litości serdecznej Boga naszego... z wysoka Wschodzące Słońce nas nawiedzi, by zajaśnieć tym, co w mroku i cieniu śmierci mieszkają, aby nasze kroki zwrócić na drogę pokoju” (Łk 1,78-79). Stąd data 25 grudnia i nocna pora nadawały się znakomicie do świętowania narodzin Chrystusa.
Najgłębiej tajemnicę Bożego Narodzenia ujął św. Jan w prologu swojej Ewangelii, który zawiera starochrześcijański hymn o Logosie, Słowie Bożym. Czytamy tam: „A Słowo stało się ciałem i zamieszkało wśród nas” (1,14). Znaczy to, że prawdziwy, duchowy Bóg, Syn Boży, stał się prawdziwym Człowiekiem, przyjął ludzkie, materialne ciało podległe ograniczeniom, cierpieniu i śmierci. „Doświadczony we wszystkim na nasze podobieństwo, z wyjątkiem grzechu” (Hbr 4,15), Syn Boży wszedł w największe mroki ludzkiej egzystencji, w sam środek nocy świata - w grzech i śmierć. Wszedł zaś tam jako prawdziwa światłość - wg słów św. Jana - która „w ciemności świeci i ciemność jej nie ogarnęła” (1,5) i „która oświeca każdego człowieka, gdy na świat przychodzi” (1,9). Jest to światłość niosąca życie, prawdę i miłość i przezwyciężająca tym samym ciemności śmierci, kłamstwa i nienawiści. Święty Paweł mówi o Chrystusie, że przezwyciężył śmierć, a na życie i nieśmiertelność rzucił światło przez Ewangelię (2 Tm 1,10).
Świętowanie narodzin Bożego Syna, Niezwyciężonego Boskiego Słońca, przez chrześcijan sprawiło cud: długa, mroźna i głucha noc grudniowa napełniła się światłem, ciepłem i śpiewem, stała się najwspanialszą nocą roku, w której na nowo zakwita życie, odradza się zgaszona nadzieja, odbudowują ludzkie więzy. Tam, gdzie przychodzi Chrystus, światłość świata, i znajduje ludzi, którzy na przekór otaczającym ich ciemnościom idą za Jego światłem, mroczna noc przemienia się w jasny dzień. Sprawdza się w ten sposób słowo Jezusa: „Kto idzie za Mną nie będzie chodził w ciemności, lecz będzie miał światło życia” (J 8,12). Noc Bożego Narodzenia symbolizuje tę prawdę w sposób wyrazisty, prawie że namacalny. Wybór daty i pory okazał się nadzwyczaj trafny.
Oczywiście, w Noc Bożego Narodzenia nie chodzi tylko o zewnętrzne światła, które rozproszą jej mroki i uczynią ją kolorową i przytulną. Zwłaszcza dzisiaj, kiedy mamy do dyspozycji tyle wymyślnych środków, łatwo rozświetlić nasze domy i ulice tysiącami lamp. Ta zewnętrzna iluminacja ma harmonizować z wewnętrzną jasnością nas samych. Kiedy świętujemy wieczne narodziny Światłości ze Światłości i wejście tej Boskiej Światłości w ludzki świat, trzeba, aby zapłonęły od Niej nasze serca i twarze, aby Nią rozświetlone zostały nasze rodziny, narody i wszyscy ludzie. To ludzkie serca napełnione światłem Chrystusa mają stanowić prawdziwą iluminację Świąt Bożego Narodzenia. W nich przede wszystkim ma zostać przezwyciężona ciemna, lodowata i głucha noc waśni, obojętności, kłamstwa, rozwiązłości i niesprawiedliwości. Świętowanie Bożego Narodzenia ma dokonać w nas cudu takiej przemiany.
Pewien chrześcijanin z II wieku tak opisywał to doświadczenie w syryjskim apokryfie «Ody Salomona»: „Podobnie jak słońce jest radością dla tych, którzy tęsknią za jego dniem, tak Pan jest radością moją. On bowiem jest moim słońcem. Jego promienie pozwoliły mi powstać. Porzuciłem drogę błędu, Jego światło odpędziło wszelką ciemność z mojego oblicza, do Niego poszedłem, i otrzymałem od Niego zbawienie bez zawiści.” Metodiusz z Filippi wyrażał to samo na swój sposób: „Światło otacza mnie, światło, które nie zna już wieczoru, światło Logosu okrywa mnie jak szata. Gdzież jest klejnot tak drogocenny, godny samej królowej, jak płaszcz światłości, którym Ojciec okrywa ją podążającą na ucztę weselną z Chrystusem Panem. Chodźcie i przypatrzcie się jej: oto kroczy, wyniosła pani, cudownie piękna, wspaniała, nieskalanie czysta i lśniąca jak gwiazdy na niebie, ponieważ przyoblekł ją Ten, którego istotą jest wieczne światło.”
Gdy czyta się takie świadectwa, czy można się dziwić, że chrześcijanie pierwszych wieków rozświetlili starożytny świat i przemienili go?
Przeżywamy Boże Narodzenie, przyjście prawdziwego Światła do nas. Czy rozbłyśnie Ono w naszym świecie i rozpędzi jego ciemności?
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |