Sześć homilii
Piotr Blachowski
Chcemy żyć szczęśliwie, nie zwracając uwagi na złe strony życia, nie bacząc na cierpienia, przyjmując nasze problemy jako coś, co nas spotyka, „bo takie jest życie”. Jednakże cierpienie tak jak było wpisane w życie Chrystusa, tak jest pośrednio wpisane w nasze. Nasze krzyżyki, krzyże są naszymi stacjami drogi życia.
Analizując nasze życie pod kątem drogi krzyżowej, znajdujemy nierzadko podobieństwa, pozwalające się nam zbliżyć do wiary w Boga – Jezusa Chrystusa. Cierpimy z miłości, z choroby, z bólu. Cierpienia nasze mogą wypływać z braku radości, z nadmiaru trosk. Cierpimy fałszywie oskarżani, pomawiani, czasami myślimy, że cierpienie jest wpisane w całe nasze życie. Słowa Jeremiasza wydają się odnosić do nas samych, a dotykając nas, dają nam dużo do myślenia. „Uwiodłeś mnie, Panie, a ja pozwoliłem się uwieść; ujarzmiłeś mnie i przemogłeś. Stałem się codziennym pośmiewiskiem, wszyscy mi urągają.” (Jr 20,7). Bo przecież chcemy żyć miło, łatwo i przyjemnie. Ale patrząc na czasy dzisiejsze, na prześladowania chrześcijan w Afryce, dochodzimy do wniosku, że nie jest łatwo żyć przy Chrystusie.
Gdy słuchamy Ewangelii, ciarki przechodzą nam po plecach, a słowa Jezusa do Piotra: „Zejdź mi z oczu szatanie!” (Mt16,23) wywołują grozę. O co chodzi? Wyrzuty Piotra były reakcją spontaniczną, ale jego serce i umysł nie mogły powiedzieć nic innego, gdyż chodziło o życie Jezusa. Swoją również bezpośrednią odpowiedzią Pan Jezus wskazuje, że nie powinno się forsować własnych, subiektywnych zapatrywań. Przypuszczam, że Piotr miał w duszy podobne dylematy, do tego nie wczuł się w głębię całej sytuacji, ale Bóg wie lepiej, co dobre i nieodzowne. Dla nas szczególne znaczenie ma w dzisiejszej Ewangelii wypowiedź Chrystusa: „Jeśli kto chce pójść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje”(Mt 16,24). Jest ona nadzwyczaj ważna, ale i trudna, bo Jezus podejmował trudne zadanie. Dla nas podjęcie trudnego zadania z reguły jest połączone z mniejszym lub większym ryzykiem. Pan Jezus nie ryzykował. On miał sto procent pewności, co Go czeka w Jerozolimie. Wiedział, czuł dokładnie każde uderzenie, każdy upadek. Czuł pocałunek Judasza i straszne pragnienie na krzyżu. Czuł jak bolą gwoździe...
Chyba jedynie słowa z listu do Rzymian trochę nas podbudowują: „proszę was, bracia, przez miłosierdzie Boże, abyście dali ciała swoje na ofiarę żywą, świętą, Bogu przyjemną, jako wyraz waszej rozumnej służby Bożej” (Rz 12,1). Jednakże nie szukajmy odpowiedzi na pytanie „za co?” ale odpowiedzmy sobie na inne: „dla Kogo?” To nie Bóg zsyła na nas krzywdy i cierpienia, więcej, Bóg kochając nas, nie pozwala na wyrządzenie nam krzywdy. ON przyjmuje nasze cierpienie, naszą chorobę, naszą krzywdę, lecz smuci się i współcierpi razem z nami.
Zło, które zalęgło się na tym świecie, a którego w przyszłym nie będzie – to nam obiecał Jezus, jest przyczyną tego wszystkiego, co nas dotyka, boli, rani, a czasami zabija. Musimy żyć wiarą, miłością, nieść swój krzyż, znosić upokorzenia. Musimy też pamiętać, że walka ze złem konsoliduje nas, chrześcijan, dramaty nas łączą, wiara udoskonala.
MARYJO, MATKO CHRYSTUSA pragniemy na modlitwie jednoczyć się z Tobą, z Tobą, któraś współcierpiała.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |