Jeśli jestem radosny, bo dobrze mi się wiedzie, to nic. Jeśli jestem radosny, choć wszystko idzie jak po grudzie, to... pewnie rozgrzewa mnie perspektywa przyszłości.
Izajaszowi przyszło żyć w ciekawych czasach VIII wieku przed Chrystusem. Co w tym wypadku nie znaczy jakoś specjalnie tragicznych. Owszem, patrzył na upadek Izraela, północnego państwa dawnego dziedzictwa Dawida i jego stolicy Samarii, ale nie musiał się tym specjalnie przejmować. Wszak jego państwem było królestwo południowe, Juda, ze stolicą w Jerozolimie. Władcy tego kraju bywali różni. Zasadniczo jednak ciut bardziej liczyli się z Bogiem niż królowie ich sąsiadów z północy. Taki Achaz, z którym prorok miał do czynienia, owszem, był bałwochwalcą. Nawet złożył Molochowi swojego syna w ofierze. Ale jego ojciec Jotam czy inny syn, Ezechiasz, z Bogiem jednak się liczyli. Pierwszy bardzo troszczył się o kult Jahwe, drugi przez roztropną politykę – no pewnie, słuchał przecież rad Izajasza – dał radę utrzymać odrobinę niezależności od potężnego sąsiada, Asyrii. Może dlatego Izajasz, choć wiele gorzkich słów wypowiedział pod adresem swojego ludu, jest też prorokiem nadziei. Nieraz trudnej, ale jednak.
Trudność w jakieś charakterystyce tej postaci sprawia fakt, że mniej więcej jedna trzecia jego księgi na pewno nie jest jego dziełem. Dotyczy bowiem czasów znacznie późniejszych. Wieku VI, niewoli babilońskiej i powrotu z niej. Proroctwa te, powstałe i spisane w innych czasach (zapewne przez uczniów samego Izajasza) dość dobrze jednak wpisują w charakter misji tego proroka. Owego z jednej strony piętnowania grzechów Narodu Wybranego, z drugiej niesienia mu pociechy.
W piętnowaniu grzechów Izajasz nie był dyplomatą. Już na samym początku jego księgi mamy jego płomienną mowę, w której zarzuca Bożemu ludowi, że jest głupszy niż wół i osioł. Bo bydlęta, w przeciwieństwie do Narodu Wybranego, wiedzą kto jest ich panem i żywicielem, a Izrael nawet o tym zapomina (już więc wiemy dlaczego w stajenkach mamy wołu i osła, choć w Ewangeliach nie ma najmniejszej o nich wzmianki). A piętnuje zasadniczo dwa grzechy: formalizm religijny (owocujący czasem bałwochwalstwem) i niesprawiedliwość społeczną. I mówi w imieniu Boga:
Biada ci, narodzie grzeszny, ludu obciążony nieprawością,
plemię zbójeckie, dzieci wyrodne!
Opuścili Pana, wzgardzili Świętym Izraela,
odwrócili się wstecz.
A potem kontynuuje:
Syt jestem całopalenia kozłów
i łoju tłustych cielców.
Krew wołów i baranów,
i kozłów mi obrzydła.
Gdy przychodzicie, by stanąć przede Mną,
kto tego żądał od was,
żebyście wydeptywali me dziedzińce?
Przestańcie składania czczych ofiar!
Obrzydłe Mi jest wznoszenie dymu;
święta nowiu, szabaty, zwoływanie świętych zebrań...
Nie mogę ścierpieć świąt i uroczystości.
Nienawidzę całą duszą
waszych świąt nowiu i obchodów;
stały Mi się ciężarem;
sprzykrzyło Mi się je znosić!
Gdy wyciągniecie ręce,
odwrócę od was me oczy.
Choćbyście nawet mnożyli modlitwy,
Ja nie wysłucham.
Ręce wasze pełne są krwi.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |