Podczas liturgii przez jej moc sakralną zostajemy postawieni w punkcie, w którym wieczność krzyżuje się z czasem i w którym stajemy się rzeczywiście współcześni wypadkom biblijnym od Stworzenia aż do Paruzji. Niebo zstępuje i człowiek jednoczy się z chórem aniołów, by godnie spotkać Przychodzącego.
Reforma reformy przez krok do przodu
Trzecie stanowisko bardziej czy mnie wyraźnie przekonuje, że posoborowa reforma liturgiczna zatrzymała się w połowie drogi. Stoimy – podkreśla się – przed koniecznością „reformy reformy”, ale przez ruch do przodu. To stanowisko jest bardzo zróżnicowane. Jako najmniej w Polsce znane wymaga tu obszerniejsze prezentacji. Upraszając, można mówić dwóch jego wersjach: radykalnej i umiarkowanej.
Stanowisko radykalne
Można tu zaliczyć np. teologię feministyczną, która uważa, że dotychczasowa liturgia dyskryminuje kobiety, bo uprzywilejowuje mężczyzn i wyznacza im pierwszoplanową rolę, co przejawia się choćby w fakcie, że celebransami mogą być tylko mężczyźni. Teologia feministyczna z reguły domaga się dopuszczenia kobiet do święceń kapłańskich.
Teologia feministyczna postuluje także konieczność radykalnych zmian języka liturgii, który – jak się twierdzi – dyskryminuje kobiety, ponieważ ma tzw. charakter męskocentryczny. Przykładowo, w obecnej liturgii Bóg jest nazywany praktycznie tylko w kategoriach i metaforach męskich: Ojciec, Syn, Odkupiciel, Zbawca, Stwórca, Król czy Ogrodnik, a przecież Biblia usprawiedliwia także język kobiecy w odniesieniu do Boga (co – dodajmy – znalazło już wyraz w nauczaniu dwóch ostatnich papieży i Katechizmu Kościoła Katolickiego) . Tak dochodzimy do współczesnego sporu wokół tzw. inkluzywnego języka w liturgii, a dokładniej wokół tzw. wertykalnego języka inkluzywnego, a więc języka, w którym jest miejsce na nazywanie i wzywanie Boga w kategoriach i metaforach żeńskich.
Przedstawicielki teologii feministycznej twierdzą, że jeśli Kościół rzeczywiście chce – jak naucza – eliminować ze swojego życia i struktur przejawy dyskryminacji kobiet, to język inkluzywny winien znaleźć przystań w liturgii. Wierzący, kobiety i mężczyźni, muszą mieć możliwość k o b i e c e g o wzywania i doświadczania Boga w czasie świętych obrzędów. Bez depatriarchalizacji liturgii nie można wyobrazić sobie pełnej depatriarchalizacji Kościoła .
Chociaż Bóg o macierzyńskim obliczu pojawił się w oficjalnym nauczaniu Jana Pawła II czy Katechizmu z 1983 r., to jednak nie widać możliwości, aby zagościł również w liturgii. Instrukcja „Liturgiam authenticam” (o stosowaniu w liturgii rzymskiej języków narodowych), wydana w 2001 r. przez Kongregację Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów, jednoznacznie negatywnie wypowiada się na temat języka inkluzywnego w liturgii (nr 28-31). Podobnie ujęła to Kongregacji Nauki Wiary w „Normach tłumaczenia tekstów biblijnych stosowanych w liturgii” (1997): W wierności natchnionemu Słowu Bożemu ma być zachowana tradycyjna biblijna praktyka nazywania osób Trójcy Świętej jako Ojca, Syna i Ducha Świętego. Podobnie w zgodzie z tradycją Kościoła, żeńskie i neutralne zaimki nie mogą być stosowane w odniesieniu do osoby Ducha Świętego (nr 4).
Stanowisko umiarkowane.
Nurt ten jasno dochodzi do głosu również w sporze o język inkluzywny. O ile stanowisko radykalne domaga się wertykalnego języka inkluzywnego w liturgii, o tyle umiarkowane opowiada się za tym językiem, ale tylko w wersji horyzontalnej – w odniesieniu do ludzi, nie zaś Boga. Nurt ten tworzy wielu teologów i biskupów, szczególnie ze świata anglojęzycznego .
Horyzontalny język inkluzywny postuluje odnoszenie do ludzi określeń neutralnych pod względem płci albo takiego alternatywnego słownictwa, aby obejmowało również kobiety. Jeżeli zatem np. liturgiczny zwrot „bracia” (fratres) czy „synowie Boży” (filii Dei) – zgodnie z intencją autorów tekstów liturgicznych – obejmuje nie tylko mężczyzn, ale i kobiety, to proponuje się posługiwanie językiem inkluzywnym: zamiast „bracia” – „siostry i bracia”, a zamiast „synowie Boży” – „dzieci Boże”. Proponuje się też neutralne tłumaczenie np. łacińskiego homo („człowiek”) – przez choćby, jak w języku angielskim, human being, nie zaś man („człowiek” i „mężczyzna”); a homines („ludzie”) – przez people czy humankind, a nie men („ludzie” i „mężczyźni”).