Jeżeli człowiek podejmie uczciwy, szczery namysł nad miłością Boga do człowieka, to nie zdziwi go to stwierdzenie: „Bóg odszedł od zmysłów”, tzn. stracił rozum. Stał się „szaleńcem”.
Prawdziwej miłości nie można pojąć. Ona domaga się utraty „rozumu”.
Bo jak na wariata ludzie patrzą na kogoś, kto:
- przebacza tym, którzy go skrzywdzili, nie czekając, aż oni przeproszą i będą prosili o wybaczenie;
- nie domaga się zwrotu pożyczonych pieniędzy i daje więcej, niż tylko to, o co go poproszą;
- pomaga bezinteresownie obcym, nieznanym ludziom;
- rozdaje wszystko, co ma, i idzie służyć najuboższym;
- uczciwie i solidnie pracuje, mimo że inni nie raz to wykorzystają;
- błogosławi tych, którzy go prześladują, i modli się za nich;
- nie złorzeczy, nie przeklina w chwilach trudnych i złych, itd. itp.
„Wszystko znosi, wszystkiemu wierzy, we wszystkim pokłada nadzieję, wszystko przetrzyma.” (1 Kor 13,7)
Czyż można zrozumieć miłość, która sprawia, że Bóg – najwyższy i straszliwy – staje się Człowiekiem – maleńkim Dzieckiem, urodzonym w stajni?
Czytania mszalne rozważa Elżbieta Krzewińska
Wszystkie komentarze »
Uwaga! Dyskusja została zamknięta.