Uroczystość Narodzenia Pańskiego

Dwanaście homilii

Bóg szukający człowieka

 

bp Jan Kopiec

„W Jezusie Chrystusie Bóg nie tylko mówi do człowieka – Bóg szuka człowieka. Wcielenie Syna Bożego świadczy o tym, że Bóg szuka człowieka” – napisał Jan Paweł II w «Tertio millennio adveniente» (nr 7).

Kiedy pobożny pielgrzym, przybywający z różnych zakątków ziemi, dotrze do Beth–lechem, do „Domu Chleba”, miejsca naznaczonego błogosławieństwem Stwórcy, by odszukać Grotę Narodzenia Jezusa – chyba nie podziela, przytoczonego z papieskiego wezwania do refleksji nad Jubileuszem Roku 2000, przekonania, że Bóg go szukał, czy ciągle jeszcze szuka. Zawsze dominuje raczej satysfakcja i świadomość, że ja, człowiek pobożny i wierzący, gdy tylko dowiedziałem się o miłości Boga, posyłającego swego Syna na nasz, ludzki świat szukałem Go – i tu, w Betlejem, znalazłem! A nawet jeśli nie jestem pobożny, odwiedzam sławne miejsce, nawet kulturowo ubogacające mnie!

Tymczasem Bóg – od początku uświadomionej już pierwszym rodzicom powagi tragedii i rozdarcia – zaraz wyruszył na poszukiwanie – podobnie, jak pasterz poszukuje zgubionej owcy (Łk 15,1–7). Ile trzeba miłości, by zacząć szukać, by jako pierwszy wykazać inicjatywę działania! Ile troski, mimo że wszystko dokonywało się w atmosferze nieposłuszeństwa! Ponad wszystkimi trudnościami unosi się zawsze fundamentalne stwierdzenie, że Stwórca, - Dawca życia i wszelkiego tchnienia, ma prawo do swoich umiłowanych stworzeń, by je ustawicznie miłością obdarowywać. Jak ziemski pasterz owiec, powołany do troszczenia się o nie, przeżywa szczególnie ból utraty i rozstania, przewiduje też wszystkie pomyłki, wątpliwości, podążanie drogą zakłamania, obłudy, udawanej godności. To dlatego pasterz i grota dla owiec stały się owej Świętej Nowy miejscem i znakiem nowego stworzenia.

Człowiek zaś, czując potęgę swego rozumu, nie będzie się nigdy wahał odgrywać komedii: będzie udawał, że szuka Boga – że tęskni wyłącznie za dobrem, za pięknem i prawdą, a równocześnie będzie budował swoje własne królestwo. Będzie szukał tylko Boga triumfującego, władczego, spełniającego wszystkie ludzkie kaprysy – innego Boga nie uzna! To dlatego trzeba było ostrzec człowieka i objawić to, czego o Nim najmędrszy człowiek nie wiedział, a co było w Nim najbardziej intymne i osobiste – swoją miłość!

Rodzi się więc Bóg w betlejemskiej szopie. Blisko Jeruzalem, Świętego Miasta, miejsca realizowanego Przymierza. Dziś pełno romantyzmu w tym wspomnieniu. Dziś cieszymy się, że można w Bazylice Narodzenia, powstałej ze szczodrobliwości cesarzy Konstantyna i Justyniana, przeżyć zawieszenie czasu. Niewiele znajdziemy śladów z przeszłości – bo któż w bogactwie obecnej zabudowy miejsca Narodzenia, odnaleźć może dawne groty i surowe warunki bytowania pasterzy – grupy ówcześnie upośledzonej i pogardzonej? Kto zrozumie, że wtedy, w ową Świętą Noc, było mu chłodno, pusto i nieprzyjaźnie? Kto wczuje się w słowa Pisma Świętego, że odmówienie gościny przybyłym na spis ludności równało się wypędzeniu, zadaniu bólu, odwróceniu się od bliźniego? Dziś tu ciasno, zapach kadzidła, nagromadzenie ikon, świec, lamp oraz innych dzieł sztuki. Pielgrzymów, turystów i chętnych do odwiedzenia tego miejsca zajmuje wszystko, co można wchłonąć jako interesujący kawałek naszego świata.

A przecież Bóg ciągle szuka tutaj swego brata – człowieka. może dlatego chciał, by z biednej groty z szopą, przeznaczoną dla owiec, wyrosła dla przyszłych czasów i pokoleń fascynująca świątynia – bazylika ułatwiająca dokonanie przeglądu dziejów zbawienia. Bo nawet gdyby oczy były przesłonięte i nie dokonano by refleksji ku Górze, ku Ojcu Światłości – jednak trzeba się tutaj odwołać do silnych osobowości św. Heleny i jej syna cesarza Konstantyna, który tutaj nakazał budować wielką bazylikę; do wielkich pielgrzymów: św. Hieronima i Egerii, Anonima z Piacenzy i biskupa Arkulfa, do częstej i heroicznej obrony tych miejsc przed Persami, Arabami i zwolennikami Mahometa, do udzielania poparcia zachodnim rycerzom pragnącym wyzwolić miejsca dla wyznawców Chrystusa święte, by potem dobijać się o pozwolenie na sprawowanie kultu chrześcijańskiego, przeżywać gorycz rywalizacji między chrześcijanami wschodnimi i zachodnimi. Ta ustawicznie dawana lekcja historii, lekcja myśli religijnej i refleksji nadprzyrodzonej – to przecież wysiłek Boga ku szukaniu, owo wytrwałe wyglądanie człowieka, który może potknie się o własny świat, o własną pychę, o udawaną siłę ducha.

I chociaż w całych dziejach opór człowieka był silny, a uczeni i racjonaliści wysilali się niemiłosiernie, by walczyć z Dzieckiem betlejemskim, by wmówić, że może Ono się w ogóle nie narodziło, by się nie zarazić zabobonem i bezkrytycznym uwierzeniem, by przeliczać wszystko na czas, pieniądze, siłę i władzę – to jednak miał rację artysta, który na gwieździe umieszczonej w 1717 r. na miejscu Narodzenia z napisem: „Hic de Virgine Maria Jesus Christus natus est” ułożył figurkę Dzieciątka – tego Szukającego Boga – zagadkowo i dojrzale obserwującego przybyszów klękających, dotykających świętego miejsca, całujących je. Może owo Bezbronne Dziecko odnajduje właśnie tutaj wszystkich, których szukało? Bo cóż znaczą wędrówki, orientowanie się na gwiazdy, wykorzystywanie współczesnych elektronicznych przewodników, jeśli efektem nie będzie Spotkanie. A najlepsze z nich mogłoby się odbyć właśnie w betlejemskiej szopie.

Czy ktoś wolałby od razu na Kalwaryjskim Wzgórzu? Tak też będzie – gdy konwulsje rozdzierających ludzkich dramatów będą unikały oczu Wypatrującego Boga w betlejemskiej gołej ziemi, na miejscu Narodzenia. A czy nie lepiej pozwolić się od razu przyciągnąć małemu Dziecku – niż potem ociekać klęskami dorosłego życia? Czy nie posłuchać aksamitnego Głosu przypominającego o dobroci, o przyjaźni, o tęsknocie, o życiu szanowanym, o czystości, o prawdzie, o uczciwości – niż mylić się co krok, aż śmierć na Golgocie nie tylko rozerwie zasłonę w świątyni i zmarli z grobów powstaną, ale i czas się zatrzyma, by odliczać zbliżający się kres, do którego i tak niechybnie wszystko zmierza – dla dobrych i złych, ale z jakim skutkiem?

A wszystko mogło się tak wspaniale rozpocząć od razu w Domu Chleba, pełnym błogosławieństwa. Tylko żeśmy to zaprzepaścili. I dlatego dzisiaj świat jęczy w trwodze grożącego zewsząd rozkładu i ogarniającego uczucia bezradności: wobec kataklizmów, wobec możliwej utraty wszystkiego, wobec cynizmu silnych i niedojrzałości potrzebujących. Jest nam dana jednak w Bożym planie kolejna nowa szansa rozpoczynania od nowa. Nawrócenia najpierw i poszukania bliźniego i przyjaciela – a przez to odnowienia przymierza z Bogiem dla nas narodzonym. Dana jest nowa szansa odnalezienia słów: zgrzeszyłem, przepraszam, powstanę i pójdę do domu, w którym jest dostatek chleba, do obfitości, którą Bóg przed wiekami zapewnił.

Może zrodzi się dające ulgę pytanie: Dlaczego tak długo uciekałem przed wypatrującym i szukającym mnie Panem? Dlaczego upierałem się przy pomyłkach i małym, egoistycznym sercu? Dlaczego ciągle głowę krzywo odwracałem, kiedy były w życiu chwile, że nawet napotkałem wzrok Szukającego mnie Boga – przez posługę Kościoła czytającego Słowa Boga, jednającego w sakramentalnej wytrwałości, zastawiającego dla mnie Chleb w domu samego Boga na zawsze pełnym Stole? Dlaczego?

Święta Bożego Narodzenia to odwiedziny w Betlejem. Skłońmy wszyscy głowy, pójdźmy do szopy dziś pięknie wystrojonej pietyzmem dwóch już prawie tysiącleci i poddajmy się sile Dziecka, narodzonego po to, by nas naprawdę odnaleźć. Może to dla mnie – właśnie dla mnie – dziś znowu narodził się Pan w Betlejem? Bo on wytrwale szukał tego, co zginęło. Czy już znalazł?

 

«« | « | 2 | 3 | 4 | 5 | 6 | 7 | 8 | 9 | 10 | 11 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg
« » Listopad 2024
N P W Ś C P S
27 28 29 30 31 1 2
3 4 5 6 7 8 9
10 11 12 13 14 15 16
17 18 19 20 21 22 23
24 25 26 27 28 29 30
1 2 3 4 5 6 7
Pobieranie... Pobieranie...